[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fo. - I wtedy by to znaczyło pod.
- W takim razie wszystko by się zgadzało.  Ukryliśmy koronę i królewski miecz pod... No,
i co tam jest dalej? Miałeś tam jakieś całe słowo. Mogę zobaczyć, jak to zapisałeś? VAR
SINDE - forsind Co to znaczy?
- E, tam! To może znaczyć na albo coś takiego...
Jørgen spoglÄ…daÅ‚ na niego tÄ™po.
-  Ukryliśmy koronę i królewski miecz pod... na...
Wrzasnął ze złością tak głośno, że musiało go być słychać co najmniej na kilometr.
Annika zerwała się z podłogi.
- Musimy opowiedzieć o wszystkim Ronowi!
- Odważysz się go niepokoić? - zapytała Tone.
Ale Annika już była w hallu i stukała delikatnie do drzwi Rona. Wołała go też po imieniu,
ale nie odpowiadał.
- Nie ma go.
- Może śpi? - zastanawiała się Tone. - Wierz mi, fakt, że ten człowiek stoi na nogach, to
cud!
Annika znowu poczuła skurcz serca. Nie chciała, żeby Ron umarł. Może mogłaby - dzięki
swej miłości - uratować mu życie?
Dzięki swojej miłości? Czyż to jest miłość, to, co do niego czuje? Przecież nie. To jedynie
zainteresowanie, szczególny pociąg, nic więcej!
Lisbeth zawołała z dołu, że obiad gotowy. Podnieceni swoimi ostatnimi odkryciami zeszli
do salonu. Podczas obiadu siedzieli jak na szpilkach. Parkinson milczał naburmuszony,
najwyrazniej sam do niczego nie doszedł, a Lisbeth zadawała podchwytliwe pytania,
których intencje dość łatwo było odczytać. Bardzo trudno przychodziło zachować
tajemnicę, skoro ostatnie odkrycia buzowały w ich umysłach, wszyscy w duchu życzyli
swoim tak zwanym gościom wszystkiego najgorszego. Po obiedzie sytuacja wcale się
nie poprawiła, bo Parkinson wyraził chęć przeprowadzenia ogólnej dyskusji na temat
ogamicznych inskrypcji, pewnie w nadziei, że któreś się wygada. Oni jednak milczeli.
W końcu wstali od stołu.
102
- Na górze nie będziemy mogli pracować - mruknął Martin, gdy znalezli się w hallu. -
Może pójdziemy znowu do zagajnika?
Na dworze zapadał już wieczór, światło poszarzało i ziąb zrobił się dojmujący.
- Przeklęci idioci! Trzymali nas przy stole tak długo, że już się prawie ściemniło! - warknął
Jørgen. - MaÅ‚o co dzisiaj zrobiliÅ›my!
- Wprost przeciwnie, uważam, że posunęliśmy się dzisiaj znacznie - zaprotestowała
Tone. - Czy w ogóle ktoś oczekiwał takich wspaniałych rezultatów?
Nie, rzeczywiście, tego nikt się nie spodziewał.
Ron już na nich czekał w zagajniku. Siedział w kucki przed kamieniem, który tego dnia
odkryli, i uważnie go studiował. Kiedy przyszli, wstał roześmiany.
Annika podbiegła do niego uradowana.
- A więc tu jesteś? A ja szukałam cię w domu!
Ucieszyły go te słowa i najwyrazniej wzruszyły.
- Szukałaś mnie? Teraz? Udało wam się odczytać inskrypcję?
Opowiadali mu jedno przez drugie, przekrzykujÄ…c siÄ™ nawzajem.
Oczy Rona rozbłysły.
- No, niezle, muszę przyznać! To otwiera nowe, bardzo interesujące perspektywy. Ale ja
także coś znalazłem.
- Co takiego?
Wskazał na podstawę głazu.
- Spójrzcie tam!
Głęboko w ziemi, tuż przy kamieniu, coś sterczało. Mała część jakiegoś przedmiotu.
- Cóż to, na Boga, jest? - szepnÄ…Å‚ Jørgen. - Ostrożnie, ostrożnie, Martin. To akurat moja
dziedzina.
Z ogromną cierpliwością odsłonili jeszcze fragment tego dziwnego przedmiotu. Czuli, że
w dalszym ciągu mocno siedzi w ziemi i że tkwić musi głęboko.
- RÄ™kojeść miecza? - zapytaÅ‚ Jørgen.
103
- Na to wygląda - odparł Martin niemal sztywny z przejęcia.
- Miecz królewski! - pisnęła Tone. - O Boże, umrę! Zaraz umrę!
Nie umarła, oczywiście, ale podniecenie ogarnęło ich teraz niebywałe. Wkrótce wszyscy
mieli czarne, umazane ziemią ręce i spodnie zielone na kolanach, ale nikt się tym nie
przejmował. Ron stał wsparty o drzewo i przyglądał się młodym na pozór spokojnie, ale
sądząc po blasku oczu, był równie wzburzony jak oni. Powoli i wyjątkowo ostrożnie
odsłaniali bardzo zle zachowany miecz, którego klinga niemal zupełnie przerdzewiała.
Ale na rękojeści, gdy oczyścili ją ze skamieniałej ziemi, ukazał się ornament.
- Celtycka robota - skonstatowaÅ‚ Jørgen. - Epoka żelaza.
- Królewski miecz - rzekła Annika zdławionym głosem. - Odnalezliśmy go!
- Nie, to nie jest miecz królewski - sprostowaÅ‚ Jørgen, teraz bardzo swobodnie
poruszający się po znanym sobie terenie. - To świetna broń i musiała należeć do kogoś
znacznego, ale miecz królewski to było coś wyjątkowego. Myślę, że niewielu
współczesnych mężczyzn byłoby w stanie nim fechtować. Był bardzo ciężki, bo dzięki
niemu określano, kto się nadaje na króla. Nie mógł unieść miecza, to spadał z tronu na
pysk!
- Uff, jak ty się okropnie wyrażasz! - roześmiała się Tone. - A mówisz przecież o
prawdziwym zamachu stanu!
Martin przez cały czas bardzo uważnie studiował ornament na rękojeści. Obracał miecz
na wszystkie strony.
- Annika - powiedział wreszcie. - Spójrz tutaj. Czy widzisz coś przy tej krawędzi?
- Ogam - szepnęła Annika. - Jedno krótkie słowo. Chyba imię właściciela.
- No właśnie!
- A co tam jest napisane? Brakuje kilku znaków. Dwóch na początku i dwóch na końcu, a
w środku, zdaje mi się... RONIN...
- Ronin? - rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Jørgen. - JakiÅ› czas temu tak wÅ‚aÅ›nie nazywano samotnego
samuraja.
- Przestań się wygłupiać! - krzyknął Martin. - Co tu mają do rzeczy samuraje? To po
prostu zostało wypisane imię VERO - NINOS!
Annika o mało się nie rozpłakała.
104
- Feornin! A więc on tu jednak był!
- Tak - potwierdził Martin. - Był tutaj. Nasz książę Feornin.
105
ROZDZIAA XVI
Annika prawie nie zwróciła uwagi, jak łagodnie i jak smutno zabrzmiał głos Martina.
- Ron! - zawołała. - Ron, czy ty słyszysz? Książę Feornin tutaj był!
Ron odpowiedział jej delikatnym, czułym uśmiechem, który całkowicie odmienił jego
twarz.
Martin natomiast mówił z rozmarzeniem:
- To znalezisko wyjaśnia, dlaczego książę nigdy nie odnalazł przeznaczonego dla niego
napisu na drewnie, na tym uchwycie oderwanym od lektyki.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała Annika.
- On tutaj zginął - odparł Martin. - Właśnie tu, dokładnie w tym miejscu. Stoimy na jego
grobie. Jeśli w ogóle miał jakiś grób, w co wątpię.
Wszyscy natychmiast cofnęli się o kilka kroków.
Jørgen wyrecytowaÅ‚ półgÅ‚osem:
-  Dobranoc, mój książę!
Tone zwróciła się do Martina.
- Skąd wiesz, że...? - zaczęła.
- Sama pomyśl - odparł. - Kiedy wylądował na cyplu, zobaczył tamten wysoki kamień z
ogamicznym napisem. Ten kamień zresztą widoczny jest i z morza, po prostu przyciąga
wzrok. On najwyrazniej znał tajemnicze runy, a także wiedział, co znaczą trójkąty, zaczął
więc szukać pozostałych punktów, będących wierzchołkami trójkąta. Najpierw dotarł
tutaj. Możemy uznać, że wtedy żadnego zagajnika nie było. I wówczas pojawili się
wrogowie, owi wrogowie króla Cadallana, prawdopodobnie nasi nordyccy przodkowie, i
książę Feornin poległ.
Annika, nie zdając sobie z tego sprawy, podeszła bardzo blisko Rona, a on tym razem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •