[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kieszeni płaszcza. Zastrzeliłby natychmiast każdego, kto wykonałby jakikolwiek podejrzany
ruch. W końcu zatrzymał spojrzenie na St. Regis Hotel i szybko otworzył tylne drzwi
samochodu. Ze środka wysunęła się najpierw parasolka, a zaraz potem męski but. Z drugiej
strony samochodu wysiedli błyskawicznie jeszcze dwaj ludzie i po chwili wszyscy czterej
pośpiesznie wbiegli do hotelowego hallu.
Luciano Parotti pomógł swojemu szefowi, Frankowi Gambino, zdjąć płaszcz i
spojrzeniem nakazywał kierowcy pozostać w samochodzie. Osobisty goryl starego Gambino,
ciemnoskóry mężczyzna z
Sycylii, zwany Combo, oddał płaszcze w szatni i pierwszy wszedł do zacisznego baru.
Wrócił po kilkunastu sekundach.
 W porządku, szefie  powiedział suchym dyszkantem.  Czeka na pana.
 Zostań tu, Combo  rozkazał Frank Gambino i pierwszy wszedł do baru.
 Miej oczy  dorzucił cicho Parotti i ruszył za swoim szefem.
W barze było niewiele osób. Pora została wybrana właściwie, ocenił Parotti. Do
lunchu pozostała jeszcze godzina i jak na razie krzesełka przy stolikach stały puste. W środku
sali, blisko okna, siedzieli dwaj mężczyzni pogrążeni w milczeniu. Jednym z nich był
Calthrop, drugim Jim Parotti.
Brzydka, pokiereszowana twarz Luciano Parottiego nawet nie drgnęła na widok syna.
Niepokój eksplodował gdzieś w środku głowy, ale doświadczony mafioso doskonale potrafił
to ukryć.
Calthrop wstał i uprzejmie uścisnął dłoń Frankowi Gambino. Stary szef jednego z
najpotężniejszych syndykatów zbrodni w Ameryce uśmiechnął się lekko, co miało oznaczać,
że docenia gest Calthropa. Jego oczy prześlizgnęły się po sylwetce zawodowego mordercy i
zatrzymały na młodym Parottim.
 Dzień dobry, Jim  powiedział słodkim głosem.  Długo się nie odzywałeś.
Niepokoiliśmy się o ciebie, chłopcze.
 Musiałem wyjechać, don Gambino  odezwał się młodzieniec, nie podnosząc oczu. 
Miałem problemy...
 Cóż  przerwał Gambino.  Wielka szkoda, że nie zwróciłeś się do mnie o pomoc.
Wiesz, że z twoim ojcem jesteśmy bardzo zaprzyjaznieni i niczego nie mógłbym ci odmówić.
 To była osobista sprawa...
 Rozumiem  skinął głową stary, ale jego chuda, końska twarz wyraznie zszarzała. 
Pan Calthrop zapewne nie spotkał się z tobą przypadkiem, prawda?
Jim Parotti nie odpowiedział. Spojrzał na Calthropa i w jego oczach pojawił się lęk.
Wiedział, że jego przyszłość rozstrzygnie się za kilkanaście minut i rozwścieczał go fakt, że
ktoś zrobi to za niego. Wściekłość jego była tym większa, im jaśniej zdawał sobie sprawę z
własnego położenia.
 Panie Gambino  odezwał się cicho Calthrop  przykro mi, że ten młody człowiek
jest pana dobrym znajomym. Przez swoją naiwność skomplikował bardzo wiele spraw. Zbyt
wiele powiedział i przez to zabito moją matkę. Mógłbym go zastrzelić ale na to jest przecież
zawsze czas. Chcę wiedzieć dlaczego właśnie pan zainteresował się moją osobą.
 Proszę nic nie ukrywać  powiedział nagle Luciano Parotti.  Chcę znać prawdę o
moim synu.
 Dobrze  zgodził się Calthrop.  Jim ma w Paryżu kochankę, której opowiedział o
waszym zamiarze zlecenia mi pewnej roboty. Ta kobieta przekazała to swojemu mężowi,
który postanowił nasłać na mnie swoich ludzi i chwilowo unieszkodliwić. To się nie udało,
ale zginęła niewinna kobieta. Domyślacie się panowie, że od tamtej chwili nie jest to dla mnie
wyłącznie zawodowy problem.
 Nazwisko tej kobiety  Gambino podniósł brwi, a jego oczy zrobiły się bardzo blade.
 Monika Sabatini...
 Zabiję cię  jęknął młody Parotti, ale nie poruszył się z miejsca.  Przysięgam, że
zabiję cię, ty gadzie.
Frank Gambino nie odezwał się ani słowem. Patrzył przeciągle na Jima Parottiego i
wszyscy przy stoliku wiedzieli, co ta cisza oznacza.
Luciano Parotti poruszył się jakby chciał wstać, a jego potężne pięści zacisnęły się
pod stołem. Nie mógł znieść, że jego ukochany syn był zdrajcą i w dodatku okazał całej
rodzinie brak szacunku. Nie mieściło się mu w głowie, że tak właśnie mógł postąpić Włoch,
człowiek, którego ojciec był szanowanym obywatelem Ameryki. Gdzie była wdzięczność za
opiekę i ochronę? Czyżby tak łatwo zapomniał o życzliwości don Gambino dla całej rodziny
Parottich? Dla Luciano Parottiego było to coś gorszego niż zwykły donos na policji. Zdrada
interesów syndykatu i zdrada dona, bo tak właśnie rozumiał romans syna z byłą żoną szefa, to
wszystko zasługiwało tylko na jedną karę.
 Ta kobieta już nie żyje  powiedział spokojnie Calthrop i położył na obrusie
najnowszy numer  Le Figaro .  To było konieczne.
Młody Parotti chwycił gazetę w obie ręce i nerwowo zaczął czytać krótką wiadomość.
Kiedy skończył, wyglądał tak jakby przez rok nie opuszczał sauny.
 To nie koniec  kontynuował Calthrop.  Jej mąż zaangażował ludzi, którzy próbują
mnie znalezć i zastrzelić. Poinformował o mnie policję i Interpol. Mam nadzieję, że po
śmierci żony zmieni zdanie. Wiem natomiast na pewno, że Interpol o mnie nie zapomni i
będzie mnie szukał aż do skutku. Mam na swoim koncie sporo trupów i mógłbym mieć
jeszcze jednego, ale postanowiłem oddać wam waszego człowieka. Sami będziecie wiedzieli
najlepiej, co z nim zrobić.
 Jim  syknął stary Gambino  idz do samochodu i zaczekaj tam.
Parotti junior pochylił się i odwinął nogawkę spodni. Jego palce objęły ostrożnie
niewielkie pudełko przyklejone plastrem do łydki. Gambino i Parotti również zajrzeli pod
stół. Calthrop dostrzegł ich pytające spojrzenie.
 Aadunek wybuchowy  powiedział beznamiętnie morderca.  Reaguje na impuls
elektryczny. To był jedyny sposób, żeby nie próbował ucieczki.
Kiedy młody Parotti wyszedł z baru, Calthrop spojrzał dyskretnie na zegarek. Obaj
mafiosi zauważyli to spojrzenie i przystąpili do ubijania interesu.
 Pewni ludzie chcą przejąć interesy naszego syndykatu  zaczął Gambino.  Od blisko
roku nasze wpływy z handlu narkotykami zmniejszyły się o jedną czwartą. Domyśla się pan,
co to oznacza. Powiedziano mi, że jest pan człowiekiem, który mógłby nam pomóc.
 Kim są ci ludzie?  zapytał Calthrop. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •