[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głów. Ileż razy dawał mu głębokie dowody przyjazni, co prawda na swój kpiarski sposób, ale
zawsze ofiarnej, prawdziwej przyjazni. Przełknął łzy i zacisnął zęby. Nic na to nie może
poradzić  na pomoc Harremu biec mu nie wolno... I tak już pułkownik przedłużył czekanie
ponad ustalony termin... Posunął się do ostateczności  kto wie nawet, czy rozsądnie...
Kilka świateł pokazało się po tej stronie brzegu, tuż naprzeciwko barki, słychać było głosy
większej grupki ludzi. Na łodzi zaległa grobowa cisza. Zwiatła poruszały się nad samą ziemią.
 Musieliby być chyba ślepi  myślał Brent  gdyby nie zauważyli śladów naszych stóp
w błocie na brzegu . Spojrzał przez lornetę: ludzie z latarniami  mieli mocne, jasne
świecące lampy acetylenowe  zaczęli się cofać, podnosić lampy w górę, by ich blask padł
na wodÄ™.
Wreszcie odezwały się nawoływania, skierowane wyraznie pod adresem barki. Brent
spojrzał na zegarek: osiem minut po drugiej.
 Postawić żagle! Przeciąć linę kotwiczną! Wszyscy padnij!  komenderował głośno.
Sam stał pod masztem, na którym natychmiast podniósł się w górę żagiel. Grot schwycił
wiatr. White odwrócił ster. Salwa wystrzałów, jaka padła w tej właśnie chwili, trafiła
w miejsce, gdzie już nie było barki. Aódz szybko przepadła w ciemnościach. Strzały ze strony
Japończyków ucichły.
Gdy barka mijała południowy cypel półwyspu, z ciemnej toni odezwało się wołanie:
 Ahoj, barka!...
Odpowiedział mu gromki okrzyk radości. Błysnęły latarki elektryczne, wskazujące cel dla
czółna; ludzie przy żaglach szybko wykonali manewr i zatrzymali barkę. Po chwili na pokład
wchodził Harry z obandażowaną ręką, za nim radosny jak zawsze Brown.
 Harry, jakże się cieszę, że was widzę!  wołał uszczęśliwiony Dick ściskając jego
zdrową rękę.
 I ja bardzo się cieszę, chłopcze!...  normalny drwiący ton Harrego tym razem nie
zdołał ukryć głębokiego wzruszenia starego wygi.  Zostawiłem im tam na pamiątkę dwa
palce lewej ręki, ale sam zostać nie chciałem, chociaż oni wielką na to mieli ochotę! 
tłumaczył Dickowi.
XXV
OSTATNI BÓJ
Barka szła pełnym wiatrem na wschód. Brent zabrał się do opatrywania rany Harrego 
brak było dwóch palców: małego i serdecznego, oba ucięte równiutko tuż przy dłoni 
a Harry tymczasem zaczął opowiadać ich przygody. Zapędzili się znacznie dalej niż
pułkownik, ponieważ Harry uważał, że czasu mają aż za wiele. Jego zdaniem lepiej byłoby,
gdyby jedno czółno nie wchodziło niepotrzebnie drugiemu w drogę.
 Aadny byłby kawał  opowiadał z humorem, gdy pułkownik lał jodynę na otwartą
ranę  gdybyśmy tak nic o sobie nawzajem nie wiedząc zawiesili równocześnie dwie bomby,
po jednej z każdej strony!
Przypuszczał, że w drodze do starego portu znajdą znacznie więcej statków. Nie omylił
się: stało ich tam na kotwicy całe mnóstwo i to najrozmaitszych.
 Ledwieśmy się między nimi przepchali!  ciągnął z przesadą jak zwykle.
Zawiesili bomby na dwóch wielkich parowcach transportowych  z tych jeden co
najmniej dwanaście tysięcy, drugi dziesięć tysięcy ton  i popłynęli dalej, oddalając się stale
od barki. Szukali równie wielkich obiektów, ale już ich nie znalezli; musieli zadowolić się
ostatecznie mniejszymi, mniej więcej po sześć tysięcy ton każdy.
 Nic nie szkodzi  odezwał się wtedy Brown  i tak pewnie pobiliśmy rekord. Razem
zrobiliśmy trzydzieści cztery tysiące ton! Wątpią, by się to Brentowi lub Connorowi udało!
Mówił trochę głośniej niżby należało; posłyszał ich wachtowy na poławiaczu min, koło
którego właśnie przepływali. Krzyknął na nich  Brown odpowiedział natychmiast
po japońsku, że są ze statku  Tanaba Maru , jadą na brzeg po kapitana. Wachtowy nie stawiał
dalszych pytań, widocznie jednak nie wyzbył się podejrzeń, gdyż w chwilą pózniej
na poławiaczu min uruchomiono reflektor. Chwilą błądził po falach, wreszcie cały strumień
światła spłynął na czółno. Bardzo się tam zapewne zdziwili, że łódka płynie nie do brzegu,
lecz w przeciwną stronę  dosłownie ucieka z portu. Natychmiast poszły w ruch karabiny
maszynowe. Zanim Brownowi udało się wymknąć z oślepiającego blasku i ukryć za jakimś
samotnym, stojącym z dala od innych na kotwicy statkiem, kule wyrwały Harremu z ręki
wiosło zabierając przy okazji i dwa palce. Kilka kul przebiło także przód gumowego czółna,
ponieważ jednak jest ono podzielone wodoszczelnymi przegrodami na kilka komór, nie
zatonęło. Ale z zanurzonym dziobem płynęli teraz znacznie wolniej, tym bardziej, że
pracowało już tylko jedno wiosło. Wypadek miał miejsce w parę minut po godzinie
dwunastej...
 %7łe też my nic nie słyszeliśmy!  dziwił się Brent.  Byliśmy przecież tak blisko!
 Pewnie wiatr zagłuszył hałas... A po drugie: tak blisko nas nie byliście, ponieważ
zapędziliśmy się dosyć daleko, aż za fort Canninga, prawie pod selintarską latarnię morską...
 przyznawał się ze wstydem Harry.
 No, to wcale nie było rozsądne! I przy dwóch wiosłach porządną mielibyście robotą,
by na oznaczony termin powrócić na barkę  przerwał mu surowo Brent.
 Niech pan się nie gniewa, pułkowniku  starał się załagodzić sprawę Brown  bo
i tak w gruncie rzeczy wszystko jest w porządku. Właściwie nic się nikomu nie stało 
próbował udobruchać Brenta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •