[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nym salonie. Wszystko to stało się tak prędko, że mieszkańcy dworu w Niezdołach
nie zdążyli ani zabezpieczyć rannego, ani przywitać i zabawić przybyszów. Dopiero po
chwili panna Salomea do nich wyszła. Goście oznajmili, skłoniwszy się uprzejmie, że
proszą o nocleg, posiłek i konie nazajutrz do jednej z sąsiednich miejscowości. Młoda
gospodyni oświadczyła, że koni tu wcale nie ma  a o posiłek trudno, gdyż dom jest
zupełnie ogołocony ze wszystkiego. Może im tylko dać nocleg, to znaczy niewyszu-
kaną pościel na kanapie i sofie, które były w tymże pokoju. Przyjezdni skłonili się
znowu i z delikatnością rozpytywali o stan rzeczy. Przyzwyczajona do grubiaństw,
grózb, napastowania, a nawet szarpaniny i podniesionych kułaków, zóiwiła się tej
względności. Ujęta nią zaznaczyła, że może ich poczęstować jedną tylko potrawą 
coóienną kaszą, przejadającą się, a która przecie również jest na wyczerpaniu. Dwaj
rozpytywali wciąż o wszystko  o imiona i nazwiska gospodarstwa i osób przytom-
nych w domu  o szczegóły rozgrabienia dobytku, spalone budynki, stosunek do
chłopów i służby  o przemarsze stron walczących, noclegi, postoje, sposób za-
chowania się wojsk i rodaków. Starszy z tych luói baróo przypadł do serca panny
Salomei. Oczy miał siwe, głębokie, szczere, nad wyraz mądre, a czujne, pomimo
wielkiego znużenia, które się malowało na twarzy. Gęste, krótko strzyżone włosy
już mu z lekka siwiały. Wyniosły, kościsty, mocno zbudowany, naprzód nieco po-
chyły, był niewymownie jakoś bliski, ni to ojciec lub brat. Gdy na pytanie, kto jest
w tym dworze, wyjaśniła, że sieói tu sama jedna ze starym kucharzem, zastanowił
się i rozmyślał. Cechował go jednak spokój, który się niczemu nie óiwi i niczym nie
przeraża. Tylko oczy jego stały się jeszcze uważniejsze, lepsze i jeszcze baróiej przy-
chylne. Drugi z przybyszów był znacznie surowszy i mniej cierpliwy. Spoglądał na
sprzęty i w oczy rozmówczyni nieufnie, aczkolwiek milczał i zgaóał się na wszystko.
Pierwszy długo nie przestawał informować się o najrozmaitsze szczegóły, tak długo,
że panna Brynicka, nauczona przez ojca ostrożności i powściągliwości w uóielaniu
jakichkolwiek informacji osobom nieznajomym, zaczęła stosować tę właśnie meto-
dę. Starszy z podróżnych zdawał się to rozumieć i oceniać, a nawet pochwalać taką
wstrzemięzliwość. Sam dopytywał się inaczej. Pod pretekstem konieczności wydania
zarząóeń co do pościeli panna Salomea odeszła z dużego pokoju oświetlonego przez
latarnię, do ciemnej sypialni, góie leżał ranny. Drzwi zostały otwarte. Odrowąż przy-
wołał ją najcichszym szeptem, nachylił jej głowę do swych ust i niemal bezgłośnie,
samym ruchem warg wymówił do ucha:
 Ten wysoki, starszy pan, co stoi w pierwszym pokoju, to główna figura, ko-
misarz rządu narodowego. Nazywa się Hubert Olbromski.
e a e om k Wierna rzeka 41
Panna Salomea obejrzała się i zobaczyła w świetle latarni profil tego człowieka.
Trzymał znużoną głowę na ręce opartej o stół i uważnie słuchał tego, co mu szeptem
wykładał młodszy.
 A ten drugi?  spytała.
 Tego nie znam z nazwiska, ale twarz góieś wióiałem. I to jakiś figurant.
 Starszy baróo miły.
 To potężny człowiek.
 Pan go zna?
 Z twarzy i z óiałalności baróo dobrze. Widywałem go w Paryżu.
 Cóż on tam robił?
 Organizował, jezóił jako emisariusz&
Szeptali jak najciszej, a jednak ta ich gawęda zwróciła uwagę dwu gości. Obydwaj
zamilkli i pilnie patrzyli w ciemność. Po pewnym czasie młodszy ujął latarnię i szybko
skierował się we drzwi mrocznej bokówki. Zaświeciwszy, ujrzeli chorego. Młodszy
miał w ręku podniesiony pistolet.
 Kto to jest?  spytał ostro.
 Jestem powstaniec, nazwiskiem Józef Odrowąż.
 Z jakiego dowóótwa?
 Z jazdy pod naczelnikiem Langiewiczem.
 Co tu waszmość robisz?
 Zostałem raniony w bitwie pod Małogoszczem. Leczę się za łaskawym po-
zwoleniem tej panienki.
Olbromski i jego towarzysz surowymi oczyma patrzyli w twarz księcia. Zapyty-
wali go kolejno o szereg rozmaitych szczegółów i stwieróiwszy, że mówił prawdę, coś
mięóy sobą mruknęli i wrócili do pierwszego salonu. Nie czekając na zapowieóianą
kaszę, wydostali z kieszeni płaszcza flaszkę gorzałki, chleb, suchą wędlinę i pożywa-
li te zapasy. Jednocześnie zanieśli prośbę do młodej gospodyni, żeby im przyniosła
atramentu i pióra. Z mozołem odnalazła wśród rupieci te zarzucone przybory i po-
dała. Obydwaj zaczęli coś pisać. Starszy dyktował z głębokim namysłem i skupioną
uwagą. Młodszy pisał. Pózniej ów sekretarz odczytywał dyktando, a Olbromski czy-
nił adnotacje i uwagi. Skończywszy z tym, przeglądali poszczególne papiery, jakoweś
wykazy, czy sprawozdania, coś wykreślali na składanych mapach, wymierzali cyr-
klem i kreślili w długich regestrach. Oczy ich były w tę robotę wlepione, rysy stały
się ostre i surowe, twarze wyrażały przejęcie się do cna i do ostatka. Skończywszy
swoją robotę, obejrzeli starannie drzwi i okna. Młodszy wziął ze sobą latarnię i wy-
szedł, ażeby zlustrować cały dom, wyjście na tyły dworskie, skąd można było uciec
w ogród. Hubert Olbromski sieóiał w wielkiej izbie. Zapalił świecę woskową, którą
miał w torbie i podparłszy na ręku głowę, czytał jakiś papier. Weszła panna Brynicka,
żeby ułożyć na posłaniach cieplejsze okrycia. Olbromski zagadnął ją:
 Przepraszam, że panią zapytam o jeden szczegół. Pani wymieniła swe nazwisko
 Brynicka, nieprawdaż?
 Tak jest.
 A czy też w roóinie pani nie było krewniaka, żołnierza z rewolucyi?&
 Mój ojciec służył wojskowo w rewolucję.
 Wysoki, tęgi, z sumiastym wąsem? Twarz pociągła& Małomówny& Nazywał
się Antoni.
 Mojemu ojcu Antoni na imię.
Olbromski uśmiechnął się. Oczy mu zaszły mgłą. Mówił jakby o rzeczy nieważnej,
przygodnej:
e a e om k Wierna rzeka 42
 Wiói pani& Gdy byłem małym chłopcem  miałem óiesięć lat  przed
tamtą rewolucją, aresztowali mojego ojca  Rafał mu było na imię  za dawne 
dawne sprawy z Machnickim. Byłem w szkołach i sam na świecie, sam w mieście,
które mi się wtedy wydawało wielkie jak świat. W tym samym miejscu, góiem na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •