[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wcale nie miało ochoty rozpoczynać nowego dnia. Kiedy otworzył oczy,
zobaczył Ellie, która siedziała obok niego. Jej obecność przepełniła go
niejasnym poczuciem szczęścia, ale powieki same mu opadły. Jednak
przypomniawszy sobie, co wydarzyło się poprzedniego dnia, szybko je
podniósł. %7łałował, że już nie śpi - ręka bardzo go bolała.
Ellie była blada i miała zabandażowaną skroń, ale poza tym nic jej nie
dolegało. Wyglądała na spokojną.
- Co z Nickiem? - spytał od razu.
- Nie całkiem dobrze, ale powinien przeżyć. Usunęli mu śledzionę i ma
nogę w gipsie. Lekarz mówi, że jeśli przetrzyma kilka następnych dni, to się
wyliże bez poważniejszych szkód.
- Jeśli przetrzyma...?
- Lekarz jest ostrożny. Ale Nick wydobrzeje.
Czuł, jak kłębią się w nim rozmaite emocje, ale powiedział tylko:
- To świetnie. - I zaraz spytał: - A jak ty się czujesz?
RS
92
- Nic mi nie jest. - Wzruszyła ramionami. - Mam tę ranę na głowie, ale
tak naprawdę to najgorszy był szok. A jak ty się miewasz?
- Jestem trochę osłabiony i ta ręka piekielnie mnie boli, ale poza tym w
porządku. O rany, robota na mnie czeka. Przecież mam dzisiaj dyżur!
- Ja też. W każdym razie, powinnam mieć. Ale wczoraj zadzwoniłam do
Landsa i powiedziałam mu, co się stało. Oczekuje nas dopiero, kiedy
będziemy gotowi.
- Ja już jestem gotowy. Nie cierpię szpitala, gdy muszę go oglądać z
łóżka pacjenta. Pełno tu chorych ludzi.
Próbował zachowywać się normalnie i nabrać dystansu do tego, co
wprawdzie się nie wydarzyło, ale wydarzyć się mogło. Nick i Ellie... mogli
zginąć; on sam zresztą też... Wiedział, że prędzej czy pózniej będzie musiał
się z tym zmierzyć - ale jeszcze nie teraz, nie ma na to siły.
- Chciałabym cię o coś zapytać - odezwała się Ellie. - Narażałeś życie,
żeby uratować Nicka. Jeden ze strażaków powiedział, że samochód mógł w
każdej chwili wybuchnąć. Mimo to wszedłeś do środka i zostałeś tam.
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem ci za to wdzięczna.
- Wyobrażam sobie, Ellie. Wszystko, co zrobiłem, zrobiłem dla Nicka,
ale także dla siebie i dla ciebie.
Jej spokój był zadziwiający, wręcz graniczył z obojętnością. John
zrozumiał, że i ona broni się w ten sposób przed myślą o tym, co mogło się
było zdarzyć.
- Spodziewałam się, że tak powiesz. A teraz zadam ci trudne pytanie: czy
gdyby w samochodzie było uwięzione inne dziecko, nieznajome,
postąpiłbyś tak samo?
- %7ładen ze mnie bohater, ale sądzę, że tak. Chyba nie mógłbym uciec,
wiedząc, że mogę jakoś pomóc.
- Cieszę się, że to powiedziałeś. A teraz lepiej już pójdę. Obiecałam
zawiadomić pielęgniarkę, jak się obudzisz.
- Gdzie leży Nick? Chcę go zobaczyć.
- Jest w pobliżu, śpi. Kiedy już zbada cię lekarz, możesz do nas przyjść.
Niedługo po jej wyjściu u Johna zjawił się doktor Morton.
- Miło mi pana poznać, doktorze Cord. Przez jakiś czas będę pana
lekarzem. Wiem, że na szczęście dobrze pan spał. - Rutynowo zbadał Johna.
- Domyśla się pan, co powiem, prawda? Pańska ręka nieszybko się zagoi, i
najgorsze, co mógłby pan zrobić, to próbować przyśpieszyć ten proces. Jako
lekarz potrzebuje pan sprawnych i wrażliwych palców. Wczoraj podczas
operacji pocił się nad nimi całkiem spory zespół. I myślę, że niezle
wywiązaliśmy się z zadania.
RS
93
- Będę grzecznym pacjentem, przyrzekam - zapewnił go John. - A co
będzie z chłopcem, doktorze? Widziałem się już z jego matką. Powiedziała,
że Nick... Chyba może mi pan udzielić jakichś informacji? Ja też jestem
lekarzem.
- Uratował mu pan życie. Gratuluję trafnej diagnozy, i to postawionej w
tak trudnych warunkach. Gdy was tu przywieziono, pomyślałem, że to
pański syn.
- Nie - zaprzeczył krótko John.
- A zatem mój błąd, przepraszam - odrzekł doktor Morton uprzejmie, ale
w jego głosie pobrzmiewała leciutka ironia. - Wydawało mi się, że jest do
pana podobny. Mam nadzieję, że nikogo nie wprawiłem w zakłopotanie...
- A jak tam Ellie? - wtrącił John. - Chyba dobrze?
- Jej obrażenia nie są grozne. Gdyby chciała zmienić pracę, chętnie bym
ją u siebie zatrudnił. Niezwykle dzielnie to wszystko zniosła. Istne
uosobienie spokoju.
- Tak, to cała ona... Czy mógłbym teraz zobaczyć Nicka?
- Oczywiście. Zatrzymamy tu pana na trzy dni, żeby mieć pewność, że
palce prawidłowo się zrastają. Potem pana wypiszemy. Ale o pracy nie
będzie mowy jeszcze co najmniej przez tydzień. Zaraz przyślę do pana
pielęgniarkę z wózkiem.
- Nie chcę wózka, dojdę o własnych siłach.
- Ileż razy ja to już słyszałem! Sami supermani. Ale oczekiwałem, że
lekarz będzie mądrzejszy... Proszę, tu jest szlafrok. Osobiście pana
zaprowadzę.
Ellie siedziała przy łóżku Nicka, trzymając go za rękę.
- Za dziesięć minut przyślę po pana pielęgniarza - rzekł doktor Morton
do Johna, a następnie zwrócił się do Ellie: - Wie pani, panno Roberts, że nic
dobrego nie wyniknie z takiego przemęczania się, prawda?
- Lekarze bez przerwy mną komenderują - odrzekła ze słabym
uśmiechem. - Obiecuję, że zaraz się położę.
Gdy lekarz odszedł, John usiadł po drugiej stronie łóżka i pełen napięcia
wpatrywał się w twarzyczkę śpiącego syna. Aż cały zadrżał na myśl o tym,
w jak ogromnym mały był niebezpieczeństwie.
- Nic ci nie jest, John? - spytała Ellie z troską.
- Nie, nic, tylko wciąż myślę o tym, co mogło się stać. Wczoraj nie
miałem na to czasu, byłem zbyt zajęty działaniem. A teraz jest już po
wszystkim.
- Tak, już po wszystkim.
- Czy to... zmienia coś między nami?
RS
94
- Zastanawiałam się nad tym. A chciałbyś?
- Chciałbym, żeby wszystko się zmieniło. Ale nie dlatego, że go
uratowałem.
- Ale przecież uratowałeś go od śmierci! Nie masz pojęcia, ile to dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •