[ Pobierz całość w formacie PDF ]

już nic więcej do powiedzenia. Myliła się.
Kiedy w końcu wyszli ze szpitala, podbiegł do niej,
chwycił ją za ramiona i odwrócił do siebie.
 Myślę, że jakikolwiek optymizm w naszej sytu-
acji jest ślepy, a może nawet niebezpieczny  o-
świadczył.  Do diabła, naprawdę uważasz, że za-
chowanie przy życiu dziecka Torresa jest szczęś-
ciem? Pewnie będzie dla ich rodziny gwozdziem do
trumny. Gratulujesz sobie, że utrzymaliśmy Torresa
przy życiu, podczas gdy on zapewne będzie prze-
klinał nas każdego dnia swojego kalekiego życia, o ile
w ogóle będzie myślał. Gdybyśmy go nie uratowali,
jego rodzina pozbawiona byłaby tylko jedynego ży-
wiciela. Ponieważ jednak go uratowaliśmy, będzie się
musiała nim opiekować. W kraju, w którym nie ma
systemu opieki społecznej ani programów rehabilita-
cyjnych, będzie to niewyobrażalny ciężar...
Savannah przerwała ostrym głosem jego tyradę.
 Więc co my tu w ogóle robimy? Dlaczego nie
zostawimy tych ludzi bez żadnej pomocy, nie po-
zwolimy, żeby śmierć ich wybawiła z ich nieszczęs-
nego położenia?
92 OLIVIA GATES
 Robimy, co możemy, ale nie wolno nam po-
grążać się w samozadowoleniu, musimy zdawać so-
bie sprawę, kiedy nasze działania przynoszą więcej
złego niż dobrego...
Nagle ogarnął go żal, zdał sobie bowiem sprawę
z upływu czasu. Za siedem tygodni Savannah wyje-
dzie, zostawiajÄ…c go samego.
 Pamiętasz, jak powiedziałaś, że musimy robić
wszystko, co w naszej mocy? Cóż, to nie wystarczy.
Robimy to tylko dlatego, że to jest jedyna rzecz, jaką
możemy.  Roześmiał się gorzko.  I dlaczego mó-
wiÄ™ my i nasza? Nie ma tutaj my i nasza. To nie jest
twój kraj ani twoi ludzie. Ty jesteś tu tylko chwilowo,
bawisz się w filantropię. Możesz sobie pozwolić na
optymizm. Potem i tak wyjedziesz.
W jej oczach pojawiły się łzy.
Znów ją zranił! Dlaczego?
Nie chciał, nigdy. Naprawdę? Nigdy nie chciałeś
jej zranić tak mocno, jak ona zraniła ciebie? Nie. Nie!
Chciał. I nie kochał jej...
Dios, madre de Dios... Kochał ją. Kocha!
To było coś nowego. Wcześniej był tylko zniewo-
lony przez tę zmysłową kobietę, która uczyniła go
niewolnikiem namiętności. Jego serce pozostało bez-
pieczne i nietknięte.
Teraz, po tygodniu spędzonym razem, było ina-
czej. Czy to ona się zmieniła, czy on był przedtem
ślepy? Ale co z tego? Przyjechała tu do pracy, by
odnalezć siebie. Wygląda na to, że już go nie pragnie.
A przebywanie tak blisko niej nie pozwala mu siÄ™
skupić. Tego ranka popełnił poważny błąd, który
mógł kosztować życie pacjenta. Potem popełnił na-
KOLUMBIJSKI LEKARZ 93
stępny, który zranił jego przyjaciela. Ją też zranił.
Wyciągnął do niej ręce, nie wiedząc, jak ukoić jej ból.
 Savannah, nie płacz. Tak mi przykro...
Odsunęła się od niego.
 Może i będę tu przez krótką chwilę, ale wierzę,
że moja praca ma sens. %7łe to, co robimy my wszyscy,
ma sens. I nikt nie może przewidzieć, co będzie
dobrodziejstwem dla innych ludzi, a co przekleńst-
wem. Byłam upragnionym dzieckiem urodzonym
w dostatku. Zapytaj moją matkę, a powie ci, że to
przeze mnie jej małżeństwo się rozpadło. Zapytaj
mojego ojca, a powie ci, że jestem utrapieniem jego
życia. Dziecko Torresów może być promyczkiem
nadziei. Kto wie? Wiem jedno  gdybym nie miała
nadziei, w ogóle nie chciałabym żyć!
ROZDZIAA SIÓDMY
 I ty to nazywasz życiem?
 Jeszcze nie zginęłam  odpowiedziała.
 Zginiesz za chwilę!  Luis roześmiał się upior-
nie.
 Zobaczymy. Tam, gdzie jest życie, jest nadzieja.
A ty mi nie przeszkadzaj. O, proszę! Następny poziom
idodatkoweżycie. Osiągnęłam najlepszy wynik! Hura!
 Co ty robisz?  Popatrzył na nią w zdumieniu,
gdy zamknęła telefon, kończąc grę.  Chcę rewanżu.
Jesteś to winna rodzajowi męskiemu!
Zmiech Savannah przerwał jego lamenty.
 Nic nikomu nie jestem winna! A teraz wybacz,
ale muszę pobiec do dziewczyn powiedzieć im, że cię
pokonałam.
Luis zatrzymał ją, kładąc jej rękę na ramieniu.
 Pokonałaś mnie już dawno, querida.
Nagle w jego oczach ujrzała blask. Jak to się stało?
Na pewno go do tego nie zachęcała. A może Luis
ubzdurał sobie, że droga jest wolna, skoro Javier
sprawiał wrażenie, jakby go nie obchodziła?
 Wiesz, że możesz mnie mieć w każdej chwili?
 zapytał tymczasem Luis, chwytając ją za rękę.
Popatrzyła na niego, jakby widziała go po raz
pierwszy w życiu. Przystojny, wysoki, wysportowa-
ny, męski. Ale nie dla niej. Cofnęła dłoń.
KOLUMBIJSKI LEKARZ 95
 Nie jestem zainteresowana. Ale dziękuję za
propozycję. Nie muszę ci mówić, że większość kobiet
czułaby się wyróżniona. Sam o tym najlepiej wiesz.
Skromny uśmiech przemienił się na jego twarzy
w wyraz rozczarowania.
 KtoÅ› czeka na ciebie w domu?
Czy on żartował?
 KtoÅ› jest tutaj.
 Javier?
 Zdziwiony? Myślałam, że to oczywiste?
 Nie dla mnie. Gdybym myślał, że też go prag-
niesz, nigdy bym nie wyszedł z tą propozycją.
 Też? Javier mnie wcale nie pragnie!  W tej
chwili była tego bardziej pewna niż kiedykolwiek
indziej.
 Zgadza siÄ™, on ciebie nie pragnie. On po prostu
za tobÄ… szaleje.
Naprawdę? W takim razie musi być bardziej nie-
świadoma niż myślała, skoro zauważyła coś wręcz
przeciwnego.
Od afrontów i przeprosin trzy tygodnie temu na-
stawienie Javiera do niej zmieniło się diametralnie.
Dezaprobata i niechęć ustąpiły miejsca szacunkowi,
uznaniu dla jej kompetencji, a wręcz czułości grani-
czącej z pobłażliwością. Traktował ją niczym starszy
brat! To utwierdziło ją w przekonaniu, że przestał być
nią zainteresowany. Westchnęła z rezygnacją.
 Naprawdę myślę, że się mylisz.
Luis wykrzywił usta.
 Nie. Mężczyzni zawsze wyczuwają takie rze-
czy. Inna sprawa, że Javier nie jest zbyt dobry
w ukrywaniu uczuć. Zastanawiam się, dlaczego ty
96 OLIVIA GATES
tego nie dostrzegasz. Ale on musi ulegać temu same-
mu błędnemu przekonaniu, że ty nie jesteś zaintereso-
wana.
 Jak on może nie wiedzieć, skoro ja...  Wy-
starczy, Luis nie musi wiedzieć wszystkiego.
Ale... czy to może być prawda? Czy Javier wciąż
jej pragnie? Od dawna nie dawała mu żadnego znaku,
że jest nim jeszcze zainteresowana. Była zbyt zajęta
kochaniem go i użalaniem się nad sobą.
Czyżby myślał, że zmieniła zdanie? To ma sens.
Jej intencje faktycznie się zmieniły. W przeszłości
pragnęła czegokolwiek, co było z nim związane.
W tej chwili kochała go i chciała wszystkiego.
Wygląda na to, że będzie musiała pierwszy ruch
wykonać sama. Musi znowu wziąć sprawy w swoje
ręce.
 Hm...  Chrząknięcie Luisa wyrwało ją z zamy-
ślenia.  Zostawię cię z twoimi... marzeniami.
Nagle zaniepokojona, zatrzymała go.
 Luis...?
 Nie przejmuj się mną, Savvy. Jakoś to przeżyję.
 Mrugnął do niej. Bez wątpienia przeżyje. Zawsze
był otoczony wianuszkiem kobiet.  Cieszę się, że
coś pożytecznego wyniknie z mojej propozycji.
Walcz o niego.
 Masz to jak w banku!  Roześmiała się z ulgą.
Ledwo Luis wyszedł, cała jej radość wyparowała.
Coś jest nie tak. Rozejrzała się. Szpital był położo-
ny dwieście metrów od ich obozowiska, co dawało
trochę przestrzeni między pacjentami a ich kwatera-
mi. Wszystko szło normalnie. Za kilka godzin mają
wyruszyć w drogę.
KOLUMBIJSKI LEKARZ 97
Popatrzyła na las. Znajdował się kilkaset metrów
od obozu, odkąd przenieśli się po tym, jak jaguar
wykazał zbyt wielkie zainteresowanie zawartością
namiotu Javiera. Tam też nic nie było. Więc co się
dzieje? Jeszcze raz rozejrzała się, szukając powodu
nagłej zmiany nastroju, ale i tym razem nie dostrzegła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •