[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej prawdę. Popełniła błąd, a może była tylko niezręczna, to się zdarza i nie ma w tym nic
dziwnego. Grunt to tylko nie brnąć w dalsze pomyłki.
Uspokoiła się. Znalazła nawet tyle siły, by pójść do łazienki i wziąć rozgrzewającą kąpiel.
Poczuła nagłe zmęczenie wydarzeniami dzisiejszego dnia i pierwszą wizytą w domu Rokosza.
I zapewne ostatnią  pomyślała z pewnym przekąsem, wspominając jak serdecznie namawiał ją
na kolejne odwiedziny. Niedoczekanie jego  rzuciła w myślach.  Moja noga tam nie postanie!
Mimo że uporała się z wyrzutami sumienia, wciąż pozostała w niej jakaś zadra.
Wyszła z wody i owinęła się szlafrokiem. Nerwy zrobiły swoje  wiedziała, że nie będzie
mogła zasnąć, mimo iż była tak bardzo zmęczona. Marnuję tyle czasu  stwierdziła z przyganą. 
Skoro nie mogę spać, to powinnam chociaż popracować.
Uruchomiła komputer i skupiła się na swojej książce. Tak, to potrafiła robić dobrze,
oderwać się od swoich bolączek i pogrążyć w pracy. Zawsze tak robiła. Gdy jakaś sytuacja ją
przerastała, uciekała w pisanie, kreując swój wymyślony świat.
Ja to dopiero jestem pokręcona!  pomyślała z humorem i się odprężyła. Może znowu
zaczęła podchodzić do życia zbyt poważnie? Marek Rokosz, tak, to prawda, naciągnął ją, można
nawet użyć ładnego określenia, że wystrychnął ją na dudka, ale cóż z tego? Przecież zorientowała
się, a tym samym pokrzyżowała mu plany. Teraz też będzie wiedziała, jak z nim postępować.
Może powinnam być tak samo perfidna? Właśnie jezdzić do niego i udawać, że się daję nabrać
na te jego wzruszające słówka o ciężkim życiu, smutku i samotności?
Przez sekundę widziała się w roli agentki z Jamesa Bonda, która, zdobywszy zaufanie
wroga, przegląda jego dokumenty w poszukiwaniu dowodów zdrady, a potem fotografuje
wszystko na mikrofilmach. Wybuchnęła śmiechem. Jestem niepoważna  zganiła sama siebie. 
Dziwne rzeczy przychodzą mi do głowy! Chwilę jeszcze myślała o całej tej sytuacji, ale poczuła,
że zabrnęła w ślepą uliczkę.
 Ranek mądrzejszy od wieczora  powiedziała do siebie trzezwo. Babcia jej zawsze
powtarzała, że nie należy w nocy roztrząsać żadnych problemów, bo wydają się wówczas
niemożliwe do pokonania. Sabina przez całe życie trzymała się tej zasady. Teraz też wyrzuciła
więc wszystkie negatywne myśli i wątpliwości z głowy i zabrała się za pracę.
Pisała do drugiej lub trzeciej w nocy. Zawsze ogromnie lubiła pracować o takiej póznej
godzinie. Nasłuchiwała odgłosów pogrążonego we śnie pałacu, gdzie co i rusz coś skrzypiało. Do
tego wiatr uderzał o okna nagłym podmuchem, a suche liście szeleściły na drzewach.
W takie noce powinny pokazywać się duchy  pomyślała. I od razu przypomniała sobie
opowieść o miejscowej zjawie. Usłyszała wtedy, że duch dawnego właściciela pojawia się tuż
przed ważnymi dla Idy wydarzeniami. Tamtego dnia tych wydarzeń było naprawdę sporo 
straszliwa wichura, która zniszczyła wiele zabudowań, narodziny Idy Sabiny i Marek Rokosz ze
swoją wężową podstępnością. Które z tych zdarzeń awizował duch? Zapewne to najściślej
związane z pałacem, czyli pojawienie się córeczki Mili. Sabina pomyślała o dziecku z wielką
czułością. Warto było przyjechać tutaj, by uczestniczyć w jej przyjściu na świat.
Wstała od biurka i wreszcie się położyła. Niespodziewanie wróciła jej bezsenność, której
kiedyś tak często doświadczała w Warszawie  znowu przewracała się z boku na bok, zanim
zmęczenie w końcu jej nie dosięgnęło. Nadszedł świt i nad polami podniosły się mgły, gdy
w końcu zasnęła.
17
Obudził ją telefon z recepcji. To pani Gertruda wzywała na śniadanie, przypominając
o wizycie w szpitalu u Mili. Sabina nie czuła zmęczenia, choć spała zaledwie kilka godzin.
Umyła się i ubrała tak błyskawicznie, że w ciągu kwadransa była już na dole. Carmen kończyła
swój zwykły posiłek, składający się ze słodkich rogalików, sałatki owocowej i kawy, a Witold
najwyrazniej był gotowy już od dawna.
 Zwietnie, że pani jest  przywitał Południewską.  Czy da pani radę zjeść w pół
godziny? Chciałbym wtedy wyjeżdżać.
Sabina zapewniła go, że śniadanie nie zajmie jej więcej niż dziesięć minut. Jadała
niewiele i raczej nie celebrowała posiłków. Po niedługim czasie wszyscy siedzieli już
w samochodzie Mossakowskiego.
 I co pani myśli o całej tej sprawie z Rokoszem?  zapytał Witold, gdy wyjechali już
poza granicę parku i skierowali się na gruntową drogę prowadzącą do szosy. Sabina miała
wrażenie, że pytał już o to poprzedniego dnia. Widać bardzo dręczył go ten problem.
 Nie podoba mi się to wszystko  powiedziała szczerze.  Ale zastanawiam się, czy nie
da się tego jakoś logicznie wyjaśnić.
 Na przykład jak?  zainteresował się.
 Nie wiem, ale tak sobie pomyślałam, że może on starał się o to pozwolenie wcześniej,
zanim podjął decyzję, że nie będzie budował tej swojej fabryki, a sam pan wie  sprawy
urzędowe długo trwają.
 No tak, tylko dlaczego nie wycofał wniosku, skoro postanowił nie budować?  Witold
nie był do końca przekonany.
 Ona go zawsze broni  wtrąciła się oskarżycielskim tonem Carmen, która siedziała
z tyłu i do tej pory się nie odzywała.
 Po prostu staram się spojrzeć na sprawę obiektywnie  powiedziała bardzo spokojnie
Sabina, choć oczywiście rozzłościły ją słowa szwagierki Mili.  Najprostsze rozwiązanie jest
oczywiście takie, że mamy do czynienia z przebiegłym manipulatorem i krętaczem, ale może być
i tak, że doszło do jakiegoś nieporozumienia.
 Tak, to jest słuszne spojrzenie na sytuację  powiedział Witold.  Sam też się nad tym
zastanawiałem, więc przy okazji wizyty w szpitalu chcę to sprawdzić w urzędzie. Nie można
rzucać oskarżeń i prowadzić wojen, gdy się nie ma dowodów przestępstwa, prawda?
Sabina skinęła głową. Też tak uważała i cieszyła się, że ma sprzymierzeńca. Natomiast
Carmen nie była usatysfakcjonowana.
 Przez ciebie, Witold, przemawia kauzyperda, wszystko starasz się rozważać
sprawiedliwie.
 O, wypraszam sobie.  Roześmiał się.  Obrażasz mnie  kauzyperda to mierny
prawnik, a ja jestem dobrym!
Carmen zaczęła wymachiwać rękoma.
 Właśnie że w tej sprawie wychodzisz na marnego jurystę. Bo nie bierzesz pod uwagę
oczywistych faktów!
 A jakież są te fakty oczywiste?
 %7łe Rokosz to nicpoń i szubrawiec, a Sabina po prostu ma do niego słabość!
 Wcale nie!  wykrzyknęła Sabina trochę zbyt gwałtownie.  Chciałam przypomnieć, że
to tobie się podobał i szeroko omawiałaś, hmmm, jego walory cielesne!
 Spokojnie, drogie panie!  Roześmiał się ponownie.  Carmen, tutaj nie mają nic do
rzeczy sympatie czy antypatie. Po prostu próbujemy ocenić obiektywnie.
 Akurat. Sabina nigdy obiektywnie nie oceni swego epuzera!
 Epuzera!  wykrzyknął Mossakowski.  Carmen, skąd ty bierzesz takie określenia? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •