[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się rozczarowany.
 Otwarta kartoteka. No i co z tego? Gdzie tu czary?
 Mój człowiek powiada, że tego chłopaka Fowla widywano w różnych miejscach na
świecie tego samego dnia, nawet o tej samej godzinie.
Komar pozostał niewzruszony.
 Ten twój informator to jeszcze większy tchórz niż ty.
 Nie chcesz, to nie wierz. Ale będę szczęśliwy, jeśli zejdę żywy z tego przeklętego
okrętu. Dowolnym sposobem.
Komar naciągnął na uszy futrzaną czapę.
 Dobra. Pora iść.
 Nareszcie  westchnął Wasikin.
Ruszyli do wyjścia, po drodze zabierając więznia z sąsiedniej kajuty. Nie musieli się
obawiać, że im ucieknie. Bez jednej nogi, z głową nakrytą kapturem? Wasikin
przerzucił Fowla seniora przez ramię i wspiął się po stalowej drabince na kiosk.
Komar przez radio sprawdził ubezpieczenie. Wśród zasp i zamarzniętych krzaków
na brzegu kryła się ponad setka kryminalistów, których żarzące się papierosy
migotały w nocy jak świetliki.
 Zgasić te pety, idioci  wysyczał Komar na ogólnodostępnej częstotliwości.  Już
prawie północ. Za kilka sekund będzie tu Fowl. Pamiętajcie, niech nikt nie strzela,
póki nie wydam rozkazu. Potem mogą strzelać wszyscy.
Niemal dało się słyszeć syknięcie setki papierosów, zgaszonych na śniegu. Stu
ludzi. Operacja niemało Komara kosztowała. Ale była to zaledwie kropla w morzu w
porównaniu z dwudziestoma procentami, które obiecał im Brzytwa.
Bez względu na to, skąd przyjdzie Fowl, zostanie schwytany w śmiertelny krzyżowy
ogień. Ani on, ani jego ojciec nie wydostaną się stąd żywi. On, Komar, oraz Wasikin
ukryją się bezpiecznie za stalowym kioskiem okrętu.
Komar uśmiechnął się szeroko. Zobaczymy te twoje czary, Irlandczyku.
Jak przystało na doświadczonego funkcjonariusza SKRZAT, Holly uważnie badała
sytuację przez wysokiej rozdzielczości noktowizor, zamontowany na kasku. Butler
musiał się zadowolić zwykłą starą lornetką.
 Ile papierosów naliczyłaś?
 Ponad osiemdziesiąt  odparła pani kapitan.  Prawie setka ludzi. Kto tam wejdzie,
tego wyniosą nogami do przodu.
Bulwa przytaknął skinieniem głowy. Taktyczny koszmar.
Obóz założyli po przeciwnej stronie fiordu, wysoko na zboczu lodowca. Ze względu
na niedawne zasługi Artemisa Rada nawet zezwoliła na zabranie skrzydeł.
W poczcie, którą Ogierek odzyskał z laptopa chłopca, znajdował się e-mail:  Pięć
milionów USD. Nikodem. Murmańsk. Północ czternastego . Krótko i węzłowato. O
czym tu mówić? Bezpowrotnie utracili szansę przechwycenia ojca Artemisa, zanim
zostanie przewieziony na miejsce wymiany. Teraz mafia miała przewagę.
Zgromadzili się wokół Butlera, który laserową końcówką nakreślił szkic na śniegu.
 Zgaduję, że zakładnika przetrzymują tutaj, w kiosku. %7łeby się tam dostać, trzeba
przejść wzdłuż całej burty okrętu. W okolicy ukrywa się około stu ludzi. Brak nam
wsparcia z powietrza oraz informacji satelitarnej, ponadto jesteśmy marnie uzbrojeni.
 Służący westchnął.  Przykro mi, Artemisie, ale po prostu nie widzę, jak to zrobić.
Holly przyklękła, by przyjrzeć się rysunkowi.
 Przygotowanie zatrzymania czasu zajmie kilka dni. Z powodu promieniowania nie
możemy użyć tarcz ochronnych. Mesmeryzacja też odpada, bo nie damy rady
podejść tak blisko.
 A broń SKR?  zapytał Artemis, chociaż znał odpowiedz.
Bulwa jął żuć niezapalone cygaro.
 Omawialiśmy już to, Artemisie. Możemy użyć tyle siły ognia, ile zechcesz, ale kiedy
zaczniemy do nich walić, pierwszą ofiarą padnie twój ojciec. To rutynowe
postępowanie w wypadkach porwań.
Artemis otulił się ciaśniej kurtką SKR i ponownie przyjrzał się szkicowi.
 A gdybyśmy dali im pieniądze?
Ogierek wyprodukował na jednej ze swoich starych drukarek pięć milionów
banknotów w małych nominałach. Kazał nawet oddziałowi duszków trochę je
pognieść.
Butler potrząsnął głową.
 Ci ludzie nie prowadzą interesów w ten sposób, Artemisie. Pan Fowl żywy stanowi
dla nich potencjalne zagrożenie. Musi umrzeć.
Artemis przytaknął z wahaniem. Tak, najwyrazniej nie było innej drogi. Będzie
musiał zastosować plan, który wymyślił dawno temu, siedząc w arktycznym
terminalu wahadłowców.
 Bardzo dobrze, słuchajcie  powiedział.  Mam plan. Ale jest odrobinę drastyczny.
Arktyczną ciszę rozdarł dzwonek telefonu komórkowego. Michaił Wasikin z
wrażenia nieomal wpadł do luku.
 Da? O co chodzi? Jestem zajęty.
 Mówi Fowl  nienaganną ruszczyzną odezwał się głos, zimniejszy niż arktyczną
kra.  Wybiła północ. Jestem.
Michaił obrócił się gwałtownie, lustrując okolicę przez lornetkę.
 Gdzie? Nic nie widzę!
 Blisko.
 Skąd masz ten numer?
Ze słuchawki dobiegł chichot, od którego Wasikinowi ścierpły plomby.
 Jest taki jeden. On zna wszystkie numery. Michaił zaczerpnął głęboko tchu, by się
uspokoić.
 Masz pieniądze?
 Oczywiście. A przesyłka?
 Mam ją tutaj.
Znów ten lodowaty chichot.
 Widzę tylko tłustego kretyna, jakiegoś szczurkowatego typa i kogoś z kapturem na
głowie. Ten ktoś to może być każdy. Nie zapłacę pięciu milionów dolarów za twego
kuzyna Jurę.
Wasikin dał nura za barierkę kiosku.
 Fowl nas widzi!  syknął do Komara.  Schyl się! Komar przekradł się na drugą
stronę kiosku i połączył ze swymi ludzmi.
 Fowl już jest! Przeszukać teren!
Wasikin ponownie przyłożył słuchawkę do ucha.
 To chodz i sprawdz. Sam się przekonasz.
 Widzę doskonale. Po prostu zdejmij mu kaptur. Michaił zakrył telefon dłonią.
 Chce, żebym zdjął kaptur. Co robić?
Komar westchnął. Coraz wyrazniej było widać, kto ma rozum w tym interesie.
 No to zdejmij. Co za różnica? I tak obaj za pięć minut zginą.
 Dobra, Fowl! Zdejmuję kaptur! Zaraz zobaczysz twarz swojego ojca.
Wielki Rosjanin podtrzymał więznia i postawił go w miejscu widocznym nad
krawędzią kiosku, po czym sięgnął wolną ręką i zdarł mu z głowy grube, workowate
płótno kaptura.
W słuchawce rozległ się odgłos gwałtownie wciąganego powietrza.
Kiosk łodzi podwodnej widziany przez filtry powiększające kasku SKR wydawał się
Artemisowi bliski jak na wyciągnięcie ręki. Gdy z głowy zakładnika ściągnięto kaptur,
nie zdołał zapanować nad oddechem.
To był jego ojciec. Zmieniony, rzecz jasna, lecz nadal dający się rozpoznać. Artemis
Fowl senior, bez cienia wątpliwości.
 No?  odezwał się rosyjski głos w jego uchu.  To on?
Artemis z trudem opanował drżenie głosu.
 Tak  odparł.  To on. Moje gratulacje. Macie cenny towar.
Na kiosku Wasikin uniósł kciuk do wspólnika.
 To on  syknął.  Szmal jest nasz.
Komar nie podzielał tej pewności. Nie pora świętować, dopóki nie mają forsy w
ręku.
Butler ustawił na stojaku karabin wróżek Farshoot, który osobiście wybrał ze
zbrojowni SKR. Tysiąc pięćset metrów. Trudny strzał. Ale nie było wiatru, ponadto
Ogierek wyposażył go w teleobiektyw, który niemalże sam trafiał do celu. Na
celowniku rysował się tułów Artemisa Fowla seniora.
Odetchnął głęboko.
 Jesteś pewien, Artemisie?  zapytał.  To bardzo ryzykowne.
Artemis nie odpowiedział. Po raz setny sprawdzał, czy Holly znajduje się na
stanowisku. Oczywiście, że nie był pewien. Milion rzeczy mogło się nie udać, ale czy
miał jakieś inne wyjście?
Skinął głową. Tylko raz.
Butler strzelił.
Kula trafiła Artemisa seniora w bark. Pod wpływem uderzenia zakładnik obrócił się i
bezwładnie padł na zdumionego Wasikina. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •