[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odpowiedziałem mu słowami Pisma.
 Tylko ciekawe, kiedy ta chwila nadejdzie  de Rodimond spojrzał na mnie wyblakłym
wzrokiem.  Myślicie, że możliwe jest odkrycie kamienia filozoficznego? Tinktury
czerwonej?
 Nie, panie hrabio. Myślę, że nie  odparłem zgodnie z prawdą.
 I ja tak sądzę  pokiwał głową.  A ile Cornelius złota ode mnie wyłudził na te
doświadczenia... Mój Boże...
 Cornelius?  poddałem.
 Taki oczajdusza  wyjaśnił niechętnie Rons.  Ostrzegałem pana hrabiego, ale ja
oczywiście jestem jedynie prostym człowiekiem. Nie mam wykształcenia i nie rozumiem
umysłów, które unoszą się na wyżynach nauki  powiedział z ironią, wyraznie kogoś cytując.
 Alchemik, prawda? Kazał go pan hrabia powiesić?
 Przydałoby się  roześmiał się niewesoło Rons.  Wyczuł pismo nosem i zemknął.
 Książę Haggledorf piętnaście lat czekał na wyniki prac swego alchemika 
powiedziałem.  Zastawił połowę włości na jego badania. No, a piętnastego roku stracił
cierpliwość i kazał go usmażyć w żelaznym fotelu...
 O, na to nie wpadłem.  de Rodimond klasnął dłońmi w uda.  Chciałem go tylko
powiesić.
 Kiedy uciekł ten Cornelius?  spytałem.
 Pół roku temu?  Hrabia spojrzał pytająco w stronę porucznika, a oficer skinął głową.
 Czyli przed zaginięciem ludzi z wioski i pierwszymi atakami?
 A co ma wspólnego jedno z drugim?  de Rodimond wzruszył ramionami.
 List, panie hrabio  wyjaśniłem.  Mówiłem, że pisał go człowiek wykształcony. Poza
tym, nadzwyczaj wyrazne jest, iż miał o coś żal do pana hrabiego. Przecież to zawiadamianie
o popełnionych zbrodniach, to czysta złośliwość. Sądzę, iż bawiła go bezsilność pana
hrabiego, jeśli wolno mi być szczerym.
 Już sobie wyobrażam, jak Cornelius obgryza zwłoki  parsknął ironicznie de
Rodimond.  No, ja dziękuję, ale jeśli tak działa nasza Inkwizycja...
 Cornelius to słaby, mizerny człowiek  wyjaśnił Rons.  Jak mógłby wybić drwali,
rybaków, pasterzy? W dodatku uzbrojonych i znających się na walce? Ponosi was fantazja,
inkwizytorze.
 Proszę o wybaczenie, panie hrabio  powiedziałem, skłaniając głowę.  Staram się
tylko objąć całą sprawę mym wątłym umysłem i niechybnie popełniam liczne błędy.
 Niebezpieczny człowiek  rzekł po chwili milczenia de Rodimond, zwracając się do
oficera  z tego naszego inkwizytora. Naprawdę niebezpieczny.  Pokiwał głową i obrócił
wzrok na mnie.  Więc sądzisz, że doktor Cornelius jest zamieszany we wszystko?
 Z braku innych przesłanek, przyznam z pokorą, iż taka myśl zaświtała w mojej głowie.
 Daruj sobie...  burknął  te uniżoności. Bo ufam, że nie za gładkość mowy zostałeś
inkwizytorem. Długo już służysz Kościołowi?
 Długo, panie hrabio.
 Miałeś do czynienia z podobnymi sprawkami?
 Z podobnymi nie.
 No to mogę się cieszyć, że jestem pierwszy, co? Następne doświadczenie w
inkwizytorskim fachu...
 Czy pan hrabia ma mapy okolicy?  zapytałem, ignorując jego złośliwości.
 Mapy... Też coś... Spróbuj namówić cesarskich kartografów, żeby tu przyjechali.
 Czy te wioski są... były  poprawiłem się  daleko od siebie?
 Dwa dni drogi  odparł Rons.  Mniej więcej.
 Jakbym chciał odwiedzić wszystkie, jak musiałbym jechać? W linii prostej?
 Nie, oczywiście że nie  powiedział porucznik i zastanawiał się długą chwilę. 
Powiedziałbym raczej, że musiałbyś zatoczyć koło, inkwizytorze.
 Dobrze. Wyobrazmy sobie więc, że mamy krąg  powiodłem czubkiem buta po
podłodze  na którym to kręgu leżą zaatakowane wioski. Co jest w jego środku?
Rons i de Rodimond spojrzeli po sobie.
 Bagna?  zapytał niepewnie oficer.  Tak  dodał już stanowczym głosem.  Bagna.
 Więc tam musimy szukać morderców  rzekłem.  Ktoś zna te bagna?
 %7łartuje pan?  roześmiał się Rons.  Po co ktokolwiek miałby je poznawać?
 Bandyci muszą gdzieś mieszkać i mieć co jeść. Założę się, że na bagnach znajdziemy
ich kryjówkę. Czy jest ktoś, kto może nas poprowadzić? Smolarze? Bartnicy?
 Bartnicy... Hmmm...  zastanowił się Rons.  Słyszałem o bartnikach mieszkających w
okolicy. Ale czy znają bagna, Bóg raczy wiedzieć.
 Chce pan naprawdę nam pomóc, inkwizytorze?  zapytał de Rodimond, a w jego głosie
usłyszałem chyba coś w rodzaju niechętnego szacunku.  Ja nawet nie mam panu co
zaoferować w zamian.
 Niech mi pan da, panie hrabio, kilku ludzi i zapasy żywności. Nie wiem, czy naprawdę
znajdziemy coś na bagnach, ale wiem, że wielką mądrość możemy czerpać ze słów Pisma. A
ono mówi:  kołaczcie, a będzie wam otworzone
 Pojadę z nimi  rzekł porucznik.  Zabiorę Fontana, de Villego i kilku zbrojnych. Być
może nic z tego nie wyjdzie, ale warto spróbować.
 A pańscy ludzie, inkwizytorze  z wahaniem w głosie zaczął de Rodimond.  Byli
kiedyś w walce?
Roześmiałem się.
 Być może nie powinienem używać takich słów w stosunku do moich pomocników, ale
to mordercy, panie hrabio. Jedni z najlepiej wyszkolonych, jakich w życiu widziałem.
Pokiwał głową, ale widziałem, że nie jest do końca przekonany.
 Nie wiem, Rons  powiedział w końcu.  To ty masz ryzykować głową. Nie wydam ci
takiego rozkazu, ale zrobisz, jak uznasz za stosowne.
 W takim razie jadę z inkwizytorem, panie hrabio  zdecydował porucznik bez wahania.
 yle bym się czuł, wiedząc, że obcy człowiek walczy w mojej sprawie.
* * *
Podczołgaliśmy się, szurając brzuchami po mokrej ziemi, i przywarowaliśmy na linii
krzewów. Widziałem postacie snujące się przy ogniskach. Na środku stała beczka, z której
ludzie czerpali dzbanami lub kuflami, czuliśmy zapach pieczonego mięsa, a z dali dochodziły
głosy rozmów.
 Pierwszy  szepnąłem.  Dacie radę ich zdjąć?
 Jasne, Mordimer  odparł blizniak.  Widać wszystko jak na dłoni.
 Inkwizytorze  usłyszałem głos Ronsa.  A jeśli to nie oni? Jeśli zabijemy niewinnych?
Myślałem chwilę nad tym, co powiedział. Niespecjalnie obchodziło mnie życie tych
ludzi, ale nie zamierzałem ryzykować własnego, jeśli nie miałoby to przynieść stosownego
efektu. Faktycznie, istniało prawdopodobieństwo, iż byli to tylko spokojni osadnicy, chcący [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •