[ Pobierz całość w formacie PDF ]

palców.
- Skoro tak ci na tym zależy, to nie noś mnie na rękach i
nie patrz na mnie takim wzrokiem, jakbyś chciał mnie zjeść -
burknęła, nie przerywając swoich wysiłków.
- Ja tak patrzyłem?
- Owszem.
- Nie miałem takiego zamiaru.
- O? - zdziwiła się uprzejmie.
- A w ogóle myślę, że najlepiej będzie zapomnieć o tym
całym zdarzeniu - oznajmił. - Czy możesz założyć buty?
Wyprostowała się gniewnie.
- Nie, ciągle nie mogę. Ale tym razem wolę iść piechotą!
- Zdecydowanym krokiem wyszła spod zadaszenia.
Deszcz zaatakował ją ze zdwojoną siłą, więc
przyspieszyła, biegiem wypadła zza rogu budynku na ulicę i
zderzyła się z idącym z przeciwnej strony człowiekiem. Ku jej
zaskoczeniu chwycił ją mocno za ramiona.
- Robert?! - wykrzyknęła z niedowierzaniem. Usłyszała
za plecami kroki Johna, potem zapadła cisza, w której rozległo
się zduszone warknięcie:
- A niech to!
Robert w ogóle nie zwrócił na niego uwagi, cały czas
wpatrując się przenikliwie w byłą narzeczoną.
- Meg, dosyć tej dziecinady. Zacznij się wreszcie
zachowywać jak dorosła kobieta. Wracasz ze mną.
Deszcz lał się z nieba strumieniami, a oni stali we trójkę
na pustej ulicy, ociekający wodą, nieruchomi, spięci,
wyczekujący. Megan zerknęła przez ramię, lecz z twarzy
Johna nie udało jej się nic wyczytać.
Odwróciła się ponownie w stronę Roberta i przecząco
pokręciła głową.
ROZDZIAA SZÓSTY
Obserwowała, jak wyraz twarzy Roberta zmienia się. Były
narzeczony popatrzył na nią łagodnie i cierpliwie niczym
cudownie wyrozumiały starszy brat. Dziesiątki razy była
świadkiem takiej metamorfozy, ale dopiero teraz zrozumiała,
że Robert z łatwością zmienia maski, dostosowując się do
okoliczności równie sprawnie jak kameleon.
- Meg, zainwestowałem w nasz związek masę czasu i
pieniędzy, nie chcę tego marnować. Jedzmy do mnie i
porozmawiajmy, dobrze? - namawiał przekonującym głosem.
- Ile razy prosiłam, żeby nie nazywać mnie Meg? -
syknęła. - Czy to naprawdę tak trudno zapamiętać?
Uspokajająco pogłaskał ją po policzku.
- Kochanie... Odtrąciła jego rękę.
- I nie mów do mnie  kochanie".
- Posłuchaj, przemyślałem to sobie. Powiemy ludziom, że
byłaś trochę wytrącona z równowagi, bo nie przyszło ci na
myśl, że spiszemy intercyzę...
- Nie. Byłam wściekła, bo skrzywdziłeś bezbronne
zwierzę - sprostowała.
- Ty wciąż o tym kocie? - zdumiał się.
- Wyobraz sobie; że tak!
- W porządku, w porządku... A czy pomoże, jak powiem,
że żałuję, że w ogóle spotkałem to nieszczęsne zwierzę na
mojej drodze?
- Najlepiej pomoże, jak się stąd zabierzesz i zostawisz
mnie w spokoju! - wypaliła, coraz bardziej rozsierdzona jego
tonem.
- Znakomity pomysł - rozległo się za jej plecami. Robert
spojrzał wymownie ponad jej ramieniem, po czym wrócił
wzrokiem do jej twarzy.
- Czy to prawda, co powiedziała twoja matka? No, że ty i
ten marynarzyna...
Spąsowiała. Przecież wciąż czuła na wargach żar tamtego
pocałunku...
- Absolutnie nie! John jest moim pracodawcÄ…, to
wszystko.
Winslow ponownie utkwił oczy w stojącym za jej plecami
mężczyznie.
- CoÅ› ty taki podejrzanie milczÄ…cy? Nie masz nic do
powiedzenia w tej sprawie? - spytał drwiącym tonem,
wyraznie szukajÄ…c zaczepki.
John tylko się roześmiał.
- Ta dama nie potrzebuje niczyjej pomocy, gdy chce sobie
z tobą poradzić - przypomniał i natychmiast wszystkim stanęła
przed oczami scena, gdy Megan wypchnęła Roberta za burtę.
- Była zupełnie inna, dopóki nie znalazła się na pokładzie
tej twojej śmierdzącej łajby!
W tym momencie kapitan Vermont po raz pierwszy
podniósł glos:
- Może po prostu w ostatniej chwili poszła po rozum do
głowy?
- A może po prostu podam cię do sądu za zrujnowanie
mojego ślubu i narażenie mnie na straty finansowe?
- Na co więc czekasz? - odparował John. Przestraszona
Megan chwyciła Roberta za ramię.
- Proszę, uspokój się...
On jednak wyrwał rękę z jej uścisku i spojrzał na nią z nie
skrywanÄ… pogardÄ….
- Z nami koniec, złotko! Sama się o to prosiłaś. -
Następnie przeniósł wzrok na Johna. - A z tobą policzę się w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •