[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie rozumieją, że to może być największą karą za grzechy. Dla ciebie życie to pomaganie
innym, spełnianie dobrych uczynków, pieczenie chleba.
 Wcale nie jestem taka święta  odparła Sara.  Jestem tchórzem.
- Tchórzem? - Raz roześmiał się gorzko. - Nie wiesz, co mówisz, bo inaczej nie próbowałabyś
mnie powstrzymać przed kolejnym pocałunkiem. Może nie jesteś ideałem, ale z pewnością
nie tchórzem.
- Nie...
 Jesteś dziewicą?
Sara zatrzymała się, zdumiona jego pytaniem.
- Bo całujesz jak dziewica. - Raz miał na myśli jej nieśmiałość i niewinność, które wydawały
mu się niezwykle pociągające, lecz to akurat postanowił przemilczeć.
W ciemnościach widział jej śmiertelnie pobladłą twarz. Nie odezwała się, tylko, utykając,
ruszyła przed siebie. Resztę drogi przebyli w milczeniu. Raz wyprzedził Sarę i kiedy zbliżył
się do domu Livvy, spostrzegł, że jest sam.
 Co się stało?  zawołał, szukając jej wzrokiem. Została z tyłu i z przerażeniem
wpatrywała się w dom sąsiadów.
 To nie może być tutaj  wymamrotała.
 Ależ tu  zapewnił, wskazując na sznur aut przy pod jezdzie, dobitnie świadczący, że
właśnie odbywa się przyjęcie.
 To musi być ten mały domek z czerwoną dachówką, który minęliśmy.
 Nic podobnego. Livvy mieszka tutaj  zapewnił ją Raz, wskazując na wspaniałą
jednopiętrową budowlę ze szkła i kamienia, otoczoną rozległym ogrodem. - Może
powinienem był ci wspomnieć, że Olivia jest zamożną osobą.
 Chciałeś powiedzieć: bardzo bogatą.
 Tak. Ma kilka klubów rekreacyjnych, nie tylko ten jeden tu na miejscu. Jest też
właścicielką nieruchomości. Harry prowadzi zajęcia sportowe. W ten sposób się poznali.
Livvy zatrudniła go u siebie, a w tydzień pózniej się pobrali. Ale to jest ciągle ta sama Livvy,
niezależnie od tego, w jakim domu mieszka.
 Nie mogę pójść do niej w tym stroju. Idz sam.
 Wszystko będzie dobrze  rzekł uspokajająco Raz, widząc upór w oczach Sary.
 Nienawidzę przyjęć  powiedziała z przekonaniem.  yle się na nich czuję. Tu będzie
pe1no obcych ludzi, którzy dobrze się znają. Wszyscy w strojach wieczorowych, a ja?
Popatrz na tę beznadziejną marynarkę i spódnicę.
Raz miał ochotę wziąć Sarę w ramiona, zabrać do domu i udowodnić, że strój nie ma dla
niego żadnego znaczenia, gdy będzie go z niej sztuka po sztuce zdejmował, jednak jakoś nad
sobą zapanował.
 Jeśli mi nie wierzysz, zastanów się spokojnie, czy Livvy naraziłaby cię na śmieszność i
okłamała.
 Wspominała o codziennym ubraniu, ale ludzie mieszkający w takich rezydencjach mają
inne pojęcie o codzienności. Powinieneś był mnie uprzedzić.
 Ja mam na sobie dżinsy  zauważył Raz.
 I sportową marynarkę oraz odpowiednią koszulę. Wszystko w kalifornijskim stylu. A ja
wyglądam po prostu... głupio.
Raz pokręcił głową. Włożył marynarkę tylko po to, by ukryć pod nią broń.
 Wszystko będzie dobrze  zapewnił Sarę.  Przyjęcia u Livvy są jedyne w swoim
rodzaju. Chodz!  powiedział, po dając jej rękę.
 Zostaniesz ze mną, prawda?  upewniła się nieśmiało.
 Oczywiście  obiecał, choć ciepło dłoni Sary znów rozbudziło w nim niebezpieczne
pragnienia i sprawiło, że przestał ufać samemu sobie.
Wiedział, że ta dziewczyna pomogłaby mu pokonać wewnętrzny chłód spowodowany
dawnymi przeżyciami, lecz nie chciał jej wykorzystywać. Uważał, że nie jest wart uczuć
Sary.
Raz miał rację. Przyjęcie u Olivii Holand było jedyne w swoim rodzaju i sierżant Rasmussin
towarzyszył na nim Sarze przez pierwszą godzinę. Zwietnie udawał oddanego męża.
Przedstawił swojej rzekomej żonie wiele osób i trwał u jej boku, by nie czuła się obco w
nowym otoczeniu.
Potem jednak ją porzucił. Zrobił to bardzo elegancko. Od czekał, aż zajęła się rozmową z
dwiema emerytowanymi pielęgniarkami. Pomyślał, że mają sobie wiele do powiedzenia i nie
potrzebują jego towarzystwa.
 Przeproszę cię na moment, kochanie  rzekł z uśmiechem.
 Muszę pogadać z kimś o sprawach zawodowych, a wiem, że to cię nudzi. Spotkamy się
pózniej  rzucił Sarze na odchodnym.
Czterdzieści minut pózniej nie było go nigdzie w zasięgu jej wzroku. Gospodyni domu
wyciągnęła Sarę z kąta, w którym ta skryła się z kieliszkiem wina w ręku.
 Jeszcze nie poznałaś Harry ego, prawda?  spytała, przekrzykując głośną muzykę.  Nie
widziałam twego męża w pobliżu. Pewnie jest w naszym muzeum i ogląda kolekcję
Harry ego. Obaj wiedzą, jak po cichu zniknąć. Posprzeczaliście się?
 Tak  odparła zawstydzona Sara.
 Ach, ci mężczyzni  pokiwała głową Olivia.
Przeszły obok dwóch głośno dyskutujących gości. Jeden był w skórzanej kurtce i z
kolczykiem w nosie, drugi miał pod szyją koloratkę. Obaj stanowili przykład typowych gości
zgromadzonych tego wieczora na przyjęciu. Nic tu nikogo nie dziwiło. Gdy przeszły do holu,
muzyka nieco przycichła i Sara odetchnęła z ulgą.
 Nie za głośno u mnie?  spytała gospodyni.
- Ależ nie - zapewniła ją Sara. - Taka muzyka zagłusza hałas.
- Oj, za głośno - uznała Livvy, potrząsając błyszczącymi, zielono-czerwonymi kolczykami w
kształcie choinkowych bombek.
Włożyła do nich turkusowe obcisłe spodnie i powiewną białą bluzkę.
 chciałabym, by ktoś mi powiedział, jak się tę muzykę przycisza. Jestem prawie głucha na
jedno ucho  oznajmiła.
 To skutek infekcji. Poczekaj chwilę, Saro. Zaraz coś z tym zrobię i wrócę do ciebie 
mruknęła, znikając w dużym pokoju.
Sara rozejrzała się wokół siebie. Hol, w którym stała, był większy niż jej houstońskie
mieszkanie. Na ścianach wisiały piękne obrazy, a podłogę pokrywał gruby, miękki dywan.
Wypiła łyk wina i ruszyła przed siebie, podziwiając wnętrze. Gdy usłyszała kobiecy śmiech,
obejrzała się. W drzwiach stał Raz w towarzystwie przystojnej blondynki. Kobieta ubrana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •