[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zaczynałem już pojmować, na czym polega pływanie. Wszystko by się dobrze
skończyło, gdybym nie trafił głową w tę belkę.
 Ale, oczywiście, trafiłeś  zauważyła.
 No tak, ale to nic poważnego. Jeszcze minuta czy dwie i bym sobie pora-
dził.
 W tych okolicznościach nie jestem pewna, czy miałeś jeszcze minutę czy
dwie.
 No. . .  zawahał się i zdecydował porzucić temat.
Od tego dnia skończyła się dla Gariona wolność. Ciocia Pol uwięziła go w po-
mywalni. Poznał dokładnie każde wgniecenie i rysę na wszystkich kuchennych
garnkach. Wyliczył, że każdy z nich zmywał dwadzieścia jeden razy na tydzień.
W orgii niedbałości ciocia Pol uznała nagle za niemożliwe, by zagotować wodę
nie brudząc przy tym dwóch lub trzech rondli, które Garion musiał potem sta-
rannie czyścić. Nienawidził tego i całkiem poważnie zaczął się zastanawiać nad
ucieczką.
Jesień trwała i pogoda była coraz gorsza. Inne dzieci także nie wychodziły na
dwór, więc położenie Gariona trochę się poprawiło. Naturalnie, Rundorig rzadko
się z nimi bawił, gdyż ze względu na wzrost, nowe obowiązki powierzano mu
częściej nawet niż Garionowi.
Kiedy tylko mógł, Garion wymykał się do Doroona i Zubrette. Teraz jed-
nak nie bawiło ich już skakanie na siano czy nie kończący się berek w stajniach
i stodołach. Osiągnęli wiek, gdy dorośli natychmiast zauważali takie nieróbstwo
i szybko wyszukiwali im jakieś zajęcia. Na ogół więc siadali w jakimś ukry-
tym miejscu i zwyczajnie rozmawiali. Inaczej mówiąc, Garion i Zubrette siedzieli
i słuchali nieprzerwanego potoku słów Doroona. Niewysoki ruchliwy chłopiec nie
potrafił milczeć, tak samo jak nie potrafił usiedzieć spokojnie. Mógł godzinami
opowiadać o kilku kroplach deszczu, bez tchu niemal wyrzucając z siebie kolejne
wyrazy. Ciągle się wiercił.
 Co to za znak masz na ręku, Garionie?  spytała pewnego deszczowego
dnia Zubrette, przerywając opowieść Doroona.
Garion spojrzał na idealnie okrągłą, białą plamę na wewnętrznej stronie pra-
wej dłoni.
 Też go zauważyłem  Doroon w pół słowa zmienił temat.  Ale Garion
wychował się w kuchni. Prawda, Garionie? Pewnie oparzył się, kiedy był mały.
Wiecie, wyciągnął rękę, zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, i dotknął cze-
goś gorącego. Założę się, że jego ciocia naprawdę się zezłościła. Ona umie się
rozzłościć szybciej niż ktokolwiek, kogo znam, i naprawdę. . .
39
 Zawsze go miałem  Garion przesunął palcem wzdłuż konturu plamy.
Nigdy właściwie się jej nie przyglądał. Pokrywała całą wewnętrzną część dłoni
i w pewnym oświetleniu miała jakiś srebrzysty połysk.
 Może to znamię  zasugerowała Zubrette.
 Założę się, że tak  zawołał szybko Doroon.  Widziałem kiedyś czło-
wieka, który miał taką fioletową plamę na policzku. . . jednego z tych włóczęgów,
którzy przyjeżdżają jesienią zbierać rzepę. . . w każdym razie pokrywała mu ca-
ły policzek i z początku wziąłem to za wielki siniak i myślałem że ten człowiek
musiał oberwać w jakiejś okropnej bójce. . . w tych taborach bez przerwy się biją.
Ale potem zobaczyłem, że to wcale nie siniak, tylko  dokładnie tak, jak mówiła
Zubrette  znamię. Ciekawe, z czego one się biorą.
Wieczorem, kiedy szykował się do snu, Garion podniósł do oczu dłoń.
 Ciociu Pol, co to za znak?
Spojrzała na niego, nie przerywając szczotkowania swych długich ciemnych
włosów.
 Nie ma się czym przejmować  stwierdziła.
 Nie przejmuję się. Zastanawiałem się tylko, co to jest. Zubrette i Doroon
myślą, że to znamię. Czy to znamię?
 Coś w tym rodzaju.
 Czy któreś z moich rodziców miało taki znak?
 Tak, ojciec. To typowe dla twojego rodu.
Garionowi przyszła do głowy niezwykła myśl. Nie wiedząc właściwie, dla-
czego to robi, dotknął znamieniem białego pasma na czole cioci.
 Czy to coś podobnego do tego białego miejsca na twoich włosach?  za-
pytał.
Poczuł niezwykłe mrowienie w ręce i zdawało mu się, że ktoś otworzył okno
w jego umyśle. Z początku była to tylko świadomość nieprzeliczonych lat, pły-
nących niby ogromne morze ciężkich chmur. Potem, ostrzejszy od noża, ból po-
wtarzanej w nieskończoność straty, żalu. Pózniej, bliżej jakby, jego własna twarz,
a za nią inne, stare i młode, królewskie i zupełnie zwyczajne; a jeszcze dalej, już
nie głupkowate, jakie bywało czasami, oblicze pana Wilka. Najsilniejsze jednak
było wrażenie nieziemskiej, nadludzkiej potęgi, nieugiętej woli.
Ciocia Pol poruszyła głową niemal obojętnie.
 Nie rób tego, Garionie  powiedziała i okno w mózgu zatrzasnęło się.
 Co to było?  spytał. Płonął z ciekawości i chciał jeszcze raz je otworzyć.
 Prosta sztuczka.
 Naucz mnie.
 Jeszcze nie, mój Garionie  ujęła w dłonie jego twarz.  Jeszcze nie. Nie
jesteś gotów. Kładz się już.
 Zostaniesz ze mną?  spytał, trochę przestraszony.
40
 Zawsze będę przy tobie  odparta, otulając go kołdrą. Potem znowu cze-
sała swe długie, gęste włosy. Głębokim, melodyjnym głosem nuciła jakąś dziwną
pieśń. Ten dzwięk ukołysał go do snu.
Od tego dnia nawet sam Garion nieczęsto oglądał swe znamię. Nagle okazało
się, że ma mnóstwo zajęć, od których nie tylko ręce, ale cały był bardzo brudny.
Najważniejszym świętem w Sendarii  jak i we wszystkich królestwach za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •