[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zamyślił się więc rycerz przez chwilę, a potem rzekł do niej:
 Z piekłaś jest?
 Z piekła.
 Powiedz mi tedy, jakiej wiary najbardziej się w piekle boicie?
 Taką rzecz do ucha ci tylko mogę powiedzieć, bo gdyby to gadziny usły-
szały, to choćbyś mnie potem w cień wrzucił, zaraz by mnie zagryzły.
I poczęła mu szeptać do ucha, a pan Lubomirski słuchał, słuchał, po
czym wziąwszy żabę rzucił ją na powrót do cienia i tak rzekł do swojej wła-
snej duszy:
 To już teraz nie potrzebowałbym do Betlejem jechać, Dzieciątka o praw-
dziwą wiarę pytać, ale pojadę, by Mu się czołem do świętych nóżek pokłonić.
Po drodze obaczył, że trzej królowie na piechotę tam idą, więc im się do
kolaski przysiąść pozwolił, za co podziękowali pięknie i obiecywali syna, co
mu się miał narodzić, do chrztu trzymać.
A w Tarnawie, za skarby Babie-Jędzy zabrane, stanął wilki kościół, w któ-
rym dotychczas nabożeństwo na chwałę Bożą się odprawia.
70
TOAST
Było ich około pięćdziesięciu. Mieli jechać na nocny podjazd, ale tymcza-
sem siedzieli przy ognisku i spożywszy kilka baranów, których smakowity
zapach czuć było w powietrzu, popijali gorzałką. A zdarzyło się tak dziwnie,
że choć była ich garść nieznaczna, zebrali się ludzie z różnych stron Rzeczy-
pospolitej, jako to: wolentarze spod pana Muraszki i spod pana Zboińskiego
z Mazowsza, i spod pana Prokszy, któren kresowym ochotnikom przewodził.
Komenderowano po kilkunastu z chorągwi dlatego, że każdy pułkownik
chciał mieć w podjezdzie swoich ludzi.
Rej przy ognisku wodził, jak zwykle, pan Zagłoba, ale nie był w dobrym
humorze, albowiem lubił się wywczasować, a tu tymczasem trzeba było cze-
kać komendy, a potem siadać na koń i ciągnąć pod nieprzyjaciela. Pieczony
udziec barani i dwie lub trzy kwaterki gorzałki pokrzepiły wprawdzie nieco
ducha w starym wojowniku, jednakże nie przestał ludziom dogryzać, co omal
nie stało się przyczyną ciężkiej niezgody i wielce ostrych pojedynków.
Bo gdy tak siedzieli popijając, trafiło się, że nad przygasłym ogniskiem ze-
rwała się na nocnym niebie gwiazda i ciągnąc za sobą świetlistą strugę zga-
sła gdzieś w ciemnościach blisko ziemi.
Co widząc pan Pluta, Mazur, stary żołnierz spod Zboińskiego, przeżegnał
się rzekł:
 Może to gwiazda którego z nas.
Lecz Zagłoba dmuchnął przed siebie po wypiciu nowej kwaterki, odsapnął
i rzekł: 
Nie waścina.
 A czemu to?
 Bo Mazurowie ciemną gwiazdę mają, a ta była jasna.
 Niejednemu już, co tej gwiezdzie przymawiał, świeczki stanęły w oczach.
 Zwieczki tym potrzeba, którzy się ślepo rodzą.
 Nie daj, panie Pluta, przymawiać Mazurom  zawołał pan Skulski, który
lubo łęczyczanin służył z nimi od dawnych lat.
Więc pan Pluta  cięta szabla, ale jeszcze Giętszy język, wraz odparł:
 Mazur ślepo się rodzi, ale za to jak przewidzi, to kpa i przez deskę roze-
zna.
Myśleli tedy wszyscy, że pan Zagłoba raz przecie nie znajdzie odpowiedzi,
ale on począł tylko przytakiwać głową i rzekł:
 Słusznie! Słusznie! Ma się rozumieć! Swój swego i przez deskę rozezna.
Na to śmiech wielki powstał koło ogniska, a najgłośniej śmiał się pan Si-
pajło spod Oszmiany.
 Boże ty mój  mówił.  Ot, zapomniał języka w gębie. A ja by się nie dał
tak skonfundować nawet i panu Zagłobie. Nie wiedzieć co! Niechby tylko!...
71
Tu pan Zagłoba, czując się poniekąd wyzwanym, spojrzał na niego niezbyt
życzliwie, a pan Pluta, rad, że może na kogoś złość wywrzeć, huknął:
 Milczałbyś, boćwino! Nie tobie, któryś prochu nie wąchał, zabierać głos
między starymi żołnierzami.
 Nie wąchał albo i wąchał  odpowiedział z flegmą Sipajło.  Lepiej ja się
może i częściej od waszmości potykał.
 Prawdę mówi!  zawołał Zagłoba.  Przecież to oszmiański szlachcic, co w
jednym bucie, a w jednym łapciu chodzi. W takowym stroju, zwłaszcza w zi-
mie na grudzie, musiał się często nie tylko potykać, ale i zgoła przewracać.
Tu znów roześmieli się wszyscy, a pan Sipajło, więcej wrażliwy niż wy-
mowny, trzasnął z cicha szablą i rzekł:
 Kto mnie poprosi, temu nie odmówię.
Lecz witebszczanin, pan Portanty, począł go mitygować:
 Nie gniewaj się waść i nie ujmuj za głupią modą.
 Lepiej konserwować taką modę niż mieć czarne podniebienie jako wi-
tebszczanie  odpowiedział Sipajło.
 Lepsze czarne podniebienie niż głupia głowa!
 Co, u dytka!  zawołał pan Tretiak spod Humania  dość mi tych swarów
przed wyprawą!
 Czego się waść wtrącasz?  zapytał pan Skulski, łęczyczanin.
 Bo mi się podoba!
 A mnie się nie podoba. Patrzcie go! Humańczuk... Potrafią i waści przy-
mówić.
 To przymów.
 A dobrze! Bre! Bre! Humański dureń, co z cudzego woza bere, na swój
kłade.
 Stulże gębę, piskorku! Siedem razy kaczka cię połknęła i siedemeś razy
się wyśliznął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •