[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zrobiło się w końcu tak pózno, \e nie mogli ju\ dłu\ej zwlekać. Ubrali się,
zjedli szybki lunch i zadzwonili do Tessie wyprawie krosna. Bez namysłu zgodziła
sieje po\yczyć. Pózniej, kiedy krosno babki le\ało umocowane linami na
platformie cię\arówki, Anna nadal nie mogła wyzbyć się uczucia niepokoju.
Chocia\ propozycja Sama była całkiem sensowna, była przekonana, \e krosno
Hilary Schute nie powinno wyje\d\ać do miasta. Na autostradzie, w drodze do
Nowego Jorku, zerkała co chwilę we wsteczne lusterko, sprawdzając, czy nic złego
nie przytrafiło się wiozącej je cię\arówce.
Kiedy na horyzoncie pojawiły się pierwsze drapacze chmur, Anna próbowała
sobie przypomnieć, w jakim stanie zostawiła swoje mieszkanie. Nie jest zle: przed
wyjazdem posprzątała pokoje i zmieniła pościel. Odkąd kupiła dom na wsi, zawsze
zmieniała pościel w piątki. Dzięki temu pierwszą noc w mieście spędzała na
świe\ych, pachnących prześcieradłach, rekompensując sobie w ten sposób
konieczność opuszczenia Sumersbury. Ale dziś zabrała ze sobą do domu
najwspanialszą atrakcję, jaką Sumersbury mogło jej ofiarować, i nie miała na myśli
krosna.
Choć przed samym wyjazdem ze wsi próbowała jeszcze raz wyperswadować
Samowi jego pomysł, nie chcąc nara\ać go na ucią\liwość wielogodzinnej podró\y
w tę i z powrotem, uparł się, \e z nią pojedzie. Twierdził, \e w poniedziałek, w
drodze powrotnej, załatwi interesy z dwoma klientami, w New Haven i
Hartfordzie. Podejrzewała, \e te interesy były tylko wymówką, ale w końcu chciała
z nim być tej nocy tak samo, jak on z nią.
Zaparkowali samochody w podziemnym gara\u pod blokiem i po paru
zręcznych manewrach wnieśli krosno do windy. W drodze na czwarte piętro
uśmiechali się do siebie, oddzieleni drewnianą ramą.
 Musisz przyznać, \e miałem świetny pomysł  pochwalił się Sam.
 Przyznam to, kiedy krosno znajdzie się w moim mieszkaniu całe i
nienaruszone. Chocia\ to wcale jeszcze nie znaczy, \e nic mu się nie przytrafi w
drodze powrotnej.  Zerknęła na niego niepewnie, uświadomiwszy sobie, \e nie
ustalili, jak długo będzie mogła go u\ywać. Dwa miesiące? Pół roku? Tyle, ile
potrwa ich związek?
 Znowu się czymś martwisz, Anno.
 Czy zdajesz sobie sprawę z tego, \e nie sprecyzowaliśmy terminów naszej
umowy: moje usługi dekoratorskie w zamian za u\ywanie krosna?
 W zupełności.
 Zdaje się, \e nie zale\y ci zbytnio, \eby dostać je z powrotem  stwierdziła,
przyjrzawszy mu się uwa\nie, kiedy winda zatrzymała się na czwartym piętrze.
 Ale\ oczywiście, \e zamierzam je odzyskać.  Schylił się, \eby chwycić
podstawę krosna.  Gotowa?
 Chyba tak  odparła, ale kiedy wnosili swój cię\ar do mieszkania,
zastanawiała się, na ile była gotowa na związek z Samem. Czy\by Sam liczył, \e
odzyska krosno razem z nią? Anna widziała w krośnie symbol zmiany w swoim
\yciu, narzędzie nowej aktywności, która mogła wzbogacić jej twórczość. Czy to
mo\liwe, \e Sam traktował je jak przynętę, na którą ją złapie?
Kiedy następnego dnia rano włączyło się nastawione na budzenie radio, Anna
wyciągnęła rękę, \eby je zgasić i nagle uświadomiła sobie, \e nie mo\e się ruszyć:
męskie ramię obejmowało ją mocno wpół, przygniatając do materaca. W łó\ku
obok spał Sam.
Odwróciła głowę i spojrzała na niego. Tak, nie miała \adnych wątpliwości:
miejsce Erica zajął prawdziwy mę\czyzna. Teraz, gdy ju\ wie, jak przyjemnie jest
mieć go w Nowym Jorku, jeszcze bardziej będzie za nim tęsknić, kiedy ją dziś
opuści. W półmroku zobaczyła, \e uśmiecha się do niej czule i podziałało to na nią
lepiej ni\ fili\anka porannej kawy. Poprzedniej nocy, gdy tylko znalazła się w jego
ramionach, odsunęła od siebie obawy o przyszłość i oddała się bez reszty sztuce
kochania. Jeszcze teraz czuła ogień tej namiętności.
 Dzień dobry  odezwał się Sam.  Jak spałaś?
 To ty jesteś tu gościem. Ciebie powinnam o to spytać.
 Kilka razy budziło mnie wycie syren, ale nie \ałuję, bo dzięki temu
przypominałem sobie na nowo, \e jestem z tobą w łó\ku.
 Jakich syren?  spytała.  Tu blisko? Niczego nie słyszałam.
 Bo jesteś przyzwyczajona do miasta i ju\ ich nie zauwa\asz.
 Och.  Anna słuchała przez chwilę w radiu informacji drogowej, podawano
właśnie szczegóły wypadku na moście Brooklińskim, po czym przekręciła gałkę,
\eby złapać muzykę. Z ulicy dochodził hałas jadących samochodów, podkreślany
niekiedy wyciem klaksonów.  Zało\ę się, \e zwykle nie budzi cię dzwonek
budzika lub niecierpliwi taksówkarze.
 Nie, budzą mnie pierwsze promienie słońca.
 Tutaj zasłaniają je wie\owce. Jeśli miałabym się budzić z pierwszymi
promieniami słońca, byłabym w pracy dopiero w południe.
 A więc udawajmy, \e jesteśmy na wsi  powiedział obejmując ją.  Ja mam
czas do południa.
 Sam, nie.  Oparła mu się po raz pierwszy, odkąd kochali się w sobotę w
nocy.  Spóznię się do pracy.
Popchnął ją lekko na plecy i pochylił się nad jej piersiami.
 Ale Sam musi dziś wracać do domu  wymruczał, dotykając wargami
miękkiego sutka.  Sam nie będzie mógł tego robić a\ do piątku...
 Wiem, ale... proszę...  próbowała mu się wyrwać, ale on przygwozdził ją do
łó\ka. Powoli dra\nił językiem to jedną, to drugą pierś.  Nie mam czasu  jęknęła,
lecz ciało nie było ju\ jej posłuszne. Twarde i napięte sutki sterczały prowokująco,
domagając się dalszej pieszczoty.
 Oczywiście, \e masz  wymruczał i objął wargami jeden z nich.
 Więc... pospiesz się  szepnęła zduszonym głosem. Pozwoliła, \eby posunął
się za daleko i czuła, \e jej rozpalone ciało \ąda teraz zaspokojenia. Nie zdą\y na
czas do pracy, ale mo\e nie spózni się za bardzo.
Ale Sam wcale nie miał zamiaru się spieszyć. Uświadomiła to sobie, kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •