[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez czas. Nie miał drzwi, tylko okno.
- A więc zawezwij coś innego - ponaglił go hrabia Smiorgan. - Cokolwiek.
- Nie jestem pewien...
I, podjąwszy nagle decyzję, Elryk przeturlał się po rumowisku, po czym rzucił w stronę
schronienia, skacząc przez jedyny otwór, i wylądował na stercie gruzu, raniąc sobie przy tym
dłonie i kolana.
Powstał z trudem. W pewnej odległości widział olbrzymi, bezoki posąg górujący nad
miastem. Jak powiadano, był to wizerunek Ariocha - chociaż nie przypominał on żadnego
znanego Elrykowi wyobrażenia tego bóstwa. Czy rzezba ta miała chronić R lin K ren A a - czy
też mu zagrażać? KtoÅ› krzyknÄ…Å‚. Melnibonéanin wyjrzaÅ‚ przez okno i spostrzegÅ‚, że spadajÄ…cy
na ziemię dysk odciął przedramię jednego z żeglarzy.
Albinos wyciągnął z pochwy Zwiastuna Burzy i uniósł go, celując ostrzem w stronę
nefrytowego posÄ…gu.
- Ariochu! - krzyknął. - Wspomóż mnie!
Czarne światło wystrzeliło z ostrza, które zaczęło śpiewać, jak gdyby przyłączając się
do zaklęcia Elryka.
- Ariochu!
Czy demon przybÄ™dzie? CzÄ™sto opiekuÅ„cze bóstwa Królów Melniboné nie chciaÅ‚y siÄ™
zmaterializować, tłumacząc, że wstrzymywały je o wiele ważniejsze sprawy dotyczące
odwiecznej walki między Prawem a Chaosem.
- Ariochu!
Mężczyznę i jego miecz spowijał teraz pulsujący, czarny opar, w którym rozmyła się
biała twarz Elryka, jak gdyby miała zaraz pierzchnąć wraz z mgłą.
- Ariochu! Błagam, byś mi pomógł! Wzywa cię Elryk!
Wówczas uszu Melnibonéanina dobiegÅ‚ gÅ‚os. ByÅ‚ Å‚agodny, dobrotliwy i spokojny jak
mruczenie kota.
- Elryku, jesteś mym ulubieńcem. Kocham cię najbardziej ze wszystkich śmiertelników,
lecz pomóc ci nie mogę. Nie teraz.
- A więc pisane jest nam wszystkim polec tutaj! - krzyknął albinos z rozpaczą.
- Ty możesz umknąć przed niebezpieczeństwem. Uciekaj samotnie w las. Zostaw
pozostałych, póki jeszcze na to pora. Twoje przeznaczenie ma wypełnić się gdzie indziej i
kiedy indziej...
- Nie opuszczÄ™ ich.
- Jesteś głupcem, słodki Elryku.
- Ariochu, od powstania Melniboné wspomagaÅ‚eÅ› jego królów. Zrób to i dzisiaj dla
ostatniego z władców Jasnego Imperium!
- Nie mogę trwonić energii. Istnieje grozba, że wkrótce zacznie się bitwa. Powrót do
R lin K ren A a wiele by mnie kosztował. Uciekaj teraz. Ocalisz życie. Tylko oni zginą.
I WÅ‚adca PiekieÅ‚ odszedÅ‚. Elryka opuÅ›ciÅ‚o poczucie bliskoÅ›ci bóstwa. Melnibonéanin
zmarszczył brwi i pomacał wiszącą u pasa sakiewkę, starając się przypomnieć sobie coś, co
kiedyś słyszał. Powoli schował do pochwy opierający się miecz. Nagle rozległ się trzask i przed
albinosem stanÄ…Å‚ zdyszany Smiorgan.
- I co, czy przybędzie ktoś nam z odsieczą?
- Niestety nie - Elryk pokręcił głową z rozpaczą. -Arioch ponownie mi odmówił. Znowu
opowiadał coś o wyższym przeznaczeniu, o tym, że musi zachować siły na pózniej.
- Twoi przodkowie powinni byli sobie wybrać na opiekuna jakiegoś bardziej uległego
demona. Nasi gadokształtni znajomi już nadchodzą. Zobacz - Smiorgan wskazał na peryferie
miasta. Grupa licząca około tuzina szczudłonogich stworzeń zbliżała się, trzymając w
pogotowiu olbrzymie pałki.
Z rumowiska po drugiej strome ściany dobiegły ich odgłosy szamotaniny i w otworze
pojawił się Avan, prowadzący swych ludzi. Vilmirianin przeklinał głośno.
- Obawiam się, że nie będzie dodatkowej pomocy - powiadomił go Elryk.
Książę Avan uśmiechnął się gorzko.
- A więc wygląda na to, że te potwory na zewnątrz wiedziały więcej niż my!
- Będziemy musieli spróbować ukryć się przed nimi -powiedział Smiorgan bez
przekonania. - Nie przeżyjemy walki.
Niewielka grupka opuściła zrujnowany dom i poczęła przedzierać się z wolna w stronę
centrum miasta i Nefrytowego Człowieka, usiłując przez cały czas pozostawać pod osłoną
murów.
Dobiegający z tyłu ostry syk dał im znać, że gadokształtni wojownicy spostrzegli ich
znowu. Kolejny Vilmirianin padł z kryształowym dyskiem sterczącym z karku. Pozostali przy
życiu rzucili się do panicznej ucieczki.
Przed nimi znajdował się czerwony, kilkupiętrowy budynek z ocalałym dachem.
- Do środka! - krzyknął książę Avan.
Z pewną ulgą popędzili w górę po schodach. Przemierzywszy szereg zakurzonych
korytarzy zatrzymali się w olbrzymiej, mrocznej sali, by złapać oddech.
Komnata była całkowicie pusta. Poprzez szczeliny w ścianach sączyły się do środka
nieliczne promyki światła.
- Ten budynek miał więcej szczęścia niż reszta miasta -odezwał się książę Avan. -
Ciekawe, czemu służył. Może to była forteca?
- Mieszkańcy tego miasta nie stanowili chyba rasy wojowników - zauważył Smiorgan. -
Podejrzewam, że ta budowla pełniła inną funkcję.
Trzech pozostałych przy życiu członków załogi rozglądało się trwożnie dokoła.
Wyglądali, jak gdyby woleli pozostać na zewnątrz i tam stawić czoło odrażającym
przeciwnikom.
Elryk ruszył przez salę i nagle zatrzymał się, zauważywszy rysunek na przeciwległej
ścianie.
Smiorgan też go zobaczył.
- Co to takiego, przyjacielu?
Elryk rozpoznaÅ‚ symbole bÄ™dÄ…ce graficznym zapisem Wysokiej Mowy Melniboné,
jednak w subtelny sposób różniącym się od znanej mu formy. Rozszyfrowanie treści zabrało
mu trochÄ™ czasu.
- Czy wiesz, co głoszą te znaki, Elryku? - zapytał książę Avan, podchodząc do nich.
- Owszem, ale brzmi to dosyć zagadkowo. Tu jest napisane:  Jeżeli przybyłeś, by mnie
zgładzić, witaj. Jeżeli przybyłeś nie potrafiąc obudzić Nefrytowego Człowieka, odejdz...
- Ciekawe, czy skierowane jest to do nas - zastanawiał się Avan - czy też widnieje tu od
jakiegoÅ› czasu?
Elryk wzruszył ramionami.
- Ten napis mógł powstać w dowolnym momencie podczas minionych dziesięciu
tysięcy lat...
Smiorgan podszedł do ściany i wyciągnął rękę, by jej dotknąć.
- Ja bym powiedział, że namalowano go niezbyt dawno. Farba jest wciąż mokra.
Elryk zmarszczył brwi.
- A więc w mieście nadal są jacyś mieszkańcy. Czemu się nam nie ujawnią?
- A może to te gady zamieszkują R lin K ren A a? -powiedział Avan. - Legendy nie
precyzują, że to ludzie uciekali z miasta...
Twarz Elryka spochmurniaÅ‚a. Melnibonéanin już zamierzaÅ‚ udzielić gniewnej
odpowiedzi, gdy przerwał mu Smiorgan.
- A jeżeli ruiny te mają teraz jednego tylko mieszkańca. Czy myślałeś o tym, Elryku? O
Istocie Skazanej na %7łycie? To ona mogła napisać podobne zdanie...
Elryk, nic nie mówiąc, zasłonił twarz rękami.
- Chodzcie - odezwał się Avan. - Nie mamy czasu, by dyskutować na temat legend. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •