[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przynajmniej tak się mówi.
 Powstała wątpliwość& w pewnych kołach& co do winy Jamesa Bentleya.
 Cóż  powiedziała pani Sweetiman  nie pierwszy to raz policja
zatrzymałaby nie tę osobę, co należy, choć w tym wypadku chyba tak nie jest. Co nie
znaczy, żebym się naprawdę tego po nim spodziewała. Człowiek nieśmiały,
niezręczny, ale nie można powiedzieć, że niebezpieczny. Ale w końcu, czy to kiedy
wiadomo?
Poirot zaryzykował prośbę o papier listowy.
 Oczywiście, proszę pana, proszę tylko przejść na drugą stronę.  Pani
Sweetiman podbiegła do lady pod lewą ścianę.
 Trudno sobie wyobrazić, kto by to mógł być, jak nie pan Bentley  zauważyła,
sięgając na najwyższą półkę po papier i koperty.  Włóczą się tu czasami podejrzane
typy i jeden z nich mógł wypatrzyć jakieś niezamknięte okno i wlezć tą drogą. Ale
taki by się nie ulotnił bez pieniędzy, prawda? Nie po tym, jak dla nich zamordował&
i to banknoty funtowe, nienumerowane i nieznaczone. O, proszę, ma pan śliczny
papier firmy Bond, niebieski, i koperty do kompletu.
Poirot dokonał zakupu.
 Pani McGinty nigdy nie wspomniała, żeby ktoś ją denerwował albo żeby się
kogoś obawiała?  zapytał.
 Nic takiego mi nie mówiła. Nie była nerwowa. Czasami zostawała do pózna u
pana Carpentera Na Kępie& na wzgórzu. Często mają gości na obiedzie i na noc i
wtedy pani McGinty chodziła tam wieczorami, żeby pomóc w zmywaniu, i schodziła
na dół po ciemku, a to już mi się nie podobało. Okropnie ciemno& schodzić tam z
góry.
 Czy zna pani w ogóle jej siostrzenicę& panią Burch?
 Tyle że do niej czasem zagadam. Wpadają tu ona i mąż.
 Odziedziczyli trochę pieniędzy po śmierci pani McGinty.
Przeszywające czarne oczy spojrzały na niego surowo.
 No, to chyba normalne, proszę pana. Pieniędzy nikt ze sobą do grobu nie
zabierze i nie ma nic słuszniej szego niż to, żeby się dostały rodzinie.
 O tak, tak, całkowicie się z panią zgadzam. Czy pani McGinty lubiła
siostrzenicę?
 Myślę, że bardzo lubiła, proszę pana. Bez wielkiego gadania.
 A męża siostrzenicy?
Na twarzy pani Sweetiman pojawił się wymijający wyraz.
 O ile wiem, tak.
 Kiedy ostatni raz widziała pani panią McGinty? Pani Sweetiman zastanowiła
się, sięgając pamięcią wstecz.
 No, niech pomyślę& kiedy to było, Edna?  Edna w drzwiach bezradnie
siąknęła nosem.  Tego dnia, kiedy zginęła? Nie, dzień przedtem& czy jeszcze
dzień wcześniej? Tak, to był poniedziałek. Racja. Została zabita w środę. Tak, to był
poniedziałek. Przyszła kupić buteleczkę atramentu.
 Potrzebowała buteleczki atramentu?
 Pewno chciała napisać list  powiedziała bystro pani Sweetiman.
 Na to wygląda. I była taka jak zawsze? Nie wydawała się jakaś inna?
 Nnie, chyba nie.
Siąkająca nosem Edna przyczłapała zza drzwi do sklepu i nagle włączyła się do
rozmowy.
 Była inna  stwierdziła.  Z czegoś zadowolona& no& właściwie nie
zadowolona& przejęta.
 Może masz rację  powiedziała pani Sweetiman.
 Co nie znaczy, żebym to wtedy zauważyła. Ale teraz, jak to mówisz& może
jakaś ożywiona?
 Nic pani sobie nie przypomina, co tego dnia mówiła?
 Normalnie bym nie pamiętała. Ale po tym, jak została zamordowana, z tą
policją i w ogóle, wtedy wychodzą różne rzeczy. Nic nie mówiła o Jamesie Bentleyu,
to pewne. Mówiła coś o Carpenterach i o pani Upward& Wie pan, o tych domach,
gdzie pracowała.
 Och, tak. Właśnie miałem panią zapytać, u kogo pracowała.
Pani Sweetiman odpowiedziała bez zwłoki.
 W poniedziałki i czwartki chodziła do pani Summerhayes Na Smugach. To
chyba tam, gdzie się pan zatrzymał?
 Tak  westchnął Poirot.  Zdaje się, że nie ma innego miejsca, gdzie by się
można tu zatrzymać?
 Nie w samym Broadhinny, tu nie ma. Myślę, że nie jest panu za wygodnie Na
Smugach? Pani Summerhayes jest miła, ale pojęcia nie ma o prowadzeniu domu.
%7ładna kobieta wracająca z zagranicy nie zna się na tym. Straszny bałagan miała tam
zawsze do sprzątania pani McGinty, przynajmniej tak mówiła. Tak, w poniedziałki po
południu i w czwartki rano pani Summerhayes, następnie wtorki rano doktor Rendell,
a po południu pani Upward w Szczodrzeńcach. W środy pani Wetherby w Zagrodzie
Myśliwego, a w piątki pani Selkirk& teraz ona jest panią Carpenter. Pani Upward to
starsza dama, która mieszka z synem. Mają pokojówkę, ale starzeje się i pani
McGinty chodziła tam raz w tygodniu, żeby nadgonić pracę. U państwa Wetherbych
nikt się chyba długo nie utrzyma& pani domu to osoba słabego zdrowia. Państwo
Carpenterowie mają piękny dom i dużo przyjmują. Wszystko to bardzo przyzwoici
ludzie.
Z tą nieodwołalną oceną mieszkańców Broadhinny Poirot z powrotem wyszedł na
ulicę.
Szedł powoli pod górę w stronę domu Na Smugach. %7ływił pobożną nadzieję, że
zawartość wypuczonej puszki i poplamiony krwią groch zostały jak należy zjedzone
na lunch i nie zachowano ich na kolacje jako poczęstunku dla niego. Ale mogły tam
być inne podejrzane puszki. %7łycie w domu Na Smugach niewątpliwie kryło
niebezpieczeństwa.
Ten dzień przyniósł mu na ogół same rozczarowania.
Czego się dowiedział?
%7łe James Bentley ma przyjazną duszę. %7łe ani on, ani pani McGinty nie mieli
wrogów. %7łe pani McGinty robiła wrażenie podnieconej na dwa dni przed śmiercią i
kupiła buteleczkę atramentu& Poirot zatrzymał się jak wryty. Czyżby znalazł fakt,
drobny, ale wreszcie fakt?
Zapytał bezmyślnie, na co mogła być potrzebna pani McGinty buteleczka
atramentu, a pani Sweetiman odpowiedziała całkiem poważnie, że jak przypuszcza,
chciała napisać list.
Miało to swoją wagę& wagę, która omal mu nie umknęła, ponieważ dla niego, jak
dla większości ludzi, pisanie listu jest czynnością powszednią.
Ale nie było nią dla pani McGinty. Pisanie listu było dla pani McGinty czymś tak
niecodziennym, że kiedy zapragnęła to uczynić, musiała kupić buteleczkę atramentu.
A zatem pani McGinty rzadko pisywała listy. Pani Sweetiman, kierowniczka
poczty, najbardziej była tego świadoma. Ale na dwa dni przed śmiercią pani McGinty
napisała list. Do kogo pisała i dlaczego?
Mogło to nie mieć najmniejszego znaczenia. Mogła napisać do siostrzenicy& do
jakiejś nieobecnej przyjaciółki. To absurd przywiązywać dużą wagę do czegoś tak
zwykłego jak buteleczka atramentu.
Ale było to wszystko, co znalazł, i zamierzał pójść tym śladem.
Buteleczka atramentu&
Rozdział ósmy
List?  Bessie Burch pokręciła głową.  Nie, nie dostałam od cioci żadnego listu.
O czym by miała do mnie pisać?
 Może chciała o czymś panią powiadomić  podsunął Poirot.
 Ciocia nie przepadała za pisaniem. Wie pan, szło jej na siedemdziesiątkę, a
kiedy była młoda, nie chodziło się tyle do szkoły.
 Ale umiała czytać i pisać?
 Och, oczywiście. Nie czytała za wiele, ale lubiła  News of the World i
 Sunday Comet . Z pisaniem zawsze miała kłopoty. Jak chciała mnie o czymś
zawiadomić, na przykład, żebyśmy do niej nie przychodzili, albo chciała dać znać, że
ona do nas nie przyjdzie, zwykle dzwoniła do pana Bensona, aptekarza obok, i on nam
przekazywał wiadomość. Bardzo uczynny człowiek. Widzi pan, jesteśmy w jednej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •