[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W każdym razie po tym incydencie znowu straciłam wiarę w cokolwiek. Dotychczas,
pod wpływem tego mojego przyjaciela, zamierzałam po uzyskaniu dobrego świadectwa
ukończenia swojej szkoły starać się o przyjęcie do szkoły zintegrowanej. Mimo, że
wiedziałam, jakie niesamowite trudności ma taki uczeń szkoły zasadniczej, jak się chce
dalej uczyć. A potem nie chciałam już słyszeć o żadnej szkole. Byłam pewna, że nic by
z tego nie wyszło. Testy psychologiczne, specjalne zezwolenie kuratorium i kupa innych
rzeczy, które trzeba mieć, jak się nie chce skończyć na szkole zasadniczej. No i
wiedziałam przecież, że te moje akta z Berlina trafią za mną wszędzie, gdzie tylko
pójdę.
Miałam tego bardzo rozsądnego przyjaciela, powoli zaczęłam nawiązywać kontakty z
moimi rówieśnikami ze wsi, którzy w pewien sposób mi nawet odpowiadali. Byli bardzo
różni ode mnie. A w każdym razie jakoś bardziej w porządku niż ci z miasteczka.
Autentycznie było między nimi jakieś poczucie wspólnoty. Nawet zorganizowali sobie
własny niewielki klub. Tam nie było szpanerów. Wszystko opierało się jeszcze na mniej
lub bardziej staromodnym porządku, chociaż czasem chłopaki pili za dużo. I większość
mnie zaakceptowała, chociaż byłam całkiem inna od nich.
Przez jakiś czas mi się zdawało, że będę mogła stać się taka jak oni albo jak ten
mój przyjaciel. Ale długo w tym nie wytrwałam. Z tym przyjacielem wszystko się
skończyło, kiedy w końcu zachciało mu się ze mną przespać. Nigdy bym się na to nie
zdobyła. Po prostu nie umiałam sobie wyobrazić, że miałabym się przespać z kimś
innym poza Detlefem. To znaczy, że ciągle jeszcze go kochałam. Dużo o nim myślałam,
chociaż nie chciałam myśleć. Czasami pisałam do niego listy, które chciałam adresować
na Roifa, tego stałego klienta Detlefa, u którego ostatnio mieszkał. Ale miałam
jeszcze tyle rozsądku, żeby ich jednak nie wysyłać.
Potem dowiedziałam się, że Detlef znowu siedzi w pudle. Stellę też wsadzili.
Dużo myślałam o Detlefie i Stelli, poza tym w okolicy znalazłam ludzi, którzy
odpowiadali mi jeszcze bardziej niż moi rówieśnicy z wioski. Lepiej się z nimi
rozumiałam, łatwiej było mi z nimi pogadać o moich problemach. W pełni mnie
akceptowali i nie musiałam się bać, co to będzie, jak dowiedzą się o mojej przeszłości.
Patrzyli na świat mniej więcej tak samo jak ja. Nie musiałam się zmieniać ani
dostosowywać. Emocjonalnie byliśmy na tej samej długości fali. Mimo wszystko
początkowo broniłam się przed zbyt bliskimi kontaktami, bo oni eksperymentowali z
narkotykami.
Moja mama, ciotka, nawet ja sama, my wszystkie sądziłyśmy, że znalazłam się w
takim zakątku Niemiec, gdzie nie ma śladu narkotyków. W każdym razie na pewno
 twardych . Jak pisali w gazetach coś o heroinie, to zawsze mowa była o Berlinie albo
Frankfurcie. Ja też myślałam sobie czasem: Jesteś tu jedyną byłą ćpunką na paręset
kilometrów kwadratowych.
Ale już po pierwszej wyprawie z ciotką na zakupy zmieniłam zdanie. Na początku
1978 pojechałyśmy na zakupy do Norderstedt, takiego nowego miasta-sypialni w
pobliżu Hamburga. Jak zawsze, będąc pierwszy raz w nowym otoczeniu, przyglądałam
się takim co bardziej frymuśnie ubranym chłopakom. Zastanawiałam się: pa, pali
hasz, czy po prostu student? W Norderstedt weszłyśmy do baru szybkiej obsługi,
żeby zjeść smażoną kiełbaskę. Przy jednym ze stolików siedziało paru kasztanów.
Dwóch z nich nagle wstało i przesiadło się do innego stolika. Nie wiem dlaczego, ale od
razu miałam wrażenie, że coś tu kręcą z herą. Jakoś tak wiedziałam, jak się zachowują
kasztany, kiedy jest sprawa z herą. Zmusiłam ciotkę, żebyśmy stamtąd wyszły, nic jej
nie mówiąc o swoich podejrzeniach.
Sto metrów dalej, przed sklepem dżinsowym, wpakowałyśmy się w sam środek
 rynku Norderstedt. Ja oczywiście od razu skapowałam, że tu aż gęsto od ćpunów.
Potem z kolei zaczęło mi się wydawać, że oni wszyscy się na mnie gapią i, że od razu
wyczuli we mnie ćpunkę. Normalnie dostałam szajby. Wpadłam w kompletną panikę.
Złapałam ciotkę za ramię i mówię jej, że muszę się stąd natychmiast wydostać. Ona
też coś pokapowała i do mnie:  Dlaczego, przecież ty już nie masz z tym nic
wspólnego.  Ja na to:  Przestań. Nie jestem jeszcze gotowa do takiej konfrontacji.
To było wtedy, kiedy już nie myślałam o ucieczce. Kiedy na serio uważałam, że
nigdy już nie będę miała nic wspólnego z heroiną. Zaszokowało mnie, że oni mnie
rozpoznali. W domu natychmiast wyskoczyłam ze swoich łachów i starłam z twarzy
makijaż. Nie założyłam już swoich butów na wysokim obcasie. Od tego dnia starałam
się wyglądać tak, jak dziewczyny z mojej klasy.
Ale potem i tak coraz częściej zaczęłam bywać w klubie razem z tymi ludzmi,
którzy palili hasz i brali kwas. Raz zapaliłam sobie z nimi, innym razem nie. Weszłam
do bezbłędnej paczki. Większość to byli ludzie uczący się zawodu. Pochodzili z
okolicznych wsi. Wszyscy mieli bańki nie od parady. Nie byli tacy kompletnie otępiali,
jak większość tych z mojej szkoły. Autentycznie potrafili myśleć. Rozmowy z nimi dużo
mi dawały. Przede wszystkim w paczce nie było tej całej brutalności. Wszystkie
agresje zostawały gdzieś daleko. U nas była atmosfera przyjazni.
Zapytałam kiedyś zupełnie idiotycznie, dlaczego nie może być tak samo bez
przytruwania się prochami. Odpowiedzieli mi wtedy, że to naprawdę głupie pytanie. Jak
inaczej wyłączyć się z tego bagna, jakie mamy na co dzień?
Wszystkich oprócz jednego chłopaka niesamowicie frustrowała praca. Ten jeden
był w związkach zawodowych i wybrali go na męża zaufania do spraw młodzieży w tym
jego zakładzie. On widział sens w tym, co robi przez cały dzień. Występował w imieniu
innych młodych z zakładu i znajdował w tym samopotwierdzenie. Sądził też, że
społeczeństwo można zmienić. Często nawet nie potrzebował jointa, żeby złapać dobry
nastrój i tylko wypijał parę łyków czerwonego wina.
Reszta w ogóle nie widziała sensu w tym, co robi. Bez przerwy mówili o rzuceniu
nauki. Tyle, że nie wiedzieli, co dalej. Wracali z pracy sfrustrowani i agresywni. Jak
potem siedzieliśmy razem i któryś zaczynał opowiadać o aferach z majstrem czy o
innych takich, to ktoś zaraz mówił: Może byś przestał truć o tej robocie. Potem szła
w kółko fajeczka i dopiero wtedy czuli, że są po fajrancie.
Ja miałam o wiele lepiej niż oni. Czasem nawet szkoła sprawiała mi przyjemność. Z
drugiej strony było ze mną tak jak z nimi. Od kiedy stało się jasne, że nie mam szans
ani na maturę, ani na szkołę realną, też już tak za bardzo nie wiedziałam, po co mi to
uczenie się i cały ten wysiłek. I zdawałam sobie sprawę, że jako była narkomanka,
nawet, żebym miała nie wiem jakie świadectwo ukończenia szkoły zasadniczej, to i tak
nie dostanę takiej pracy, jaką bym chciała.
Zwiadectwo ukończenia miałam nawet całkiem niezłe. Ale na naukę zawodu mnie nie
przyjęli. Zaproponowali tylko jakieś prace dla niewykwalifikowanych. Coś z mocy ustawy,
która miała trochę rozładować problem bezrobotnej młodzieży. Nie ćpam już prawie
od roku. Ale oczywiście wiem, że to musi potrwać nawet parę lat, zanim człowiek
będzie naprawdę  czysty . Jak na razie nie mam większych problemów.
Kiedy tak sobie siedzimy wieczorem całą paczką, popijamy czerwone wino, fajka z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •