[ Pobierz całość w formacie PDF ]

braku zainteresowania i niemal oczywistego zniechęcenia w tym temacie.
W poprzednim życiu spisałam go w końcu na straty, stwierdzając, że jest
leniwy, pozbawiony ambicji i mimo talentu potrafi tylko biernie ślizgać
się na fali wydarzeń. Teraz jednak pozwalam mu postępować po
swojemu: jego apetyt na życie jest zarazliwy i niech mnie, jeśli nie dam
mu się nim zarazić.
Henry zawsze miał duże ambicje i sztywny kręgosłup moralny, co po
siedmiu latach bycia razem sprawiło, że zaczęłam się dusić, jak podczas
ataku klaustrofobii. Dlatego tym razem odpycham od siebie uporczywe
wątpliwości co do Jacka, które poprzednio przerodziły się w uporczywe
szukanie dziury w całym i awantury kończone za każdym razem przez
któreś z nas sarkastyczną, upokarzającą dla drugiej strony uwagą, że na
szczęście nie musimy w tym związku tkwić do końca życia. Potem
następowały przeprosiny, po czym wszystko powtarzało się od początku.
Teraz dzięki drobnym przewartościowaniom, które czasopismo
 Redbook" z pewnością by zganiło, sprawy mają się naprawdę dobrze. To
wcale nie za dużo, myślę sobie z każdym drobnym ustępstwem. Może
któregoś dnia poczuję, że już nie mogę, ale na pewno jeszcze nie teraz.
- No dobrze, skoro z facetem wszystko gra, skąd ta smutna mina? - drąży
Gene.
- Wydaje ci się - odpowiadam. - To ty twierdzisz, że coś jest nie tak.
Gene marszczy brwi.
- Widzę, że coś nie gra. Wyglądasz na zmartwioną. Co oznacza jedną z
dwóch rzeczy - sięga po kawałek lukrecji o smaku coli i zadumany
zaczyna przeżuwać - albo sprawy z Jackiem nie mają się tak dobrze, jak ci
się zdaje, i tak naprawdę się oszukujesz, albo twój były wciąż zbyt wiele
dla ciebie znaczy, byś mogła być bez niego szczęśliwa.
Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy, i zamiast odpowiedzieć stanowczo,
pytam:
- A ty kim jesteś, moim terapeutą?
- Chciałbym. - Gene wstaje. - Wtedy przynajmniej ktoś płaciłby mi za
robotę.
- Ha, ha - odpowiadam. - Wiesz, że poleciłam cię na mojego głównego
asystenta. Mam nadzieję, że lada dzień nim zostaniesz.
- W takim razie trzymaj za mnie kciuki! - woła Gene już z korytarza. -
Miłego czytania poczty.
Uśmiecham się i sięgam po stertę korespondencji, którą Gene położył na
innych stertach listów, folderów i segregatorów. Trzy koperty ześlizgują
się ze stosu i spadają z biurka, odbijają się od kosza na śmieci i pikują
prosto na niebieski dywan zakupiony w Rugs-R-Us.
Pierwsza przesyłka to reklama okolicznego Better Business Bureau,
druga to rachunek za telefon. Trzecia koperta jest kremowa, ma znaczek z
Elvisem i znów nachodzi mnie uczucie deja vu, jakbym już kiedyś
trzymała ją w ręku, jakby pojawiła się w moim życiu w jakimś
podobnym, choć może nie t y m samym momencie, i gdy ją otwieram,
czuję nagły przypływ adrenaliny.
Rozkładam kartkę w linie i natychmiast rozpoznaję charakter pisma.
Słowa są dziwnie znajome, ale raczej na zasadzie mirażu.
Patrzyłam na nie już kiedyś, ale nigdy na dobre nie zapadły mi w pamięć -
dawno temu po przeczytaniu tego listu wybiegłam na dwór zaczerpnąć
powietrza, a potem zgniotłam go w kulkę i ze złością cisnęłam do
śmietnika przy Siódmej Alei. Następnie wyparłam jego treść z pamięci i
przysięgłam sobie, że nigdy nie będę o nim myśleć.
Drobne kropelki potu występują mi na czoło. Czytam list, wiedząc, że
sama siebie za to znienawidzę, a z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że
jeśli tego nie zrobię, już zawsze będę żałować. Jej charakter pisma jest
zaokrąglony i pełen zakrętasów, jak u nauczycielki w podstawówce. Jest
idealny, jakby miał być dowodem jej nieskazitelnego charakteru.
Droga Jillian,
Mam nadzieję, że ten list Cię odnajdzie. Przez wiele lat zbierałam się, by
go napisać, czekałam na właściwy moment. Wydaje mi się, że właśnie
nadszedł. Mam więc nadzieję, że list do Ciebie dotrze i że nie potraktujesz
go jak intruza.
Wiem, że minęło prawie osiemnaście lat, odkąd porzuciłam Ciebie,
Twojego ojca i brata bez wyjaśnienia i że - dopiero teraz naprawdę to
rozumiem - było to strasznie nie w porządku z mojej strony.
Chciałabym znalezć odpowiednie słowa, by Ci to wytłumaczyć.
Opowiedzieć, jak wszystko wyglądało z mojego punktu widzenia, choć
wiem, że jako moją córkę, która większość życia spędziła bez matki,
proszę Cię o wiele.
Mimo wszystko piszę, by zapytać Cię o jedną rzecz: czy zdobyłabyś się na
to, by się ze mną spotkać i - być może - wysłuchać moich przeprosin?
Bardzo pragnę Cię przeprosić. A jeszcze bardziej pragnę Cię poznać.
Jeśli uważasz, że to możliwe, proszę, zadzwoń do mnie, mój numer to
212-525-3418.
Kocham Cię, Twoja matka Ilene
Czytam list jeszcze trzy razy i za każdym razem przypomina mi się coś,
co wydarzyło się, gdy przeczytałam go siedem lat temu. To, jak
zadzwoniłam do ojca i wysłuchałam przejmującej reakcji człowieka,
którego nawiedził duch przeszłości. Próby skontaktowania się z bratem
przemierzającym zapomniane przez Boga, usłane gnojem pastwiska w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •