[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Była bardzo chorowita  odpowiedziała, patrząc mi prosto w oczy.
 To, że często chorowała, nie znaczy jeszcze, że miewała biegunki i nudności  wyjaśniłam
cierpliwie.
 Tak, miewała. Mówiłam to już Maxowi Fergusonowi.  Z jej oczu znowu popłynęły łzy. 
Doprawdy nie rozumiem, dlaczego mam wciąż odpowiadać na te same pytania. To boli. Moje
rany są jeszcze świeże.
 Przykro mi  powiedziałam ze współczuciem, o które sama siebie nie podejrzewałam.
Kiedy zdążyła o tym opowiedzieć Fergusonowi? Czy dzwonił do niej po powrocie z Quantico?
Jeżeli tak, musiała być jedną z ostatnich osób, z którymi rozmawiał przed śmiercią.
 Przecież to się jej nie przydarzyło dlatego, że była chorowita  skarżyła się Denesa Steiner,
zanosząc się płaczem.  Sądziłam, że będziecie mi zadawać takie pytania, które pomogą go
schwytać.
 Pani Steiner. Wiem, że trudno pani o tym mówić, ale gdzie zamieszkaliście po śmierci
Mary Jo?
 Boże, błagam, pomóż mi.
Schowała twarz w dłoniach. Widziałam, że usiłuje wziąć się w garść, ramiona jednak wciąż
drgały jej od szlochu. Powoli jednak opanowała się i wreszcie spojrzała na mnie. Jej oczy były
tak zimne, że przypominały jezioro nocą, z lustrem wody nieruchomym jak z kamienia.
Poczułam nagły lęk, znany mi czasami ze snów.
 Czy pani zna tego człowieka?  zapytała cicho.
 Jakiego człowieka?  zdziwiłam się.
W tym momencie do pokoju wszedł Marino, niosąc kanapki, butelkę chablis i papierowy
ręcznik.
 Mężczyznę, który zabił tamtego chłopca. Czy pani rozmawiała kiedyś z Gaultem? 
zapytała.
Marino podniósł jej kieliszek i napełnił winem, a tacę z kanapkami postawił na stoliku.
 Pozwól, że ci pomogę.  Wzięłam od niego serwetkę i wytarłam rozlane wino.
 Proszę mi powiedzieć, jak on wygląda.  Znowu zamknęła oczy.
Przed oczyma stanęła mi jak żywa twarz Gaulta, wyraznie czułam jego przeszywający
wzrok, widziałam jasne włosy. Był szczupły, niewysoki i szybki. Ale najważniejsze były oczy.
Nigdy ich nie zapomnę. Wiedziałam, że mógłby rozpruć człowiekowi gardło bez drgnienia
powieki. Wszystkie swoje ofiary zabijał, patrząc na nie tymi błękitnymi oczami.
 Przepraszam  powiedziałam, zdając sobie sprawę, że pani Steiner czeka na odpowiedz.
 Dlaczego pozwoliliście mu uciec?  zapytała oskarżycielskim tonem i znowu zaczęła
płakać.
Pora była kończyć wizytę. Przy pożegnaniu Marino jeszcze raz powtórzył Denesie, że
koniecznie powinna odpocząć. Był w bardzo złym humorze, gdy wsiadaliśmy do samochodu.
 To Gault zabił jej kota  powiedział.
 Nie ma żadnej pewności.
 Nie chcę tego słuchać, mówisz jak prawnik.
 Bo jestem prawnikiem  odparłam.
 No tak. Wybacz, zapomniałem, że posiadasz również tego rodzaju wykształcenie. Po
prostu umknęło mojej pamięci, że jesteś doktorem, prawnikiem i wodzem indiańskim w jednej
osobie.
 Wiesz, że Ferguson kontaktował się z panią Steiner po powrocie z Quantico?
 Do diabła, nic mi o tym nie wiadomo.
 %7łegnając się z nami, wspominał, że chce zadać jej kilka pytań o stan zdrowia Emily. Z
tego, co mi powiedziała, wynika, że się kontaktowali, a zatem musiał z nią rozmawiać tuż przed
śmiercią.
 Może zatelefonował do niej od razu po przyjezdzie z lotniska.
 A potem udał się na górę i założył sobie na szyję pętlę.
 Nie, pani doktor. Poszedł na górę walić konia. Może to rozmowa z nią wprowadziła go w
taki nastrój.
 To było możliwe.
 Marino, jak nazywa się ten chłopak, który podobał się Emily? Pamiętam tylko, że ma na
imię Wren.
 Czemu pytasz?
 Chcę się z nim zobaczyć.
 Pragnę ci przypomnieć, że jest dziewiąta. O ile znam uczniowskie zwyczaje, to powinien
już kłaść się spać.
 Marino  powiedziałam wkurzona  możesz odpowiedzieć na moje pytanie?
 Wiem, że mieszka gdzieś niedaleko Steinerów.  Zatrzymał się na poboczu i zapalił światło
w samochodzie.  Nazywa się Maxwell.
 Muszę się z nim spotkać jeszcze dziś.
Marino zamknął notes i spojrzał na mnie. W jego zmęczonych oczach czaiło się coś więcej
niż uraza. Wyrażały ból.
Maxwellowie mieszkali w nowoczesnym drewnianym domu, zbudowanym na zalesionej
działce, z której widać było jezioro.
Zaparkowaliśmy wóz na żwirowym podjezdzie, rzęsiście oświetlonym żółtawym światłem
reflektorów. Było tak zimno, że liście rododendronów zaczęły się już zwijać, a oddech zmieniał
się w kłęby pary. Drzwi otworzył nam młody, szczupły mężczyzna o pociągłej twarzy, w
okularach. Ubrany był w ciemny, wełniany szlafrok, na nogach miał kapcie. Przemknęło mi
przez myśl, że w tym mieście chyba nie tylko uczniowie szykują się na spoczynek przed dziesiątą
wieczorem.
 Jestem kapitan Marino, a to doktor Scarpetta  powiedział Marino ostrym, policyjnym
tonem, który napełniłby lękiem każdego obywatela.  Współpracujemy z lokalną policją w
sprawie Emily Steiner.
 Jesteście tą ekipą spoza miasta  rzekł nasz rozmówca.
 Czy pan Maxwell?  zapytał Marino.
 Lee Maxwell. Proszę wejść. Domyślam się, że chcecie państwo porozmawiać o Wrenie.
Gdy znalezliśmy się w holu, po schodach zeszła otyła kobieta w różowym peniuarze.
Spojrzała na nas tak, jakby doskonale wiedziała, po co przyszliśmy.
 Jest w swoim pokoju na górze. Właśnie skończyłam czytać mu książkę  powiedziała.
 Czy mogę teraz porozmawiać z państwa synem?  zapytałam możliwie miłym głosem,
widząc, że Maxwellowie są zdenerwowani.
 Zaraz po niego pójdę  zaproponował ojciec.
 Jeśli można, wolałabym wejść na górę.
Pani Maxwell bezmyślnie skubała nitkę sterczącą ze szwa na mankiecie szlafroka. W uszach
miała małe srebrne kolczyki w kształcie krzyżyków, pasujące do naszyjnika.
 Gdy doktor Scarpetta pójdzie na górę, ja poproszę państwa o chwilę rozmowy  oznajmił
Marino.
 Ten policjant, który zmarł, już rozmawiał z Wrenem  poinformował nas Lee Maxwell.
 Wiem o tym  oznajmił Marino tonem dającym do zrozumienia, że kompletnie go nie
interesuje, kto rozmawiał z ich synem.  Postaramy się nie zabrać państwu wiele czasu.
 W takim razie proszę na górę  zwróciła się do mnie pani Maxwell.
Zaczęła się ociężale wspinać po drewnianych schodach, a ja posuwałam się wolno za nią. Na
piętrze, które było tak jaskrawo oświetlone, że natychmiast rozbolały mnie oczy, było kilka
pokoi. Odniosłam wrażenie, że w domu Maxwellów światło pali się w każdym, najmniejszym
nawet kącie. Gdy weszłyśmy do sypialni, Wren stał w piżamie na środku pokoju. Spojrzał na nas
tak, jakbyśmy przyłapały go na czymś, co wolałby ukryć.
 Dlaczego nie leżysz w łóżku, synku?  zapytała matka, głosem bardziej zmęczonym niż
zaskoczonym.
 Chciało mi się pić.
 Chcesz, żebym ci przyniosła jeszcze jedną szklankę wody?
 Nie, ta mi wystarczy.
Patrząc na niego, zrozumiałam, dlaczego Emily się w nim zadurzyła. Był wysoki i bardzo
szczupły, jakby mięśnie nie nadążały za tempem wzrostu. Miał puszyste jasnoblond włosy,
ciemnoniebieskie oczy, gładką cerę i pełne usta. Paznokcie nosiły ślady obgryzania, a nadgarstki
opinały ciasno przylegające bransoletki z niewyprawionej cielęcej skóry. Goś mi mówiło, że
musi mieć w szkole duże powodzenie u dziewcząt, które zapewne traktuje nie najlepiej.
 Wren, to jest pani doktor...  kobieta spojrzała na mnie  ...przepraszam, ale nie
zapamiętałam pani nazwiska. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •