[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po pewnym czasie hrabia rozparł się wygodnie na krześle i pogładził gęstą, rudą
brodę.
- Poznałeś już, ojcze, panienkę Darię - powiedział w końcu. - W ostatnich dniach maja
mam zamiar ją poślubić.
- Ach - powiedział Roland z uśmiechem. - Tu nasunęło mi jeszcze jedno ciekawe
pytanie. Czy mężczyzna winien jest lojalność kobiecie, swojej żonie?
- To niedorzeczne - odparł Edmond, wzruszając ramionami. - Kobiety niewiele są
warte. Niezbędne są tylko po to, by wyrosło w ich łonie nasienie mężczyzny, a moje ostatnie
dwie żony nawet się do tego nie nadały. Obie umarły, zabielając ze sobą dzieci. Mogły
przynajmniej zostawić przy życiu dzieci, ale nie, zabrały je ze sobą przeklęte samolubne
dziewki. A Daria wygląda zdrowo i myślę, że urodzi mi kilku synów.
Słowa hrabiego zaskoczyły Rolanda. Słyszał już mężczyzn mówiących, %7łe kobiety są
niczym więcej jak tylko własnością mężczyzn, ale jeszcze od nikogo nie usłyszał, że jego
żona była samolubna, bo dziecko zmarło razem z nią. To przekraczało wszelkie granice.
- Kim ona jest? - zapytał, popijając ze swego pucharu. - Już wygląda jak pani domu, a
z pewnością jest damą.
- To bratanica człowieka, którego od pięciu lat pragnę zabić - odparł bez wahania
hrabia, Kiedy zostanie moją żoną, ten przeklęły drań będzie już musiał się mnie obawiać.
Muszę się zdobyć na ustępstwo, bo Daria wniesie mi spory posag. Przy takiej żonie mogę
zapomnieć o odwecie. Chyba, że drań wpadnie w moje ręce, kiedy nikt nie będzie widział.
Hrabia zamilkł i spochmurniał, jakby me byt zupełnie zadowolony z transakcji, którą
lam wymyślił.
- Czy jesteś, ojcze, zdania, że jeśli mężczyzna ma szczery zamiar poślubić kobietę, to
grzechem jest posiąść ją, zanim połączy ich Bóg i Kościół?
Roland nie był zaskoczony tym pytaniem. Czuł szczerą złość i, co dziwne, bawiło go
to trochę. Edmond z Clare nie lubił kierować się chucią, a kiedy już jej uległ, chciał, by Bóg
go z tego rozgrzeszył. Ale jeśli zniewoli Darię, zanim Rolandowi uda się ją zabrać z
Tyberton... Roland nie należał do naiwnych i wiedział, że kiedy Damon Le Mark przekona
się, że dziewczyna nie jest już dziewicą, nie zawaha się jej zabić. Chciał ją dostać z powrotem
tylko dla Colchestera i małżeństwa, które miało mu przynieść żyzną ziemię, powiększającą
znacznie jego stan posiadania. Ta ziemia była dla niego cenniejsza niż wielki posag
dziewczyny. Jednak Colchester nie pozwoli synowi poślubić dziewczyny, jeśli pozbawiono ją
dziewictwa i dlatego Damon Le Mark musiałby w takim wypadku zadowolić się posagiem
siostrzenicy. Aby go dostać, musiałby ją zabić.
Roland wrócił myślami do pytania hrabiego i powiedział z całym przekonaniem, z
jakim powinien przemówić duchowny:
- Mężczyzna nie powinien kierować swojej chuci na żonę ani damę, która ma nią
wkrótce zostać. Jeśli musi je zaspokoić, powinien to uczynić z inną niewiastą, mniej godnego
stanu.
Edmond mruczał coś pod nosem, ale nie wyraził sprzeciwu. Ciągnący się w
nieskończoność wieczór wreszcie dogasał wraz z modlitwą odmawianą przez zebranych przy
stołach mężczyzn i kobiety z zamku Tyberton. Hrabia chciał zaimponować nowemu
duchownemu i zauważył, że większość poddanych docenia jego wysiłki, zmierzające do
zbawienia ich dusz. Tylko nieliczni kiwali się na boki lub dreptali zniecierpliwieni. Dopilnuje,
by ich ukarano.
Roland życzył Darii dobrej nocy i patrzył, jak opuszcza hol. Modlił się, by udało mu
się ocalić dziewictwo dziewczyny. Tej nocy spał w małej ciepłej celi, ale noc była tak zimna,
że trząsł się, dotykając palcami zimnej, wilgotnej ściany, choć okrył się kilkoma kocami.
Była szósta rano. Roland, już czysty, ogolony i pełen chęci do życia, pomrukiwał coś
pod nosem po łacinie. Od wczesnego dzieciństwa lubił budzić się wcześnie rano. Jego umysł
był wtedy jaśniejszy, dowcip mocniejszy, a ciało - mocne, rześkie i gotowe do działania.
Szybko udał się do wilgotnej i przygnębiającej kaplicy.
Kaplica zamku Tyberton była długa i wąska. Nawę zdobiły drewniane figury
świętych, rywalizujących ze sobą o to, który ma bardziej zbolałą minę. Wewnątrz było
wilgotno i zimno. Roland poczuł poranną mgłę znad rzeki, wciskającą się przez grube,
kamienne ściany do wewnątrz. Znów pomyślał o tym, co go tu sprowadza: o ziemi i zamku,
które chciał kupić w Kornwalii. Sama forteca, raczej niewielka, ale pięknie zbudowana, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •