[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzuciłem w kierunku Becka. Wylądowały na ziemi przed nim, ale nie zwrócił na nie uwagi. Zerknął najpierw
na mnie, potem na półki za mną, a w końcu na sufit. Widziałem, jak zmienia się wyraz jego oczu, jak powoli
pojawia się w nich świadomość. Jak wreszcie zaczyna rozumieć, że jest Beckiem-mężczyzną, a nie Beckiem-
wilkiem.
W końcu z drżeniem naciągnął spodnie od dresu i odwrócił się do mnie. Bluzę zostawił na podłodze.
- Jak to zrobiłeś?  zapytał cicho.
Uciekł wzrokiem, jakby nie spodziewał się, że znam odpowiedz; obserwował szeroko rozcapierzone
palce własnych rąk. Przyjrzał im się uważnie z obu stron, najpierw grzbietom, potem wnętrzom dłoni. To
był tak intymny gest, że aż zerknąłem w inną stronę. Z jakiegoś powodu przypomniał mi się pogrzeb
Victora.
- Cole& - wydusił ochrypłym głosem, po czym odchrząknął i spróbował znowu: - Jak to zrobiłeś?
- Adrenalina.  To była najprostsza odpowiedz.  I paru jej kumpli.
- Skąd wiedziałeś, że to zadziała?  zapytał, ale potem, zanim zdążyłem się odezwać, sam sobie
odpowiedział: - Nie wiedziałeś. To był eksperyment.
Milczałem.
- Czy wiedziałeś, że ja to ja?
Nie było sensu kłamać.
Pokiwałem głową.
Beck podniósł wzrok.
- To dobrze, że wiedziałeś. Są w tym lesie wilki, które na zawsze powinny pozostać wilkami. 
Nagle uświadomił sobie, że naprzeciwko mnie stoi Grace.  Grace  zaczął.  Sam& czy to
podziałało? Czy on&
- Tak, udało się  szepnęła dziewczyna cicho, ciasno krzyżując ramiona na piersi.  Jest
człowiekiem. Nie przemienił się od tamtego czasu.
Beck przymknął oczy i odchylił głowę. Opuścił ramiona. Zobaczyłem, jak przełyka ślinę. To była ulga w
najczystszej postaci i ciężko było na to patrzeć.
- Czy jest tutaj?
Grace spojrzała na mnie.
Usłyszałem głos Sama dochodzący ze schodów.
Jeszcze nigdy nie brzmiał w ten sposób.
- Jestem tu.
SAM
Beck.
Nie mogłem zebrać myśli. Spadły po schodach i rozsypały się po podłodze.
On jest dłonią na moim ramieniu
opony samochodu syczące na wilgotnym chodniku
jego głos to narracja mojego dzieciństwa
zapach lasu docierający do podmiejskiej uliczki, gdzie mieszkałem
przejąłem jego charakter pisma
wilki
woła przez pół domu:  Sam, odrób pracę domową!
napierający na mnie śnieg
 Poczekaj  powiedział.  Nie bój się. Wciąż jesteś Samem .
rozdzierana skóra
moje nowe biurko pomieści wszystkie moje książki
Ja
moje spocone dłonie na kierownicy jego auta
nigdy
niekończące się wieczory przy grillu, wszystkie takie same
tego
 Jesteś najlepszym z nas, Sam .
nie chciałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •