[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie mówione.
W pomieszczeniu, które zajmowaliśmy, sypiały teraz oprócz mnie, Soli, jej wychowanka i psa Woola,
trzy czy cztery kobiety wraz z dziećmi. Dorośli mieli zwyczaj wymieniać przed udaniem się na spoczynek kilka
przypadkowych uwag i teraz, znając już język, przysłuchiwałem się im z ciekawością, mimo że sam nigdy się
20
nie wtrącałem. Wieczorem tego dnia, w którym uwięziona została doprowadzona do sali audiencyjnej rozmowa
wreszcie skupiła się wokół niej. Momentalnie zamieniłem się w słuch. Uprzednio obawiałem się wypytywać
Solę o pięknego jeńca, gdyż ciągle tkwił mi w pamięci dziwny wyraz jej twarzy po moim pierwszym spotkaniu z
dziewczyną. Nie wiedziałem, co oznaczał, jednak, wciąż oceniając wszystko z punktu widzenia człowieka z
Ziemi, uważałem, że będzie bezpieczniej okazywać obojętność, dopóki nie dowiem się, jakie uczucia Sola
naprawdę żywi wobec przedmiotu mojego zainteresowania.
Sarkoja, jedna ze starszych kobiet, dzielących z nami pomieszczenia, była obecna w sali audiencyjnej
jako strażniczka pojmanej i do niej właśnie były kierowane wszystkie pytania.
- Kiedy wreszcie - spytała jedna z kobiet - będziemy się radowali śmiertelnymi mękami Czerwonej? A
może Lorquas Ptomel zamierza wymienić ją na okup?
- Zdecydowano zabrać ją do Thark - odpowiedziała Sarkoja - i poddać męczarniom w czasie Wielkich
Igrzysk, aby również Tal Hajus mógł się cieszyć jej agonią.
- W jaki sposób zostanie uśmiercona? - spytała Sola. - Jest bardzo drobna i piękna. Sądziłam, że zostanie
wymieniona na okup.
Sarkoja i inne kobiety oburzyły się, że Sola daje dowód słabości.
- Szkoda Solo, że nie urodziłaś się milion lat temu - powiedziała Sarkoja złośliwie - gdy wszystkie
zagłębienia w ziemi były wypełnione wodą, a ludzie mieli charaktery miękkie jak ciecz, po której pływali.
Dzisiaj jesteśmy już na tyle rozwinięci, że zdajemy sobie sprawę, iż tego typu sentymenty oznaczają tylko
słabość i atawizm. Nie byłoby dla ciebie dobrze, gdyby Tars Tarkas dowiedział się, ze hodujesz w sobie tak
zdegenerowane uczucia. Wątpię czy by ci pozwolił wypełniać w dalszym ciągu obowiązki matki.
- Nie widzę nic złego w moim zainteresowaniu losem tej kobiety - odpowiedziała Solą. - Nigdy nas nie
skrzywdziła i przypuszczam, że nie wyrządziłaby nam żadnej krzywdy, gdybyśmy wpadli w jej ręce Tylko
mężczyzni jej rasy prowadzą z nami wojnę i zawszę uważałam, ze ich stosunek do nas jest odbiciem, na dodatek
nikłym, naszego stosunku do nich. %7łyją w przyjazni ze wszystkimi swoimi sąsiadami, chyba że obowiązek
wzywa ich do walki, podczas gdy my walczymy bez przerwy i ze wszystkimi, zarówno z czerwonymi, jak i z
własną rasą. Nawet w obrębie plemion stale są toczone walki między poszczególnymi wojownikami. Całe nasze
życie jest znaczone przelaną krwią, od chwili gdy przebijemy skorupkę jajka, aż do momentu, w którym
powierzamy się tajemniczym wodom rzeki Iss, unoszącym nas ku nieznanemu, ale na pewno nie bardziej
przerażającemu i okrutnemu przeznaczeniu. Szczęśliwy jest ten, kogo śmierć zabiera w młodości! Powiedz Tars
Tarkasowi co ci się podoba, nie wymyśli on dla mnie nic gorszego niż to straszne życie, które teraz jest naszym
udziałem.
Ta nieoczekiwana i gwałtowni tyrada tak zaskoczyła i zbiła z tropu pozostałe kobiety, ze nie zdobyły się
na nic ponad kilka słów ogólnej reprymendy. Potem zapadły w długie, milczenie, a wkrótce posnęły. Ten
incydent przekonał mnie, że Sola nie żywi wobec dziewczyny wrogich uczuć oraz, że miałem wyjątkowe
szczęście dostając się w jej ręce, a nie w ręce, które ś z pozostałych kobiet.
Wiedziałem, że mnie lubi, a teraz, gdy usłyszałem, że nienawidzi okrucieństwa i barbarzyństwa,
zacząłem żywic nadzieje, iż mogę liczyć na jej pomoc w zorganizowaniu ucieczki, zakładając oczywiście, że
taka ucieczka była możliwa.
Nie wiedziałem czy na Marsie jest jakieś lepsze dla mnie miejsce, ale jeśli nawet nie, to wolałem raczej
ryzykować życie wśród podobnych mi ludzi niż zostać dłużej wśród potwornych, krwiożerczych zielonych istot.
Zwycięzca i wódz
Następnego ranka wstałem bardzo wcześnie. Pozostawiono mi względną swobodę  Sola powiedziała mi,
że póki nie próbuje opuścić miasta, wolno mi wychodzić i wracać kiedy mi się podoba. Ostrzegła mnie
jednocześnie, abym nie oddalał się zbytnio bez broni, gdyż w tym mieście, podobnie jak we wszystkich
opuszczonych metropoliach starej marsjańskiej cywilizacji, często spotyka się jak już tego doświadczyłem,
wielkie białe małpy. Dodała przy tym, że Wooła nie dopuści, abym wyszedł poza granice miasta i bardzo
stanowczo uprzedziła przed igraniem z krwiożerczą naturą zwierzęcia, to znaczy niezwracaniem uwagi na jego
ostrzeżenia po zbyt bliskim podejściu do obszarów, na które nie wolno mi wchodzić. Gdybym próbował mu się
przeciwstawić przywlókłby mnie z powrotem do miasta żywego albo umarłego.  Najprawdopodobniej
umarłego  dodała.
Tego rana byłem zajęty badaniem nieznanej mi dotąd ulicy i nieoczekiwanie znalazłem się blisko granicy
miasta. Przede mną leżało pasmo niskich wzgórz, poprzecinane wąskimi wąwozami. Zapałałem chęcią zbadania
okolicy i przyjrzenia się krajobrazowi, który krył się. poza zasłaniającymi mi widok wzgórzami.
Zauważyłem także, że jest to znakomita okazja do sprawdzenia jak zachowa się Woola. Byłem pewien,
że mnie lubi, dostarczył mi na to więcej dowodów niż jakakolwiek inna marsjańska istota. Miałem nadzieje, że
wdzięczność za dwukrotne uratowanie mu życia przeważy nad obowiązkiem, nałożonym na niego przez jego
okrutnych panów. Gdy podchodziłem do granicy miasta Woola biegał nerwowo przede mną, od czasu do czasu
21
ocierając się o moje nogi. Wygląd miał raczej smutny niż drapieżny, nie obnażał wielkich kłów ani nie warczał
ostrzegawczo. Pozbawiony przyjazni i towarzystwa istot, należących do mego gatunku, obdarzałem dość dużą
życzliwością Woola i Solę, gdyż pochodzący z Ziemi człowiek musi znalezć ujście dla swych naturalnych
uczuć. Zdecydowałem się, że będę polegał na podobnym instynkcie tej wielkiej bestii i miałem nadzieje, że się
nie rozczaruje.
Nigdy go nie głaskałem ani się z nim nie bawiłem, ale teraz usiadłem na ziemi, objąłem ramionami jego
grubą szyje i zacząłem przemawiać nowo nauczonym jeżykiem, tak jakbym przemawiał do mego ziemskiego
psa. Reakcja była taka, jakiej się spodziewałem  otworzył pysk najszerzej jak mógł, pokazując przy rym cały
komplet zębów i marszcząc skórę, w której niemal całkowicie zginęły jego ślepia. Jeśli widzieliście
kiedykolwiek uśmiechającego się szkockiego owczarka, to macie pewne wyobrażenie o tym, jak w tej chwili
wyglądał Woola. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •