[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Być może. Ale uważam, że byłeś najprzystojniejszym
mężczyzną na całym weselu - oznajmiła. -I może nawet
najlepszym tancerzem.
Była to duża przesada, lecz Gage'a za bardzo ucieszył
komplement, by miał protestować.
- Znakomicie poprawiasz mÄ™skie samopoczucie - po­
chwalił Blythe. - Uczciwie mówiąc, bawiłem się dobrze.
- RzeczywiÅ›cie byÅ‚o sympatycznie - przyznaÅ‚a. Przy­
pomniaÅ‚a sobie wÅ‚asny niedoszÅ‚y Å›lub. Jak bardzo dzisiej­
sza uroczystość różniła się od tamtej ceremonii!
- Fakt. Chociaż obyÅ‚o siÄ™ bez atrakcji w rodzaju trzÄ™sie­
nia ziemi - powiedziaÅ‚ Gage. Znów wraz z Blythe odgady­
wali swoje myśli. Rozumieli się bez słów.
Doszli wreszcie do hotelu. Mimo codziennej gimnastyki
Blythe trochę się zadyszała. W pantoflach na wysokich
obcasach niełatwo było iść ostro pod górę.
- Aha, zapomniałem zapytać - odezwał się Gage. - Co
właściwie powiedziałaś do panny młodej?
- Złożyłam tradycyjne greckie życzenia z okazji ślubu.
- A co ona mówiła?
Blythe nie odpowiedziaÅ‚a, tylko z zainteresowaniem za­
częła się przyglądać aniołowi, namalowanemu we wnęce
nad Å‚ukowatymi, niebieskimi drzwiami.
- Nie bardzo wiem - odparła niechętnie.
- Och, wiesz świetnie. Jak na tak wziętą aktorkę jesteś,
słonko, bardzo kiepską kłamczucha.
- Musisz zrozumieć, że w tym kraju tradycje związane
ze ślubem są tak przesycone rytualnymi tekstami jak msza
w kościele greckokatolickim.
-. Blythe, co powiedziała?
Znów zastosował doprowadzoną do perfekcji technikę
przesłuchiwania. Była na siebie zła, że od razu nie ucięła tej
POTRÓJNE WESELE " 101
rozmowy. Konwencjonalne sÅ‚owa, które usÅ‚yszaÅ‚a, nabie­
raÅ‚y zbyt dużego znaczenia. ChcÄ…c zyskać na czasie, siÄ™g­
nęła do torebki. Zaczęła szukać klucza do swego pokoju.
- Blythe?
- No dobrze, już dobrze. - Ten czÅ‚owiek byÅ‚ zdecydo­
wanie za bardzo dociekliwy i nigdy nie dawał za wygraną.
- W luznym przekÅ‚adzie byÅ‚y to życzenia dla mnie. Doty­
czÄ…ce mego wesela.
Małżeństwo z Blythe mogłoby mieć swoje plusy, uznał
Gage. W każdym razie ta możliwość wymagaÅ‚a rozwa­
żenia.
- Sympatyczna tradycja. SÄ…dzÄ™, że takie życzenia po­
winniśmy wziąć pod uwagę. - Zanim do Blythe dotarły te
zdumiewające słowa, Gage objął ją ramieniem i podniósł
głowę. - Popatrz w górę - powiedział. - Na gwiazdy.
Usiłowała rozszyfrować jego intencję. Czy rzeczywiście
miał na myśli małżeństwo?
- Co mówiłeś? - spytała.
- Popatrz na rozgwieżdżone niebo. Tam jest Gwiazda
Polarna. I Wielka Niedzwiedzica.
- Co mówiłeś przedtem?
Zignorował pytanie.
- I Pas Oriona. Czy pamiÄ™tasz historiÄ™ Dionizosa i piÄ™k­
nej Ariadny?
Zawiedziona, że Gage zmienił temat, usiłowała sobie
przypomnieć, czego z mitologii greckiej nauczyła się
w szkole.
- Czy to Ariadna była córką króla Minosa, władcy
Krety?
- Tak, ona. Zakochała się w Tezeuszu, który popłynął
na Kretę, żeby zgładzić potwornego Minotaura.
- Dała swemu ukochanemu kłębek nici, aby mógł od-
102 " POTRÓJNE WESELE
szukać powrotnÄ… drogÄ™ z labiryntu - przypomniaÅ‚a so­
bie Blythe. - Potem, rozprawiwszy siÄ™ z Minotaurem,
Tezeusz opuÅ›ciÅ‚ KretÄ™, zabierajÄ…c AriadnÄ™. Czy to on za­
chował się nikczemnie, zostawiając ją na jakiejś innej
wyspie?
- Tak - potwierdził Gage. - Na Naksos. Tam znalazł ją
Dionizos. I natychmiast poślubił.
- Po jego słynnych orgiach? Piciu wina z satyrami
i uganianiu siÄ™ za nimfami?
- Och, facet był wprawdzie playboyem, ale od razu
poznaÅ‚ siÄ™ na Ariadnie. PrzekonaÅ‚ siÄ™, że to dobra dziew­
czyna, i dlatego siÄ™ z niÄ… ożeniÅ‚. UcieszyÅ‚o to Minosa. Du­
ma króla bardzo ucierpiaÅ‚a, gdy Tezeusz porzuciÅ‚ jego cór­
kę. Bądz co bądz po tym fakcie spadła rynkowa wartość
Ariadny.
Blythe spojrzała krzywym okiem.
- Miała szczęście, że dowiedziała się, jaki drań z tego
Tezeusza, zanim została jego żoną.
- Jestem dokładnie tego samego zdania - oświadczył
Gage. Uznał, że nie musi stawiać kropki nad i. Analogia
była zbyt oczywista. - %7łeby dowieść, jak bardzo pokochał
Ariadnę, Dionizos umieścił jej ślubny naszyjnik wśród
gwiazd. To konstelacja Corona Borealis, zwana również
Koroną Kreteńską.
- I w ten sposób uczynił Ariadnę nieśmiertelną- dodała
Blythe.
- Błogosławieństwo, a zarazem przekleństwo losu -
skonstatował Gage.
- Nie chciałbyś żyć wiecznie? - spytała Blythe.
Zastanawiał się przez chwilę.
- W znacznej mierze zależy to od tego, z kim przyszło-
by mi żyć. - Przyciągnął Blythe do siebie. Ujął jej dłonie
POTRÓJNE WESELE " 103
i podniósł do ust. - To, co mówiłem wcześniej, Blythe, jest
prawdÄ…. PragnÄ™ ciÄ™.
Poczuła przypływ podniecenia, zaprawiony odrobiną
niepokoju.
- Ja też - szepnęła wyschniętymi wargami.
- Wiem. - Gage czuł ogarniające go napięcie.
- Naprawdę. Ale musisz wiedzieć, że nigdy nie byłam
z mężczyzną dla samego seksu. - Blythe chciała wyrazić
sÅ‚owami, że to, co siÄ™ stanie, bÄ™dzie dla niej czymÅ› nadzwy­
czajnym. WyjÄ…tkowym.
- Wierz mi, słonko, jeszcze nigdy nie pożądałem żadnej
kobiety jak teraz ciebie. I nie wiem, jak sobie z tym poradzÄ™.
Uczciwość była jedną z zalet Gage'a, które sprawiły, że
Blythe się w nim zakochała.
Miłość. Unikali tego słowa oboje, mimo że to uczucie
ciągle rosło.
Będzie jeszcze wiele czasu na rozmowę, uznała Blythe.
Teraz pragnęła jak najszybciej zaspokoić potrzebÄ™ blisko­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •