[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nazwiska z osobą. Teraz już wiedziała, kim jest Fiodor Korowin, i to aż nadto
dobrze.
Nie musiała nawet patrzeć na zadowoloną twarz Daniela, żeby wiedzieć, co
to znaczyło dla ich organizacji. Partnerstwo z Korowinami to był prawdziwy
sukces, nie tylko wizerunkowy. W końcu będą mogli wypłynąć na szersze
wody. O ile, oczywiście, szef Fundacji Korowinów będzie zadowolony ze
współpracy z nimi. A sądząc po jego minie parę minut temu, wcale nie był
zadowolony. Od którejkolwiek strony by tego nie rozważała, jedynym
powracającym wnioskiem był taki, że sobotnia przygoda w klubie nie tylko
była złamaniem zasad, ale na dodatek mogła ją kosztować utratę pracy.
Zrobiło jej się słabo. Ledwo wysiedziała do końca prezentacji, wyobrażając
sobie, że lada moment wywołają ją na środek i ogłoszą, że od jutra już tutaj nie
pracuje. Fiodor nie zwracał na nią uwagi, a kiedy spotkanie dobiegło końca
wraz ze swoją świtą opuścił salę. Za nimi podążyli Daniel, Charlotte i reszta
pracowników wyższego szczebla.
Alice siedziała jak zamurowana. Domyślała się, że Fiodor może być
niebezpiecznym człowiekiem, ale dopiero teraz zrozumiała, że wystarczy jedno
skinienie i wyleci z pracy. Mijający ją koledzy rzucali pełne współczucia
spojrzenia, sądząc zapewne, że trzaśnięcie drzwiami było dla niej końcem
świata. Gdyby tylko wiedzieli...
Resztę dnia Alice spędziła zamknięta w pokoju, na zmianę tonąc w rozpaczy
i panikując. Zabrała się do nadrabiania zaległości, co pomogło odsunąć na
dalszy plan natrętne myśli o rychłym zwolnieniu.
Poranny nastrój podniecenia wywołanego wspomnieniami z sobotniej nocy
minął bezpowrotnie. Na myśl o seksie z Fiodorem robiło jej się słabo.
– Ostrzegałam cię. – Charlotte wsunęła głowę przez drzwi. Alice
podskoczyła na krześle. Na szczęście szefowa patrzyła na nią raczej
współczująco. – Powiedziałam Danielowi, że miałaś ważną rozmowę.
– Dziękuję – wyszeptała Alice, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
– Korowin robi wrażenie, prawda? – Charlotte stanęła w drzwiach, co
oznaczało dłuższą pogawędkę. – Facet ma oczy jak diamenty!
– Chyba nieczęsto ktoś mu przerywa – powiedziała Alice, starając się
zachować spokój.
– Najwyraźniej – roześmiała się Charlotte.
I to wszystko. Żadnej prośby o spakowanie rzeczy. Żadnego zaproszenia do
biura Daniela. Żadnych porozumiewawczych uśmieszków pod nosem. Alice
wiedziała jednak, że to nie koniec. Nie tylko zapamiętała miażdżące spojrzenie,
jakim Fiodor obdarzył ją w sali. Wiedziała teraz, kim jest, a opinie w internecie
były zgodne: tyran i choleryk.
Rozpętanie się piekła było tylko kwestią czasu. Alice wyłączyła
przeglądarkę, żeby nie dołować się bardziej całą tą sytuacją, i zatopiła się w
pracy. Tego dnia została dłużej. Oficjalnym powodem była konieczność
nadrobienia
zaległości
spowodowanych
wyjazdem
służbowym.
Mniej
oficjalnym niechęć powrotu do domu, gdzie czekała Rosie, która raz dwa
wydobyłaby z niej całą prawdę. Szczególnie widząc Alice w tym stanie.
Była prawie dziewiąta, kiedy skończyła pracę. Kompletnie wycieńczona, z
ulgą otuliła się płaszczem i zawiązała szal wokół szyi. Strach nadal ściskał jej
żołądek. Nie miała wątpliwości, że Fiodor nie zostawi tej sprawy. Albo będzie
musiał ją zwolnić, albo... Nie wiedziała, jakie są inne możliwości. Musi czekać
na jego krok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •