[ Pobierz całość w formacie PDF ]

delikatne pukanie do drzwi. Otworzyła i uśmiechnęła się do prawnika,
podając mu rękę.
- Stephen powiedział mi, że jesteś w hotelu i nie będziesz miała nic
przeciwko chwili rozmowy.
- Oczywiście - potwierdziła, gestem wskazując fotele. -Siadaj, proszę.
O co chodzi, Brandon?
- Próbowałem do ciebie dzwonić, ale nie odbierałaś. Wiem, że Parker i
Stephen, a teraz już wszyscy w rodzinie, dowiedzieli się o twojej spółce z
Emiliem Jefferiesem.
- Tak. Bracia w końcu się trochę uspokoili.
113
RS
- Chciałem porozmawiać z tobą osobiście. Wiesz, że kiedy pierwszy
raz zadzwoniłaś do mnie w sprawie tej spółki, nie mogłem cię ostrzec
bardziej precyzyjnie, niż to próbowałem zrobić, z powodu poufności spraw
Parkera i Stephena.
- Zwietnie rozumiem. Przedyskutowałam z bratem twoją sytuację.
Powiedziałam, że próbowałeś mnie zniechęcić do zawierania tej umowy.
Nie odgadłam prawdziwego znaczenia twoich uwag.
- Naprawdę nie mogłem zrobić nic więcej, ale i tak czułem się
okropnie, bo wiedziałem, że rozzłości to całą twoją rodzinę.
- Byłam chyba jedyną osobą w całym South Beach, która nie miała
pojęcia o wojnie - powiedziała gorzko. - Wybacz, Brandon. Rozumiem, że
zrobiłeś wszystko, na co ci pozwalała etyka, żeby mnie powstrzymać.
- Dziękuję za zrozumienie. Gdybym mógł ci pomóc w jakikolwiek
sposób...
- Raczej nie, ale dziękuję - przerwała mu. - Była to jedna z lekcji,
jakich udziela życie. I dla mnie, i dla braci, którzy może w przyszłości nie
zapomną mnie poinformować o rzeczach istotnych dla interesów.
- Bardzo mi przykro, że tak się stało. - Brandon wstał.
- Pójdę już. Zlub się zaraz zacznie.
- Naprawdę nie przejmuj się milczeniem na temat Jefferiesów, bo
wiem, że zrobiłeś, co mogłeś. - Też wstała.
- A już przyjście tu i porozmawianie o tym ze mną było szczególnie
miłe.
- To tak mało, zważywszy na wydarzenia - powiedział smutno.
Miała nadzieję, że go przekonała, że naprawdę nie ma do niego żalu.
Co by zrobiła, gdyby jej powiedział o wojnie? Nie miałaby żadnych
114
RS
możliwości uratowania restauracji, jednak na pewno nie przyjęłaby Emilia
na wspólnika.
Jeszcze raz powtórzyła sobie, że dzisiejszy dzień należy do Parkera i
Anny i nie wolno go w żaden sposób zepsuć.
Zamierzała po ślubie porozmawiać z Parkerem o parceli, na której
stała Brittany Beach. Jeśliby się okazało konieczne przeniesienie restauracji
w inne miejsce, Emilio na pewno wycofałby się ze spółki, a brat
niewątpliwie natychmiast pomógłby jej wykupić jego udziały.
Z drugiej strony, gdyby Jefferiesowie twardo usiłowali zrujnować
imperium Garrisonów, mogliby się trzymać tego kontraktu, choćby tylko po
to, żeby mieć udział we własności wrogów. W takim wypadku była gotowa
sprzedać swoje udziały i znalezć inną pracę, a bracia by jej w tym pomogli,
byle tylko zakończyć jej spółkę z Emiliem.
Na plaży ustawiono rzędy krzeseł. Pogoda była idealna. Koło wielkich
bukietów białych i czerwonych róż umieszczono orkiestrę.
- Dobrze się czujesz? - spytała Brooke.
- Zwietnie. A ty? Adam powiedział mi o Emiliu Jefferiesie. Bardzo mi
przykro.
- Dzięki. - Brittany przygryzła wargę. - Nic nie wiedziałam o naszej
wojnie z Jefferiesami, ale ty na pewno tak.
- Byłam pewna, że ty też - odparła Brooke. - Inaczej bym ci
powiedziała. Popatrz na Stephena - syknęła po chwili. - Usadawia mamę.
Wydaje się niezbyt szczęśliwy.
Brittany zerknęła do tyłu. Bonita szła pewnym krokiem obok syna.
Dziś wyglądała prawie jak kiedyś. Brittany wiedziała, że matka piła od
samego rana, jednak na razie bardzo dobrze to ukrywała.
115
RS
Pojawił się pastor, a za nim Parker. Sprawiał wrażenie szczęśliwego
jak nigdy dotąd.
116
RS
ROZDZIAA JEDENASTY
Idąca pod ramię z ojcem Anna, w krótkiej, białej, mocno
wydekoltowanej jedwabnej sukience bez rękawów wyglądała wyjątkowo
promiennie. Nie spuszczała z Parkera spojrzenia jasnych, zielonych oczu.
Brittany poczuła ukłucie bólu, gdy z pamięci wypłynęła jej para innych
oczu, też zielonych, okolonych grubymi rzęsami. Jakże tęskniła za swoim
wspólnikiem...
Kiedy ceremonia dobiegła końca i zaczęło się przyjęcie, Brittany
poczuła ulgę. Na trzech długich blatach ustawiono bufet z mnóstwem
atrakcyjnych dań, ale Brittany nie miała apetytu. Trzymała kieliszek wina
tylko po to, by nikt nie proponował jej co chwilę drinka.
Cieszyła się ze szczęścia Parkera i Anny, jednak wcale nie miała
nastroju na przyjęcie. Utrzymywanie uśmiechu na twarzy i udawanie
dobrego humoru sporo ją kosztowało. Pogratulowała Annie i uściskała ją.
- Witaj w rodzinie. Teraz oficjalnie jesteś moją siostrą.
- Dzięki, Brittany - odpowiedziała Anna. - To miłe. Mam nadzieję, że
okaże się prawdziwe.
- Przepięknie wyglądasz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •