[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zagospodarowanej dziurze Wokół urządzenia zbudowano koliście biegnące schody, przerywane w
regularnych odstępach podestami Zapewne, by umożliwić obsługę i naprawy, bo jeszcze nie
słyszałem, żeby ktoś zbudował nie psujące się urządzenie mechaniczne. Na samym dole znajdował
się pulpit sterowniczy tego przerośniętego młynka
- Widzisz kogoś? - spytał Berkk.
- Nie, ale ostrożności nigdy za wiele Zejdę i sprawdzę.
- Ani mi się waż! Idziemy razem, nigdzie nie będę zostawał!
Miał racją - chwilowo dzielenie sił było bezsensownym posunięciem, ale przyzwyczajenie jest
drugą naturą. A ja nawykłem działać sam.
- No niech już będzie moja krzywda, ale idę pierwszy - ustąpiłem. - Uważaj i jakby co, to osłaniaj
tyły. Gotów?
- Nie - przyznał szczerze - I pewnie nigdy nie będę, więc nie ma na co czekać. Idziemy!
Szybko się uczył skubany.
Przytuliłem się do ściany i zacząłem schodzić. Gdy dotarłem do pierwszego podestu, machnąłem
na Berkka, a kiedy do mnie dołączył, wskazałem na grubą warstwę kurzu i pyłu na podłodze - nie
było na nim żadnych śladów - poza naszymi - a warstwa miała grubość wskazującą, ze od paru
ładnych lat nic jej nie naruszyło. Co nie zmieniało faktu, iż na dole mógł oczekiwać komitet
powitalny. Jak na razie mogliśmy się jednak poruszać szybciej. Było to dość istotne, ponieważ im
niżej, tym poziom decybeli był wyższy.
Zlady pojawiły się dopiero na najniższym poziomie, przy pulpicie sterowniczym. Prowadziły od
niego do masywnych drzwi w ścianie i wpuszczonej w nią grubej rury. Wskazałem na wejście,
starając się gestami wytłumaczyć, o co mi chodzi - hałas był taki, że własnych myśli nie słyszałem.
Poszedłem przodem. Pośrodku stalowej blachy znajdowało się koło otwierające blokadę -
wskazałem je Berkkowi. Chwycił oburącz i spróbował przekręcić. Jeśli nie liczyć wytrzeszczu i żył
na karku, to nic mu z tego me wyszło.
Pokazałem mu, żeby spróbował w drugą stronę.
Poszło prawie bez oporu, tyle że drzwi jedynie się uchyliły. Naparłem na nie ramieniem i ustąpiły.
Grube i osadzone w solidnej warstwie uszczelki, za nimi znajdowało się niewielkie pomieszczenie
o metalowych ścianach i kolejnych drzwiach.
W środku było pusto.
Czym prędzej weszliśmy i starannie zamknęliśmy za sobą pancerne przejście. Poziom hałasu
obniżył się do odległego hurgotu.
- Wygląda jak śluza powietrzna. - Ledwie słyszałem Berkka, tak mi dzwoniło w uszach.
- Bardziej śluza dzwiękowa.
Słuch powoli wracał: przestało mi już dzwonić, ale odległy hurgot nadal do mnie docierał. I to z
góry. Wszystko stało się jasne, gdy uniosłem głowę - gruba rura przecinała pomieszczenie i to ona
stanowiła zródło hałasu.
- Otwieramy następne? - spytał Berkk.
- Jak mi przestanie dudnić we łbie.
Oprócz rury pod sufitem wisiała jedynie lampa. W pomieszczeniu była jeszcze wycieraczka.
Skończyłem kontemplację i jej użyłem.
- Z drugiej strony powinna być cywilizacja - oceniłem. - Jak komuś kurz przeszkadza, to
zdecydowanie...
Przerwałem, ponieważ koło w drzwiach się poruszyło.
- Kryj się! - poleciłem, rozpłaszczając się na ścianie.
Jeśli byłby jeden, to poradziłbym sobie, ale jeśli weszłoby więcej gości, zdążyliby podnieść alarm.
Drzwi otworzyły się i pojawiła się metalowa noga, a następnie reszta robota. Z ulgą puściłem
rękojeść noża. Automat starannie zamknął za sobą drzwi, zignorował nas i skierował się do
przeciwległych. Zdążyłem przeczytać przykręconą do jego karku tabliczkę znamionową.
- Compbot typ 707. Zlicznie: samobieżny miernik, głupszy od trzonka od łopaty. Używałeś kiedyś
takiego?
- W fabryce miałem ich pod sobą piętnaście. - Berkk uśmiechnął się. - Po zaprogramowaniu nic
więcej nie mieści się im w pamięci. On nawet nie wie, że tu jesteśmy.
- I nic go nie obchodzi - dodałem z zadowoleniem, obserwując, jak maszyna znika za drugimi
drzwiami, zamykając je za sobą równie starannie co pierwsze. - Zobaczmy, skąd przyszedł!
Uchyliłem ostrożnie ciężkie wrota. Korytarz za nimi świecił pustką. No to otworzyłem je szerzej i
wyszedłem.
- Poczekaj - poleciłem Berkkowi. - Nie ma sensu, żebyśmy obaj pakowali się w kłopoty.
Znajoma rura przebiegała pod sufitem przez całą długość dobrze oświetlonego korytarza.
Widziałem też z pół tuzina drzwi prowadzących na boki i jedne na przeciwległym końcu. Zacząłem
od najbliższych, okazały się nie zamknięte, toteż wszedłem. Okazało się, że jest to jakiś magazyn,
czyli idealna kryjówka.
Zamknąłem drzwi i pospieszyłem po Berkka.
- Co dalej? - spytał Berkk, osuwając się z ulgą na podłogę magazynu.
- Aapiemy oddech i myślimy. - Też czułem, jak opuszcza mnie napięcie, a wraz z nim siły,
osunąłem się obok niego. - Podział zadań jest następujący: ty odpoczywasz, ja się zastanawiam i
robię rekonesans. Jak się dowiem, gdzie jesteśmy, wrócę.
I wyszedłem, zanim zdążył się odezwać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •