[ Pobierz całość w formacie PDF ]

weekend, w ostatniej chwili pilnie wzywałaby byłego męża, by ten zajął się Sophie, na
przykład zawiózł ją na lekcję gry na skrzypcach albo zabrał do siebie na noc, bo Lynda udaje
się na konferencję.
Thea oczywiście nie mogłaby mieć do niego pretensji o to, że stara się być dobrym
ojcem. Ciągle stawiany przed koniecznością wyboru między nią a Sophie, musiałby za
każdym razem wybierać córkę. Lynda nieustannie manipulowałaby jego poczuciem winy,
podsycając je.
Zawalczyć więc o niego, czy też raczej odejść, pozwalając, by sam zdecydował, czego
chce? Z jednej strony Thea wiedziała, że prawdziwa miłość nie trafia się aż tak często, skoro
więc zawitała do jej życia, należy uczynić wszystko, by dać jej szansę  stworzyć związek i
pielęgnować go, żywiąc nadzieję na to, że podobne uczucie obudzi się w końcu i w sercu
Rhysa.
Z drugiej jednak strony nieustanne ingerencje Lyndy mogły zniszczyć to, co wspólnie
zbudowali. Po każdym telefonie żądającym jego przyjazdu, Rhys czułby się rozdarty, a w
Thei narastałaby gorycz. W końcu nie zostałoby już nic pięknego...
W taki właśnie sposób Isabelle konsekwentnie niszczyła jej związek z Harrym.
Nie, Rhys musi sam podjąć decyzję, czy jest gotów rozpocząć nowe życie i czy jest w
nim miejsce dla Thei.
 Jesteś bardzo milcząca  zauważył.
 Przepraszam, zamyśliłam się.
 Wyglądasz na smutną. Czy myślałaś o Harrym?
 W pewnym sensie  odparła wymijająco.
Zawahał się.
 Chcesz o tym porozmawiać?
 Nie. Ale dziękuję.
Bez słowa skinął głową, a Thea była mu wdzięczna za tyle zrozumienia. Harry nigdy nie
potrafiłby postąpić podobnie, naciskałby tak długo, aż wydusiłby z niej wszystko.
 Powiedz mi, jak poszło ci z Lyndą  zaproponował po chwili.
 Cóż...  Zastanawiała się przez chwilę, jak najlepiej ubrać to w słowa.  Nie jest zbyt
przekonana do naszych zaręczyn.
 Jak to?  wybuchnął z oburzeniem Rhys.  A ja usłyszałem, że jest nimi zachwycona!
Męska naiwność nie ma granic, pomyślała Thea.
 Tak, ale to było, zanim mnie poznała  zauważyła.  Jej zdaniem nie jestem
odpowiednią partnerką dla ciebie.
Zmarszczył brwi.
 A niby dlaczego nie?  spytał gniewnie, jakby zapomniał, że cała sprawa dotyczy
przecież nie prawdziwych zaręczyn, lecz udawanych.
 Ponieważ nie mamy wiele wspólnego. Przynajmniej ona tak twierdzi.  Zerknęła na
niego.  Nie słyszałeś tej części rozmowy?
 Nie. Słyszałem tylko, jak powiedziałaś, że mnie kochasz. Milczała przez chwilę.
 I co? Brzmiało to przekonująco?
 Bardzo.
Udawaj, że to nic dla ciebie nie znaczy, przypomniała sobie surowo. Obróć to w żart.
 Ty też byłeś bardzo przekonujący. Ta ręka na moim karku... Dobre posunięcie.
Zerknęła na niego ponownie, ich spojrzenia zetknęły się. Oboje szybko odwrócili wzrok.
Znowu zapadła cisza, w której było słychać jedynie ich kroki na mokrym chodniku.
 Nie rozumiem, co w ogóle Lyndzie do tego  warknął ponuro.
 Nie wiem, w każdym razie dostarczyła nam dobrego pretekstu do zerwania.
Przemyśleliśmy jej słowa i doszliśmy do wniosku, że faktycznie mamy niewiele wspólnego,
więc nasze małżeństwo byłoby pomyłką.
Rhys milczał ponuro, idąc obok niej z zaciętym wyrazem twarzy. Odezwał się dopiero
wtedy, gdy mieli skręcić w ulicę prowadzącą prosto do stacji metra.
 Kawałek dalej jest miła restauracja.  Wskazał przed siebie.  Może tam zjemy kolację?
Thea zebrała się w sobie.
 Jeśli nie masz nic przeciw temu, zrezygnuję z niej.
 Nie jesteś głodna?
 Niespecjalnie.
Na jego twarzy odbiło się zdumienie, gdy przypomniał sobie, jakie ilości jedzenia Thea
potrafiła pochłaniać na Krecie.
 Może więc innym razem? Co byś powiedziała na piątek? Masz czas?
 Chyba... chyba nie jest to dobry pomysł  rzekła z trudem.  Chwilowo sprawy trochę
się skomplikowały.
 Rozumiem...
Zapadła niezręczna cisza. Stali na rogu, nie patrząc sobie w oczy. Wreszcie Thea
opamiętała się i ściągnęła z palca pierścionek.
 O mały włos zapomniałabym o nim. Wez, bo jeszcze go zabiorę przez pomyłkę.
Rhys nawet nie drgnął.
 Czemu go nie zatrzymasz?  spytał nieswoim głosem.  Przyjmij go jako
podziękowanie.
 Za co?
 Za dzisiejszy wieczór. Za Sophie.  Zawahał się.  Za Kretę...
 Nie mogę  odparła ze ściśniętym gardłem.  To zbyt kosztowny prezent.  Bez
powodzenia starała się uśmiechnąć.  W dodatku i tak nie mogłabym go nosić, to przecież
pierścionek zaręczynowy.
 Masz rację  odebrał go od niej, schował do kieszeni.
 To ja już pójdę  odezwała się po chwili milczenia.
 Odprowadzę cię do domu.
 Nie bądz niemądry, nie ma takiej potrzeby, jest jeszcze jasno.
W końcu udało jej się go przekonać, by nie jechał z nią do domu, a jemu udało się ją
przekonać, że przynajmniej odprowadzi ją na stację.
 Dziękuję za dzisiejszy wieczór  rzekł dość sztywno, gdy stanęli przy bramkach i Thea
szukała karty w torebce.
Znów spróbowała się uśmiechnąć, a rezultat nie wypadł ani trochę lepiej niż poprzednim
razem.
 Było bardzo miło zobaczyć Sophie  zapewniła. Znalazła kartę i starała się odsunąć od
siebie myśl o tym, jak na stacji South Kensington całowała się namiętnie z Rhysem tuż przed
przejściem przez bramkę. Teraz nie mogła liczyć na nic podobnego...
 Pójdę już.
 Do widzenia, Theo.
Przeszła przez bramkę, po czym zerknęła przez ramię. Rhys stał, patrząc za nią posępnie.
Chciała zawrócić, powiedzieć, że zmieniła zdanie, chętnie pójdzie na kolację i pozwoli się
odprowadzić do domu. Wtedy jednak byłoby jeszcze trudniej rozstać się z nim. Musiała
odejść, zostawiając mu czas do namysłu.
 Ale dlaczego?  jęknęła Nell.  Nawet nie dałaś mu szansy, by wybrał między tobą a
Lyndą!
 Niestety, to nie jest wybór między nami dwiema, tylko między mną a Sophie, tak to
urządziła Lynda. I Rhys musi wybrać córkę, nie ma innego wyjścia.
Nie wróciła do domu, tylko pojechała wprost do siostry i rozbeczała się dosłownie już na
progu.
 Mam dość facetów z emocjonalnymi problemami i ciągnącą się za nimi skomplikowaną
historią  chlipała żałośnie nad filiżanką herbaty.  Następnym razem poszukam sobie kogoś,
kto nie ma podobnych problemów.
 W takim razie zacznij się rozglądać wśród nastolatków  poradziła trzezwo Nell. 
Mężczyzna w twoim wieku będzie miał za sobą co najmniej jeden poważniejszy związek,
małżeński czy nie. Gdybyś nie była tak skołowana i wykończona przez tę historię z Harrym,
rozumiałabyś to i nie bałabyś się stawić temu czoła.
 Nell, ja się przede wszystkim boje, że jak Lynda będzie nas tak bez końca szarpać, to
zmienię się w jakąś wredną, zgorzkniałą babę i wreszcie się znienawidzimy.
 Trzeba więc pracować nad tym, by nie zgorzknieć i by się nie znienawidzić. W każdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •