[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej słowa mimo uszu.
RS
153
- Pogadamy przy obiedzie - zdecydowała. - Gretchen - dodała
macierzyńskim tonem - wciąż nie potrafisz spadać na cztery
łapy, prawda? W południe u Shermana, dobrze?
- Jesteśmy umówione.
Za kwadrans dwunasta Gretchen zamknęła skoroszyt, którego
treść usiłowała zgłębić od rana, i wyszła z gabinetu. Zjawiły się
w restauracji niemal równocześnie. Zajęły zaciszny stolik pod
ścianą. Ruth od razu zamówiła drink pod dowcipną nazwą
,,Południowe pocieszenie".
- Powinnaś też wypić szklaneczkę - poradziła przyjaciółce,
która zamówiła wodę mineralną. - ,,Południowe pocieszenie" to
obowiązkowy napój kobiety o złamanym sercu.
- Ale nie tych kobiet, które mają takiego szefa jak ja -
zauważyła Gretchen posępnie.
Ruth wzruszyła ramionami i wytarła serwetką szminkę z ust,
zanim zaczęła pić.
- W porządku. Teraz powiedz, co się stało.
- Nie jestem jeszcze przygotowana na taką rozmowę -
zaprotestowała Gretchen. - Najpierw ty opowiedz swoją historię.
- Niewiele tu do opowiadania. - Ruth westchnęła
dramatycznie. - Wziął mnie na prywatkę do swoich przyjaciół.
To było wstrętne. Tłum szesnastolatek, a ja wśród nich niczym
czyjaś babcia. Ohyda. Wszyscy palili trawkę.
- To cię zaszokowało?
- Czułam się jak dinozaur. Powinnam wcześniej się z tego
wycofać, ale on był taki dobry w łóżku, Gretch...
Przerwała na widok kelnera. Kiedy przyjął zamówienia i
odszedł, Ruth ciągnęła opowieść.
- Sama nie wiem... Chyba i tak mój związek z Tonym nie miał
przyszłości. Nie wiem, dlaczego to tak przeżywam, ale...
- Od kiedy myślisz w kategoriach przyszłości, Ruth?
- Od chwili, kiedy zobaczyłam w niedzielne popołudnie, jak
Cliff patrzył na ciebie. - Gretchen wzdrygnęła się na
wspomnienie Cliffa. Spostrzegawcza przyjaciółka poklepała ją
RS
154
po ramieniu. - Przypuszczam, że masz smutne wieści, ale uwierz
mi, widziałam, jak on na ciebie patrzy. Na mnie mężczyzni tak
nie patrzą. Jak sądzisz, dlaczego? Coś jest ze mną nie tak?
- Do diabła, świetnie się orientujesz, co jest z tobą nie tak.
Zadajesz się z niewłaściwymi mężczyznami. Nie uznaję się,
oczywiście, za eksperta...
- Oczywiście - zgodziła się Ruth. - Mężczyzni, z którymi się
spotykam, są przynajmniej...
- Dobrzy w łóżku - dokończyła Gretchen. Znów pomyślała o
Cliffie. Czy zakochała się w nim,
zauroczona jedynie jego talentami jako kochanka? Nie. To by
jej nigdy nie wystarczyło. Słuchając Ruth, zrozumiała, że i jej
przyjaciółce nie wystarczają łóżkowe przygody. Powiało
optymizmem. Ruth brała pod uwagę stały związek z mężczyzną.
Może Gretchen nie była więc dziwaczką? Może postawa Ruth
poniosła klęskę?
- No cóż, było, minęło - podsumowała tradycyj-. nie Ruth i
wzniosła toast. - A teraz przyznaj się, co ci zrobił ten wysoki
blondyn?
- Nic mi nie zrobił. To ja zrobiłam.
- Cóż takiego?
Gretchen przełknęła kęs kanapki i odetchnęła głęboko.
- Pozwoliłam sobie zakochać się w nim. Nie dał mi nic w
zamian. Nigdy o nic nie prosiłam, a on niczego nie obiecywał.
Mimo wszystko odważyłam się pokochać go. Odszedł.
- Skąd wiesz, że odszedł?
- Nie dzwoni do mnie. Zadzwonił tylko raz, tydzień temu,
żeby powiedzieć, że nie możemy się spotkać podczas weekendu.
Od tej pory cisza.
- Dlaczego ty do niego nie zadzwonisz? - spytała dość
rozsądnie Ruth.
Gretchen, zaskoczona, uniosła wzrok. Rzeczywiście
dlaczego?
RS
155
- Nie mam numeru telefonu. Zapisał mi raz, ale spaliłam
kartkę.
- Zadzwoń do informacji.
- I co? Spytam o numer pana Powella, mieszkającego na
Manhattanie? Na Manhattanie żyją pewnie dwa miliony
Powellów.
- Musisz więc zadzwonić do dwóch milionów mężczyzn.
Dlaczego chcesz stracić to, co jest do uratowania? Widziałam,
jak on na ciebie patrzy. Widziałam też, jak ty na niego patrzysz.
Nie wiem, o co wam poszło, ale Cliff jest na pewno wart
odszukania, prawda? Skoro dałaś mu serce, a on nie wie, co z
nim zrobić, lepiej je odbierz. W przeciwnym razie będziesz się
wyładowywać na mnie albo znów polecisz włóczyć się po
dżungli.
Gretchen zastanawiała się nad propozycją Ruth. Racja, nie
miała nic do stracenia. Cliff odszukał ją w New Haven,
ponieważ czegoś od niej chciał. Jeśli ona pragnęła czegoś od
niego, choćby wyjaśnienia, powinna go odnalezć.
Gwałtownie odstawiła szklankę.
- Masz absolutną rację. Kocham cię, Ruth. Gdybyś była
mężczyzną, chyba oddałabym ci serce.
- Drobnostka - zachichotała zakłopotana przyjaciółka. - Nie
jestem w twoim typie. Ty uważasz, że zdrowo jest się wypocić.
Ja natomiast twierdzę, że zdrowie to miękka skóra na piętach.
Znajdz tego faceta i daj mu w kość. Jak będzie trzeba, napluj mu
w twarz. Ja na wszelki wypadek zaczekam na ciebie z
,,Południowym pocieszeniem".
- Chyba nie usiedzisz w domu - zażartowała Gretchen. -
Pobiegniesz do ,,Toad's Place" wypatrywać nowego kochasia.
Ruth uśmiechnęła się tajemniczo.
- Może tak, może nie. Może dam sobie na razie spokój i
przeczytam parę książek? Szukaj mnie w domu, jeśli będziesz
potrzebowała.
RS
156
Ruth zawsze łatwo znalezć. Cliffa o wiele trudniej, lecz nie
trudniej niż bezimienną kobietę poznaną w leśnej głuszy. Skoro
jemu się udało, Gretchen również się powiedzie! Powinna iść za
głosem serca, nawet w realnym, cywilizowanym świecie. Ruth
podkreśliła przecież, że nie ma nic do stracenia.
Po powrocie do biura zamknęła drzwi swojego gabinetu na
klucz, aby nikt jej nie przeszkadzał, i połączyła się z informacją
w Nowym Jorku.
- Poproszę numer telefonu pana Powella, mieszkającego na
Manhattanie.
Telefonistka była przerażona.
- To całe trzy strony w książce telefonicznej!
- Na imię ma Cliff.
Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko szelestem
przewracanych kartek.
- Clifton Powell, ulica West Tenth.
- Czy to w pobliżu Lincoln Center? - spytała Gretchen z
nadzieją w głosie.
Telefonistka zdenerwowała się.
- Przepraszam, ale chyba nie mogę pani pomóc. W książce
jest kilka kolumn C. Powellów.
- No cóż. - Gretchen westchnęła, ale w głowie zaświtała jej
pewna myśl. - A numer telefonu ,,Wielkiej włóczęgi"?
- Słucham? - zniecierpliwiła się kobieta z informacji.
- To nazwa sklepu. Czy może pani znalezć? Telefonistka
podała numer biura centrali sieci handlowej i wyłączyła się.
Gretchen natychmiast wykręciła numer.
- ,,Wielka włóczęga", czym mogę służyć? - odezwała się
sekretarka.
Gretchen wzięła głęboki oddech, aby opanować drżenie głosu.
- Chciałabym mówić z panem Cliffem Powellem.
- Pani nazwisko?
- Gretchen Sprague.
RS
157
- Pana Powella dzisiaj nie ma. Jeśli pani sobie życzy, przekażę
wiadomość.
- Nie, nie, dziękuję.
Położyła słuchawkę na widełki i westchnęła ciężko. A więc
porażka! Sekretarka najpierw spytała, kto dzwoni, a dopiero
potem powiedziała, że Cliffa nie ma. Czyżby zostawił jej
instrukcje na wypadek telefonu od Gretchen? Nie mogła
uwierzyć w taką perfidię.
Znów westchnęła i omiotła wzrokiem pokój. Przypomniała
sobie dzień, kiedy pracowali tu razem. Pochylił się nad nią,
masował jej kark... A przedtem przysłał bukiet rumianków. Stał
przez jeden dzień na blacie. Nazajutrz wyrzuciła go do śmieci.
Cliff odnalazł ją, chociaż odmówiła podania imienia.
Odnalazł i przysłał kwiaty. I mimo że wzgardziła rumiankami i
spaliła liścik, przyjechał do niej.
Dlaczego tak łatwo straciła wiarę w siebie? Przecież była
równie silna, jak on. Niosła plecak prawie tak samo ciężki, jak
plecak Cliffa. Uważał ją za tygrysicę, za poe tkę, za najtwardszą
i najodważniejszą kobietę, jaką spotkał w życiu. Cóż, właśnie
dała pokaz twardości i odwagi...
O drugiej odsunęła analizę renowacji terenów zielonych, nad
którą pracowała. Zdjęła żakiet z oparcia krzesła, wyjęła torebkę
z szuflady i wkroczyła do gabinetu szefa.
- Ralph, muszę dzisiaj wyjść wcześniej. Mam sprawę do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •