[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie, czym kiedyś byli dla siebie. Stephanie była taka sama, a jednocześnie inna
- raz przypominała figlarnego urwisa, by po chwili przedzierzgnąć się w namiętną
femme fatale.
Ten kontrast oszałamiał go, rozgrzewał skórę, sprawiał, że rozpalony w nim
płomień zamieniał się w piekielne ognie. Delikatnym, ociężałym ruchem
przesuwała nogę po jego nodze, powolutku sunąc ku biodrom. Z jękiem
nieskrywanej rozkoszy ucałował jej stopę.
Stephanie wstrzymała oddech. Bała się poruszyć, z obawy że czar pryśnie.
- Nie przestawaj - szepnęła.
229
RS
Jego język wytłaczał palącą bruzdę wzdłuż wygiętej stopy, pokonywał palce i
podbicie. Kiedy zaczął delikatnie pieścić wewnętrzną część uda Stephanie, jego
usta przesuwały się centymetr po centymetrze, by zatrzymać się zaledwie o
oddech od ciemnej gęstwiny włosów.
Kiedy odnalazł wargami wrażliwą okolicę, Stephanie krzyknęła głośno,
ściskając jego ramiona, a potem przyciągnęła go do siebie.
- Chodz do mnie. Teraz.
To był szept, ale zabrzmiał jak rozkaz. Zatopił się w niej z jękiem, a ona z całej
siły przycisnęła go do siebie. Poruszali się szybko, powodowani żądzą tak potężną,
że nie można jej było dłużej powstrzymywać.
Na wpół oszalały z pożądania Mike zagłębiał się w niej raz po raz. Dopiero
jednak gdy wyrzekła jego imię, gdy wyprężyła się ku niemu w geście całkowitego
oddania, dał upust rozsadzającej go namiętności. Wreszcie był w domu.
Obudziła się w jego objęciach. Uśmiechnęła się.
- Dzień dobry, panno Farrell. - Odsunął z jej czoła brązowy kosmyk i pochylił
się, żeby ją pocałować. - Dobrze spałaś?
- Tak. A ty?
- Jak niewinne dziecko.
Roześmiała się.
- Nie zachowywałeś się jak niewiniątko zeszłej nocy. Ani z samego rana.
- Cóż mogę powiedzieć? Przy tobie staję się bestią.
Odwróciła się, żeby spojrzeć na zegar na nocnym stoliku.
- Przespaliśmy porę śniadania.
Jego ręka zaczęła pieścić piersi Stephanie, potem zawędrowała na brzuch.
- Jeśli jesteś głodna...
Roześmiała się i złapała rękę, zanim ta dotarła do zamierzonego celu.
- Stop.
- Dlaczego? - Ujął jej podbródek dwoma palcami i zmusił ją, by popatrzyła
mu w oczy. - Nie żałujesz, prawda?
- Nie, nie żałuję. Przynajmniej to jest oczywiste.
- Więc powiedz mi, co nie jest oczywiste.
Chciała mu powiedzieć o Sarah, ale powstrzymał ją strach, z którym żyła tak
długo. A jeśli zażąda przyznania mu opieki?
- Po prostu... Byliśmy z dala od siebie tak długo. Na pewno nie jesteśmy już
tacy jak dawniej...
Jego oczy pociemniały.
- Moja miłość do ciebie wcale się nie zmieniła. Może nawet jest mocniejsza.
- Moja też. Nie o to mi chodzi... Potrzebujemy czasu, żeby się poznać.
230
RS
- Racja. - Przejechał palcem po zagłębieniu między jej piersiami. - Wciąż masz
w tym miejscu łaskotki?
- Tak.
- Widzisz? Coraz lepiej cię poznaję. - Palce Mike'a ześlizgnęły się niżej i
zatoczyły kółeczko wokół jej pępka. - A tutaj?
Wybuchnęła śmiechem.
- Nie to miałam na myśli...
Stłumił resztę zdania pocałunkiem. Kiedy znowu ją posiadł, zapomniała, co
chciała powiedzieć.
Dopiero o siódmej trzydzieści Mike wreszcie był gotowy do wyjścia. Stephanie,
ubrana w szlafrok z białego jedwabiu, odprowadziła go do drzwi.
- Kiedy mam się spodziewać zaproszenia na śniadanie?
- Czy jutrzejszy ranek to wystarczająco szybko? - Objął ją w pasie. - A potem
każdy ranek?
Stanęła na palcach, żeby go pocałować.
- Można mnie namówić na taki układ. - W tej chwili oślepił ją flesz.
Mike obejrzał się gwałtownie.
- Co u diabła...!
Zza krzewu rododendrona wyskoczył uśmiechnięty od ucha do ucha
paparazzi z aparatem w ręku.
- Miłego dnia! - rzucił radośnie i czmychnął.
Mike ruszył za nim, ale Stephanie zatrzymała go.
- Niech sobie idzie.
- Ta fotografia pojawi się jutro we wszystkich gazetach Los Angeles. Nie
mówiąc o brukowcach.
- To nieważne. Zwrócilibyśmy na siebie większą uwagę, próbując go
zatrzymać.
Mike rzucił wściekłe spojrzenie w stronę znikającej postaci.
- Masz rację. - Westchnął. - Przykro mi, Stephanie. Nie chciałaś, żeby
ktokolwiek się o nas dowiedział.
- To nie twoja wina. - Pocałowała go. - Nie zrobiliśmy nic, czego musielibyśmy
się wstydzić. No, idz już - powiedziała, żartobliwie klepiąc go po pośladkach. - Bo
ekipa zacznie nas poszukiwać.
Patrzyła, jak Mike odchodzi swoim sprężystym długim krokiem, i poczuła
znajome ukłucie w sercu. Jednocześnie osaczyły ją wątpliwości, które odsunęła
od siebie w nocy.
231
RS
Z dala od zarazliwego uśmiechu Mike'a i jego zniewalającego dotyku rozsądek
podpowiadał, że nie należy wiązać się z nim, póki istnieje jeszcze tak wiele rzeczy,
których mu nie powiedziała.
Była pewna, że Mike nie dowie się prawdy o Sarah, ale nie można było
całkowicie wykluczyć ryzyka. Co wówczas się stanie? Czy zrozumie powody, dla
których ukrywała przed nim istnienie córki? A może uzna to za czyn
niewybaczalny i odejdzie? Albo, co gorsza, podejmie kroki w celu uzyskania prawa
do częściowej opieki nad córką?
Oczywiście, nie musiało się stać. Mogła przeprowadzić z nim szczerą rozmowę,
jeśli nie od razu, to przynajmniej tuż po powrocie do Los Angeles. Do tego czasu
będzie miała pewność co do jego uczuć. I co do samej siebie.
Zamknęła drzwi, oparła się o nie i wydała ciche westchnienie ulgi. Niepokoje
zaczęły się oddalać. Postanowiła, że postąpi tak: zaprosi go do domu na kolację
we dwoje, zaczeka na odpowiednią chwilę i powie mu wszystko.
Kilka dni z pewnością nie zrobi różnicy.
34
Shana Hunter ubrana w fioletowy trykot, z opaską na włosach zatrzymującą
pot, zwiększyła szybkość na stepperze. Renata Fox odpoczywała na obciągniętej
czarnym jedwabiem kanapie w obszernym salonie Shany. Na stoliku przed nią
leżało pudełko czekoladek Godiva, które sama przyniosła.
- To cię zabije - wydyszała Shana, sprawdzając swoją nienaganną sylwetkę w
sięgającym podłogi lustrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •