[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wracajcie do sierżanta Reynoldsa przy wiszącym moście. Ale już!
- To miło, że się pan o nas troszczy, sierżancie - odparła cicho Maria. - Ale nie
chcemy wracać. Chcemy zostać tutaj.
- A jaki będzie z was tutaj pożytek, do diabła?! - spytał szorstko Groves. Zamilkł i po
chwili prawie grzecznie dodał: - Wiem już, kim pani jest, Mario. Wiem, czego pani dokonała
i jak świetnie wywiązuje się pani z zadań. Ale to zadanie nie dla pani. Bardzo proszę.
- Nie. - Maria potrząsnęła przecząco głową. - A poza tym umiem strzelać.
- Nie ma pani z czego. No a Petar, jakim prawem chce pani decydować za niego? Czy
on wie, gdzie jest?
Maria przemówiła prędko do brata w całkowicie niezrozumiałym dla Grovesa języku
serbskochorwackim, na co ten odpowiedział tak jak zwykle dziwnymi gardłowymi
dzwiękami. Kiedy skończył mówić, Maria zwróciła się do sierżanta.
- Mówi, że wie, że tej nocy zginie. Ma dar, jak wy to nazywacie jasnowidzenia, i
mówi, że dla niego nie ma przyszłości. Twierdzi, że ma dość uciekania. Mówi, że zaczeka
tutaj, aż nadejdzie pora.
- Z najbardziej upartych, głupich...
- Sierżancie Groves, bardzo proszę. - Do głosu dziewczyny, choć nadal cichego,
wkradła się nowa, ostra nuta. - Już podjął decyzję i pan jej nie zdoła zmienić.
Groves skinął głową na znak zgody.
- A może zdołam zmienić decyzję pani?
- Nie rozumiem.
- Petar i tak nie może nam pomóc, bo jest niewidomy. Ale pani owszem. Jeśli zechce.
- Proszę mi powiedzieć jak.
- Andrea powstrzymuje mieszany oddział, złożony z co najmniej dwudziestu
czetników i Niemców. - Groves uśmiechnął się z przymusem. - Od niedawna mam powody
wierzyć, że prawdopodobnie nie ma on sobie równych w walce partyzanckiej, ale w
pojedynkę nie da rady powstrzymywać dwudziestu ludzi bez końca. A jeżeli zginie, to
pozostanie już tylko Reynolds pilnujący wiszącego mostu, jeśli zaś zginie także on, to
Droszny i jego ludzie przedrą się i zdążą ostrzec niemieckich wartowników, prawie na pewno
zdążą uratować zaporę i niewątpliwie zdążą zawiadomić przez radio generała Zimmermanna,
żeby wycofał czołgi wyżej. Myślę, że Reynoldsowi przyda się pani pomoc, Mario. Tu z
pewnością nic pani nie pomoże... ale wspierając Reynoldsa może pani całkowicie odmienić
los naszej wyprawy. A powiedziała pani przecież, że umie strzelać.
- No a pan zwrócił uwagę, że nie mam z czego.
- Wtedy pani nie miała. A teraz ma.
Groves zdjął z ramienia schmeisser i wręczył go dziewczynie wraz z pewną ilością
zapasowej amunicji.
- Ale... - Maria z ociąganiem przyjęła pistolet i naboje. - Ale teraz pan nie ma broni.
- Właśnie, że mam. - Groves wydobył spod bluzy luger z tłumikiem. - Nic więcej mi
dziś nie potrzeba. Nie mogę hałasować, zwłaszcza tak blisko zapory.
- A ja nie mogę zostawić brata!
- Och, uważam, że może pani. I zostawi pani. Pani bratu już nikt w niczym nie
pomoże. Za pózno. Proszę się pośpieszyć.
- Dobrze. - Maria z ociąganiem przeszła kilka kroków, zatrzymała się i odwróciła. -
Panu chyba wydaje się, że jest bardzo sprytny, sierżancie? - spytała.
- Nie wiem, o czym pani mówi - odparł sztywno Groves.
Wpatrywała się w niego przez kilka chwil, a potem odwróciła się i odeszła w dół
rzeki. Groves uśmiechnął się do siebie w całkowitych ciemnościach.
Ale uśmiech zniknął z jego twarzy w ułamku sekundy, w którym wąwóz rzeki zalało
znienacka jaskrawe światło księżyca, kiedy z jego tarczy odpłynęła chmura o mocno
postrzępionych brzegach.
- Plackiem na ziemię i najmniejszego ruchu - zawołał cicho alarmującym tonem do
Marii. Zobaczył, że dziewczyna natychmiast wypełnia polecenie, i z miną świadczącą o jego
wewnętrznym niepokoju i napięciu spojrzał w górę na zieloną drabinę.
Skąpani w jaskrawym świetle księżyca Mallory i Miller, którzy pokonali już trzy
czwarte drogi, przywarli na szczycie jednego z odcinków drabiny, skamieniali, jakby i ich
samych wyrzezbiono w skale. Nieruchome oczy, osadzone w równie nieruchomych twarzach,
mieli utkwione w tym samym punkcie, a może doń przykute.
Znajdował się on w górze, na lewo, o piętnaście metrów od nich, tam, gdzie przez barierkę na
wierzchołku tamy wychylali się dwaj zaniepokojeni i bez wątpienia bardzo nerwowi
wartownicy, którzy wpatrywali się przed siebie w tę część wąwozu, skąd zdawały się
dochodzić odgłosy strzałów. Wystarczyło, żeby spuścili oczy w dół, a na pewno odkryliby
Grovesa i Marię. Wystarczyło, żeby przesunęli wzrok w lewo, a z równą pewnością odkryliby
obecność Mallory ego i Millera. Wtedy zaś cała czwórka niechybnie by zginęła.
XI. SOBOTA, GODZ. 01:20-01:35
Tak jak Mallory i Miller, Groves również spostrzegł dwóch niemieckich
wartowników, wychylonych przez barierkę na szczycie zapory i z niepokojem wpatrujących
się w wąwóz. Sytuacja ta, w której człowiek czuł się całkowicie obnażony, zagrożony i
bezbronny, przyprawiała, jego zdaniem, o wzmożone bicie serca. A skoro tak czuł się on, to
jak musieli się czuć Mallory z Millerem, uczepieni drabiny o niespełna rzut kamieniem od
niemieckich wartowników? Wiedział, że obaj mają przy sobie lugery z tłumikami, niestety,
schowane pod bluzami, na bluzach zaś zapinane na suwak kombinezony płetwonurków, a
więc nie mieli do nich żadnego dostępu. A przynajmniej w tej pozycji, w jakiej tkwili
przywarci do drabiny - nie mogąc wykonać całej gamy rozmaitych ruchów godnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •