[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Alice, i do ciotki Laury. Emily obiło się o uszy, że Karsten
mieszka obecnie u matki, o ile Konstanse nie ulitowała się
nad nim i go z powrotem nie przyjęła. Właściwie to on
powinien ich przywitać, wątpliwe jednak, czy odważy się
w tej sytuacji, która zaistniała, przyjść na nabrzeże. Raczej
będzie czekał, aż go szwagier wezwie na dywanik, dobrze
wiedząc, co go czeka. W końcu Gerhard pełni teraz rolę
głowy rodziny i to on podejmuje najważniejsze decyzje.
Niewiele spała tej nocy, była więc zmęczona, a jednak
dopisywał jej humor. Wzruszyła się, ujrzawszy rodzinne
miasto. Od jej ostatniego pobytu minęło półtora roku. Do tej
pory nie była gotowa na spotkanie z ciotką Alice, teraz jednak
uznała, że nadszedł czas, by się ze sobą porozumieć. Niechęć
Emily bardzo dotknęła ciotkę. Berner pisał o tym wiele razy
w swych listach, uważając, że Emily nie powinna być taka
nieprzejednana. Tylko że on nie był wtajemniczony we
wszystkie okoliczności. Ni e wiedział, że jego żona znała
prawdę o Agnes, o tym, że jej siostra żyje. Ni e miał pojęcia, że
Alice nakłoniła ojca, by napisał do Agnes, że jej córka umarła,
a rodzina nie życzy sobie z nią żadnych kontaktów, i w ten
sposób ukradła dziecko, zadając innym ból i cierpienie.
- Zawsze mnie zachwyca to miasto - stwierdziÅ‚ Ger­
hard. - Tym razem zresztÄ… miaÅ‚em przyjemniejsze towa­
rzystwo podczas podróży.
Emily uśmiechnęła się mimowolnie, domyślając się, że
mężowi przypomniał się nieoczekiwany przyjazd do Kra-
gero ciotki Alice, która groziła i odchodziła od zmysłów.
Gerhard osobiście odwoził ją wówczas do Bergen.
- Ciotka Alice byÅ‚a bardzo zadowolona z twojego towa­
rzystwa. Napisała ponadto, że masz mnie na oku.
- Bystra kobieta. - PokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ…. - I co, zarekomen­
dowała mnie?
- Tak, rzeczywiÅ›cie napisaÅ‚a, że jesteÅ› tyleż sympatycz­
ny, co czarujÄ…cy, a kobiety w Bergen obdarzaÅ‚y ciÄ™ przeciÄ…g­
łymi spojrzeniami. Radziła, bym cię usidliła, nim inna
sprzÄ…tnie mi ciebie sprzed nosa.
- Ni e jest całkiem beznadziejna, jak rozumiem. Cieszę
się, że posłuchałaś jej rady.
Emily rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™. PochÅ‚aniaÅ‚a wzrokiem miasto, kie­
rując spojrzenie w stronę wzgórza, gdzie dorastała.
- Spójrz! - zawołała. - Kościół!
- O którym mówisz? Widzę ich kilka.
- Kościół Zwiętego Jana, na Wzgórzu Sydneshaugen.
Jest już gotowy!
- Wydaje mi się, że go widziałem w takim stanie, kiedy
odwoziłem twoją ciotkę.
- BudowÄ™ rozpoczÄ™to w 1891 roku, a kiedy wyjeżdża­
łam, wciąż trwały prace budowlane. - Przez chwilę milczała
a następnie dodała: - Długo mni e tu nie było. Ni e mam
nawet pojęcia, czy już odbywają się tam nabożeństwa. Jeśli
tak, to na pewno tam właśnie zostanie ochrzczone dziecko
Konstanse. Mam wielkÄ… nadziejÄ™!
Podpływali coraz bliżej nabrzeża. Emily przechyliła się
przez reling, by lepiej widzieć. MignÄ…Å‚ jej wysoki mężczyz­
na w płaszczu i kapeluszu.
- Wydaje mi się, że to Thorvald Berner. - Wskazała
palcem.
Mężczyzna pomachał ręką. Tak to on. Serce jej zamarło.
Oby tylko stan ciotki się poprawił! Thorvald przybył ich
powitać sam. Czy to znaczy, że ciotka znów leży chora?
Emily, ożywiona, przeszÅ‚a pierwsza po trapie. Ode­
tchnęła z. ulgą, gdy postawiła stopę na stałym lądzie, wciąż
miała wrażenie, że jej ciało kołysze się wraz z nabrzeżem.
- Emily! Jak dobrze cię widzieć! - Adwokat Berner
uściskał jej obie dłonie.
- Co z ciocią Alice? - zapytała, obawiając się w głębi
serca odpowiedzi.
- Ni e tak zle - odparł Berner i zwrócił się do Gerharda:
- Witam w Bergen, panie Lindemann, i gratulujÄ™ panu.
Wam obojgu życzę wszystkiego dobrego na nowej drodze
życia.
- Serdecznie dziękujemy, panie Berner. Bardzo miło
z pańskiej strony, że wyszedł nam pan na spotkanie. Mam
nadzieję, że nie musiał pan czekać zbyt długo?
- Nie. PrzybyliÅ›cie punktualnie. Jak podróż? SÅ‚ysza­
łem, że pogoda nie była najlepsza?
- No cóż, nie byÅ‚ to pod tym wzglÄ™dem najprzyjemniej­
szy rejs - odparł Gerhard i dodał: - Ale teraz jesteśmy już. na
miejscu cali i zdrowi.
- Mój powóz stoi tu blisko. Alice prosiła, bym przekazał
wam, że chętnie widziałaby was jutro na obiedzie. Zależy
jej bardzo, by spotkać się z wami jeszcze przed chrztem.
Mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie?
Emily zerknęła na Gerharda, on zaÅ› skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i od­
parł:
- Bardzo siÄ™ cieszymy na to spotkanie.
- Dobrze. W takim razie powóz bÄ™dzie czekaÅ‚ o godzi­
nie piÄ…tej.
Gdy marynarze znieśli ich bagaże na ląd i zapakowali do
powozu, Emily z mężem i adwokatem Bernerem usiedli
wygodnie i ruszyli wzdłuż nabrzeża, mijając po drodze
kupieckie domy ze spiczastymi dachami. Cudowni e znów
byÅ‚o znalezć siÄ™ w domu. Emily uÅ›miechnęła siÄ™ pod no­
sem, gdy sobie uświadomiła, że wciąż mówiąc o domu, ma
na myśli Bergen. No cóż, dziesięć lat spędzonych w tym
mieście pozostawiło trwały ślad w jej pamięci. Poza tym
jest to także rodzinne miasto mamy. Jak przyjemnie znów
widzieć dookoła znane wzgórza, ulice i budynki!
Czy ciocia miała nadzieję, że zatrzymają się u niej?
Chyba nic. To naturalne, że zamieszkają w domu przy
Parkvei Store, w końcu przyjechali odwiedzić Konstanse
i jej córeczkę. I Karstena, by go przywołać do porządku,
poprawiła samą siebie. Miała nadzieję, że nic odbędzie się
to w jej obecności.
Jechali przez Torgallmenningen, minęli kancelarię Ber-
nera, gdzie po raz pierwszy usłyszała, że musi się udać do
Kragerø, bo tak naprawdÄ™ nie nazywa siÄ™ Emily Meyer,
lecz Amelia Victoria Egeberg i jest córkÄ… Wilhelma Augus­
ta Egeberga. Gdy dotarli do placu Ole Bull i zaczął padać
deszcz, uśmiechnęła się. Wszystko jest tak, jak należy.
Odwróciła się do Bernera.
- Wieża kościoła pod wezwaniem Zwiętego Jana wygląda
na ukoÅ„czonÄ…. Czy w koÅ›ciele już odbywajÄ… siÄ™ nabożeÅ„­
stwa?
- Tak. W zeszłym roku na wiosnę odbyło się uroczyste
poświęcenie. To przepiękny kościół, zresztą sami się o tym
przekonacie w niedzielÄ™. ZwÅ‚aszcza organy sÄ… w nim wyjÄ…t­
kowe. Pan ma niemieckie korzenie, panie Li ndemann
- ciągnął. - Organy zostały zbudowane przez niemiecką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •