[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znajduje. Służby się nie obawiał, coś wymyśli na poczekaniu, by uśpić jej czujność.
Jedyną osobą, której nie chciał spotkać, był ten zarozumiały bubek, nieznośny snob, z
którym rozmawiał rano. Miałby spore trudności, by wytłumaczyć mu swą obecność we
dworze.
Wstał i rozprostował ścierpnięte członki. Przedostał się do wrót stodoły. Zanim wymknął
się na zewnątrz, starannie wytrzepał z włosów i z ubrania zdzbła siana.
44
Wreszcie doprowadził się do jako takiego porządku. Na szczęście wrota stodoły nie
skrzypiały. Wymknął się ostrożnie i ukrył za wielką studnią. Potem wśliznął się do kuchni.
Szczęśliwie nie spotkał żywej duszy. Był w budynku!
Chyba państwo udali się na spoczynek, bowiem także salon stał pusty. W wieczornym
półmroku zdołał wszakże zauważyć, że w tym dość dużym pomieszczeniu niewiele jest
miejsc, które nadawałyby się na kryjówkę. Mógłby się ewentualnie schować za krzesłami
pod oknem. Ale wtedy widać by go było z zewnątrz...
Dwie pary drzwi. Które z nich wybrać?
Był zdezorientowany, brakło mu pewności. Jeśli teraz dokona niewłaściwego wyboru,
cały trud może pójść na marne.
Bał się nawet pomyśleć, co się stanie, jeśli zostanie zauważony w obcym domu.
W powietrzu unosił się ostry zapach perfum.
Wydał mu się znajomy.
Kiedy leżał w stodole... Uświadomił sobie, że coś go wtedy przebudziło. A potem przez
sen dobiegły go jakieś hałasy, obce głosy i wzmożony ruch na podwórzu. Stukot
końskich kopyt na brukowanym dziedzińcu, lżejszy, bardziej elegancki niż ciężkie
stąpnięcia koni używanych do pracy w polu. Czyżby przyjechali jacyś goście? Albo ktoś
wyjechał?
A może to tylko powozy zostały odprowadzone do powozowni?
Alvar nie mógł sobie przypomnieć i rozzłościł się na siebie samego. Coś mu jednak
mówiło, że to nie Matylda używa takich ostrych perfum. Znał ten zapach, ale skąd?
Tak, dama w powozie! Macocha dzieci, które spotkał na przystani.
Czy to ona przyjechała?
Oj, marny jego los, jeśli ta okropna kobieta wejdzie do salonu i odkryje tu jego obecność.
W gęstniejącym mroku rozpaczliwie usiłował podjąć decyzję, które drzwi wybrać. Wtedy
usłyszał jakiś dzwięk.
Wsłuchiwał się w napięciu.
Ktoś żalił się w mroku.
PÅ‚acz kobiety albo dziecka.
45
Tak, teraz już wiedział, gdzie jest Matylda.
Na palcach podszedł do drzwi. Bał się zapukać, nacisnął więc lekko klamkę.
Były zamknięte.
Jeśli prawdą jest, że dziewczyna leży ciężko chora, to przecież nie zamknęła drzwi od
środka. Alvar przesunął dłonią nad framugą. Znalazł klucz!
Teraz tylko ostrożnie.
Przekręcił klucz w zamku.
Płacz ucichł.
46
ROZDZIAA VIII
Matylda siedziała napięta jak struna. To chyba nie Emil, ale przecież nikt inny tu do niej
nie przychodzi.
Drzwi uchyliły się bezgłośnie i do środka wśliznął się bezszelestnie jakiś mężczyzna.
Co ten Emil znowu wymyślił? Chyba nie wynajął jakiegoś zbira, żeby... odebrał jej życie?
Chociaż już nic jej nie zdziwi, jeśli chodzi o męża. Jest chorobliwie żądny władzy, a przy
tym na wskroś zły.
A może to ten kapitan, który pytał o nią?
Dobry Boże, spraw, by to był on!
- Matylda? - usłyszała obcy szept.
Oczy Matyldy przyzwyczajone do ciemności spostrzegły wysokiego mężczyznę w
mundurze. Czy nie jest to szwedzki oficer? Trudno ocenić, może to tylko jej pobożne
życzenie.
- Kim pan jest? - spytała, a w jej głosie wyczuć można było zarówno strach, jak i
nadziejÄ™.
- Proszę się nie obawiać - szepnął i podszedł bliżej.
Uderzył ją w nozdrza ostry zapach stajni. Odruchowo poderwała się na równe nogi i
cofnęła gwałtownie.
- Niech się pani nie boi - powtórzył. - Nie jestem złodziejem, nie zrobię pani nic złego. -
Ukłonił się lekko i dodał: - Nazywam się Alvar Svantesson Befver, jestem kapitanem w
armii szwedzkiej. Przybywam z posłaniem od pani brata.
Dzięki, dobry Boże.
- Och, spotkał pan Brora? - spytała gorączkowo. - Jakże on się miewa?
Bezwiednie wykonała kilka kroków w przód i stała teraz tuż obok Alvara.
- Jest pani taka szczupła, niepozorna - rzekł ten zdziwiony. - Zupełnie inaczej
wyobrażałem sobie osobę, w której całe rodzeństwo pokłada swą ufność.
Jego słowa wprawiły ją w zakłopotanie, ale od razu wyłowiła z nich informację, której była
tak spragniona.
47
- A więc spotkał pan także Hermana i Bedę? Co z nimi? Czy ona jest dla nich dobra?
- Obawiam się, że wieści, które przynoszę, nie są zbyt pomyślne - rzekł z ubolewaniem. -
Teraz jednak musimy czym prędzej stąd uciekać.
- Założę buty, a pan niech w tym czasie opowiada. O Boże, czy rzeczywiście wydostanę
się z tego więzienia?
- Naturalnie.
Stanął przy oknie i odwrócił się tyłem, by Matylda swobodnie przebrała się w ciepłą
odzież i włożyła buty.
- Niestety, nie mam szczególnych powodów do dumy - westchnął. - Byłem zmuszony
pozostawić Brora w stajennym lazarecie w Danii razem z wieloma opuszczonymi
żołnierzami szwedzkimi. Sam ledwo wylizałem się z ran i nie miałem dość siły, by go
dzwigać taki kawał drogi. Był... bardzo chory i poparzony.
- Wiem - wyszeptała. - Próbował wynieść ojca z płonącego budynku. Ale co z dziećmi?
Wie pan coÅ› o nich?
- Tak. Największe wyrzuty sumienia odczuwam właśnie z ich powodu. Mogłem im
pomóc... a nie uczyniłem tego.
OpowiedziaÅ‚ o epizodzie, którego byÅ‚ Å›wiadkiem na przystani w Helsingör. A także o tym,
że zbyt pózno zorientował się, iż dzieci są rodzeństwem Brora. Potem usiłował naprawić
swój błąd i poprosił innych ludzi, by pomogli przedostać się maluchom przez cieśninę
Öresund.
- Ale proszę mi powiedzieć, czy one... same uciekły z domu, czy zostały wyrzucone?
- Bror tego nie wiedział. Ja też nie. Ale macocha w ogóle się nimi nie interesowała.
Nawet słowem o nich nie wspomniała.
- Biedne dzieciaki... - Matylda szlochała bezgłośnie.
- Czy pani jest ciężko chora? - spytał.
- Chora? Wcale nie jestem chora. Byłam tu... przetrzymywana wbrew własnej woli.
Wolałabym nie mówić, przez kogo.
- Tego akurat nietrudno się domyślić - rzekł Alvar. - Nie rozumiem tylko, z jakiego
powodu?
48
- Chciał, żebym mu powiedziała, gdzie schowałam skarb. Bo nie powiedziałam panu
jeszcze, że kiedyś udało nam się odnalezć skarb, który sprowadził na nas same
nieszczęścia. Ale ja nie miałam pojęcia, gdzie on jest. Dopiero dziś, kiedy przyjechała
moja teściowa...
- A więc to ona? Tak mi się właśnie wydawało, że słyszałem turkot powozu.
- Tak, to ona - powiedziała Matylda cierpko, zawiązując troczki peleryny. - Podsłuchałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •