[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Willa wypowiadała te słowa powoli, dając Emily czas na
ich napisanie.
- I że ja chcę, żeby mnie pocałował.
To powiedziawszy, zatkała sobie usta dłonią, tłumiąc chi-
chot.
- Naprawdę tego chcesz? - przekomarzała się z nią
Emily.
Dziewczynka pokręciła energicznie głową.
- Nie pisz tego. Co będzie, jeżeli on naprawdę mnie po-
całuje?
- A czy my wyślemy ten list?
Willa zastanowiła się.
65
- Nie. Nie wyślemy. A jeżeli nie wyślemy, to mogę mu
napisać wszystko.
Odetchnęła głęboko.
- Twoje oczy są jak niebo.
- Jego oczy są zielone - zauważyła Emily.
- Naprawdę? No dobrze. Twoje oczy są jak... trawa. Twój
uśmiech jest jak światło słońca. Twój pocałunek jest jak miód.
- A skąd ty to możesz wiedzieć?
Willa zachichotała.
- Napisz to - rozkazała, a potem dodała: - Twoje silne
ramiona mogą mnie unieść daleko.
Padła na łóżko na wznak.
- Gdzie ty się tego wszystkiego nauczyłaś? - zapytała
Emily, zapisując szybko wszystkie jej słowa.
- Przez tydzień byłam u cioci Rose. Ciocia pisze wiersze.
I kiedy myśli, że jest sama, mówi je najpierw głośno.
- Więc ciocia mówi głośno swoje wiersze?
- Tak. I niektóre są bardzo romantyczne.
- Ale przecież ciocia jest mężatką.
Wybuchnęły obie śmiechem.
- A jak chcesz zakończyć list? - zapytała po chwili
Emily.
Willa zastanowiła się.
- Może:  Twoja jedyna miłość, Willa" - zdecydowała się
wreszcie.
- Zwietnie - pochwaliła Emily.
Gdy skończyła, zakręciła kałamarz i wytarła pióro.
- A ty nie napiszesz swojego?
W głosie Willi zabrzmiało rozczarowanie.
- Nie, kotku. A teraz, co byś powiedziała na bajkę?
66
- Ale ja chciałam wiedzieć, co ty byś napisała do swojego
chłopca.
Dziewczynka popatrzyła na nią z ukosa, wysuwając do
przodu dolną wargę.
Emily wstała z krzesła i zapaliła lampę.
- A może byśmy tak weszły pod kołdrę? I wtedy bym ci
to powiedziała?
- Dobrze, i udawaj, że ten list jest do Jake'a.
- Do Jake'a?
- Tak. Powiedz mi, co byś do niego napisała.
Emily ułożyła się w łóżku obok Willi. Próbowała spełnić
jej życzenie, jednak obrazy, które ta zabawa wywoływała,
sprawiły, że poczuła się jeszcze bardziej samotna. Skierowała
więc rozmowę na inne tory.
W końcu Willa zasnęła. Emily natomiast leżała z otwar-
tymi oczami, nie mogąc zapomnieć o Jake'u. Jego oczy, głos,
usta, muskuły i cala jego postać były bowiem przed chwilą
przedmiotem jej rozmowy z Willą. Nie mówiły tylko o jego
uprzejmości, dobroci i poczuciu humoru.
Emily z westchnieniem przewróciła się na bok i pomyśla-
ła, że teraz, kiedy miałaby ochotę posłuchać paplaniny
dziewczynki, ta jak na ironię słodko śpi, zostawiwszy ją na
pastwę samotności.
Na drugi dzień powtórzyło się to, co ostatnio jej się wciąż
zdarzało. Gdy chciała pobyć sama, zawsze pojawiał się Trevor,
Jake albo Willa. A kiedy zapragnęła z kimś pobyć i uciec od
smutnych myśli, wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Zaczęła
nawet podejrzewać, że to jej własna wina, że ona zawsze gdy
ma jedno, pragnie drugiego. To przez zamęt, jaki ma w głowie.
67
Tymczasem głupiutki list, napisany wczoraj pod dyktando
Willi, leżał na jej biurku. Wciąż zapominała zapytać dziew-
czynkę, co chce z nim zrobić. Równocześnie nie mogła się
zdobyć na to, by list wyrzucić.
Jake czekał na Emily oparty o wrota stodoły. Przez ostat-
nie dwa dni nieodmiennie wyruszała na spacer, jak tylko
słońce pokazało się na niebie, a on jej towarzyszył, choć za-
czynało to dla niego być prawdziwą torturą. Widział bowiem,
jak ona, z tęsknoty za swoją miłością, popada w coraz wię-
kszą melancholię.
Tym razem wyszła z domu otulona w pelerynę tak szczel-
nie, że kto inny nie byłby w stanie jej rozpoznać. On jednak
tak dobrze znał jej chód i ruchy, że poznał ją od razu.
Emily ruszyła w stronę ścieżki. Gdy się zbliżyła, Jake wy-
szedł z cienia.
- Dzień dobry, Emily - powiedział.
Emily zatrzymała się nagle.
- Nie mam dzisiaj ochoty na towarzystwo - oznajmiła.
- To mi dopiero niespodzianka - zażartował, bo przecież
ona nigdy nie życzyła sobie, żeby z nią szedł na spacer. -
Którędy dziś idziemy, dołem czy górą?
- Ty idz tędy - powiedziała, wskazując w lewo - a ja
pójdę tędy. Spotkamy się tutaj przed obiadem.
Uśmiechnął się do niej, ale ona w odpowiedzi zacisnęła
usta.
- No przecież nie jest ze mnie aż taki zły kompan.
Odetchnęła głęboko, starając się opanować złość.
- Nie chodzi o ciebie, Jake - powiedziała. - Ja po prostu
chcę być sama. I proszę cię, żebyś to uszanował.
Jej ostry ton go otrzezwił.
- Przecież codziennie spacerujemy razem. Dlaczego się
złościsz?
- Bo nie chcę, żebyś ze mną szedł. Nigdy tego nie chcia-
łam. - Tupnęła drobną stopą tak mocno, że kaptur zsunął jej
się z głowy. - Niepotrzebny mi drugi cień!
Jake stał w miejscu oszołomiony, tymczasem Emily szybko
go wyminęła. Przez chwilę chciał pójść za nią, lecz potem od-
wrócił się i ruszył wolno w stronę stodoły. Ojciec z pewnością
doceni jego pomoc. A on poczeka na powrót Emily.
ROZDZIAA CZWARTY
Emily po raz drugi wyruszyła na spacer bez Jake'a. Czuła
się winna, że wczoraj odezwała się do niego tak ostro. Nie
miała jednak innego wyjścia, musiała tak postąpić, inaczej
do Jake'a by nie dotarło, że nie życzy sobie jego towarzys-
twa, a ona nie mogła pozwolić na to, by wciąż z nią chodził.
Co by się bowiem stało, gdyby Anson na nią czekał i nie
mógł się pokazać?
Nie widziała się Jakiem od czasu, gdy potraktowała go tak
ostro i prawda była taka, że go jej brakowało. Uśmiechnęła
się, gdy to sobie uświadomiła. Jak może jej brakować kogoś,
kto jest tak denerwujący? - zastanowiła się.
Myślenie o Jake'u pochłonęło ją tak bardzo, że ocknęła
się dopiero na zakręcie ścieżki, zdziwiona, że doszła aż tutaj.
Może po powrocie odszuka go i zaproponuje wspólne po-
południowe zajęcie?
Nagle na ścieżce pojawiła się wysoka postać. Emily, za-
skoczona, cofnęła się o krok. Przez moment myślała, że to
Jake, wyprzedziwszy ją, wyszedł teraz na ścieżkę.
Lecz myśl ta zniknęła tak prędko, jak się pojawiła.
- Anson?
Był szczuplejszy, niż wtedy, gdy widziała go po raz ostat- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •