[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mają Haruna - mruknął. - Harun nie popełnia błędów. Wszystko robi, jak należy.
Nawet poślubił księżniczkę, którą Fadi miał pojąć za żonę. Data ślubu wyznaczona była
tydzień po wypadku.
Zastanawiając się, dlaczego Fadi postąpił tak nieodpowiedzialnie zaledwie tydzień
przed ślubem, Hana pogładziła Alima po zaciśniętej na kierownicy ręce.
- Nie dziwiÄ™ siÄ™ twojej odmowie...
- Dzięki za rozgrzeszenie, Sahar Thurayya.
Nie przejęła się sarkastyczną nutą w jego głosie. Alim cierpiał, zupełnie jakby wy-
padek zdarzył się wczoraj.
- Jeszcze nie skończyłam. - Uśmiechnęła się łagodnie. - Czy kiedykolwiek spytałeś
Haruna, czego pragnie? Czy po prostu uznałeś, że to jego obowiązek i już?
Nastała cisza.
- Jest coś, czego mi nie mówisz, prawda?
Hana przygryzła wargę.
- Ponieważ nie oglądasz wiadomości z Abbas al-Din, żyjesz w fałszywym przeko-
naniu, że Harun świetnie sobie radzi...
Alim z całej siły nacisnął na hamulec.
- Co się dzieje? Ma kłopoty?
- Jestem w kontakcie z paroma wolontariuszami, którzy pomagają w tamtych stro-
nach. Podobno Harun dobrze rzÄ…dzi krajem, ale ludzie chcÄ… twojego powrotu. On sam
zaś nie należy do osób najszczęśliwszych.
- Dlaczego? Amber jest urodziwą, niezwykle sympatyczną dziewczyną. Spodobała
się Harunowi od pierwszego wejrzenia. Dosłownie oszalał na jej punkcie.
- Może. - Hana westchnęła. - A co czuła Amber, wychodząc za mąż za najmłod-
szego brata Fadiego, w dodatku kilka tygodni po śmierci narzeczonego? Zgodnie z trady-
cją powinna była poślubić ciebie.
- Wiem - mruknÄ…Å‚.
R
L
T
Nie wyobrażał sobie małżeństwa z Amber, tak jak ona, Hana, nie wyobrażała sobie
życia u boku Mukhtara.
- Według pałacowych plotek Harun i jego żona nie są szczęśliwi. Nie uśmiechają
siÄ™ do siebie, nie dotykajÄ… siÄ™. Podobno Harun nie przychodzi do niej w nocy. Nic dziw-
nego, że od trzech lat Amber nie zaszła w ciążę. - Na moment zamilkła, pozwalając Ali-
mowi przetrawić informacje. - Jeśli wkrótce nie pojawi się potomek, wiesz, co się stanie.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Wiedział: rekiny zaczną krążyć wkoło, rekiny mające apetyt na bogate złoża gazu i
ropy. Czy Harun tonął pod ciężarem odpowiedzialności, jaką on, Alim, zrzucił na niego,
kiedy uciekł z kraju? I dlaczego nie znalazł szczęścia u boku pięknej księżniczki, którą
musiał poślubić?
Alim zdał sobie sprawę, jakim był egoistą, nie przejmując się cierpieniem brata.
Pogrążony w rozpaczy myślał wyłącznie o sobie, o własnym bólu. Wyjechał, licząc na
to, że Harun zastąpi go w roli przywódcy i wszystkim się zajmie, rodziną, krajem. Wie-
rzył, że poważny i rozsądny Harun spisze się o wiele lepiej niż on.
- Dziękuję, że mi powiedziałaś - rzekł, nie kryjąc wściekłości.
Jego gniew nie był jednak skierowany na Hanę, lecz na zapalczywego lekkoducha,
który wiódł beztroskie życie do dnia, gdy namówił Fadiego, aby się pościgali.
- Mam nadzieję, że to ci pomoże podjąć słuszną decyzję. - Hana wyjrzała przez
okno.
Oboje wiedzieli, co Alim powinien zrobić: wrócić do domu i spytać Haruna, czego
pragnie. Rządzić? Nie rządzić? Być mężem Amber? Rozstać się z nią? Może jeśli będzie
miał mniej spraw na głowie, przynajmniej uda mu się rozwiązać problemy małżeńskie.
Spojrzawszy w lusterko wsteczne, Alim ponownie wcisnął pedał gazu.
- Cholera! Nie powinienem był stawać.
Hana zerknęła przez ramię i zbladła.
- SÄ… blisko.
- Ze cztery kilometry od nas, może więcej - powiedział zły na siebie, że ją wystra-
szył. - Na pustyni, w ciemności, chmura pyłu zawsze wydaje się bliżej, niż jest w rze-
czywistości.
Skinęła głową. Dopiero po paru minutach przerwała ciszę.
- Nie powinnam była mówić ci o Harunie.
- Lepiej, że wiem.
Zciskała kurczowo rękaw kurtki, jakby dryfowała po oceanie, a kurtka była jej ko-
Å‚em ratunkowym.
R
L
T
- Nie umiem ci nic doradzić. Sama sobie nie umiem pomóc.
- Może los zetknął nas właśnie w tym celu? %7łebyśmy pomogli sobie nawzajem?
- Naprawdę tak myślisz? - zapytała ironicznie.
- Tak.
- Oj, żebyś się nie rozczarował! Jestem pół-Arabką, pół-Australijką, córką górnika,
która nawet nie wie, gdzie znajduje się jej dom.
Przemknęło mu przez myśl, że ktoś powinien pokazać Hanie, że potwory, których
się boi, nie są ani tak duże, ani tak grozne... Ale to nie jest odpowiedni moment, a on,
który nie potrafi zwalczyć własnych demonów, nie jest odpowiednim człowiekiem.
- Nauka i Koran głoszą, że pochodzimy od wspólnego przodka. Jeżeli cokolwiek
nas dzieli, to tylko pieniądze - oznajmił cicho, po czym dodał lżejszym tonem: - Wszyscy
musimy jeść, pić, spać i korzystać z toalety.
- To prawda - przyznała ze śmiechem. - Te moje batony nie najlepiej ci służą?
Skrzywił się.
- Umówmy się, że moja fizjologia to tajemnica państwowa, ale jedno ci powiem:
kiedy dotrzemy w bezpieczne miejsce, nigdy więcej ich nie tknę.
Wnętrze dżipa wypełniło się śmiechem. Korciło Alima, by wziąć Hanę za rękę,
popatrzeć jej w oczy, dojrzeć w nich błysk pożądania. Ale bał się, że jeśli to zrobi, straci
nad sobą kontrolę. Był bliski tego, gdy masował jej ramię, a potem gdy słyszał, jak bu-
dząc się, Hana szepcze jego imię. Na samo wspomnienie zakręciło mu się w głowie.
Nie wiedział, co się wydarzyło w przeszłości Hany, ale był pierwszym mężczyzną,
którą ją podniecał. Nie miał co do tego cienia wątpliwości. Oddałby wszystko, aby speł-
nić jej pragnienia. Nie mógł jednak niczego jej obiecać, dopóki nie porozmawia z bra-
tem. Dopóki nie pozna, w jakim kierunku potoczy się jego własne życie.
- Nie krytykuj moich pysznych batoników - powiedziała żartobliwie. - Uratowały
nam życie.
- Podobnie jak moja pyszna zapiaszczona woda?
Rozmawiali dalej w tym tonie, świadomie unikając poważnych tematów. W głębi
duszy oboje podejrzewali, że za godzinę lub mniej dosięgną ich kule wroga.
- Jeżeli nie pomyliłem drogi, to zaraz dotrzemy do ciężarówki.
R
L
T
- Wyższe zarośla są po prawej. - Hana wskazała na gęstą ścianę ciemności. - Bez
trudu można by w nich ukryć pojazd. Zwłaszcza w nocy wtapiałby się w tło.
Alim wybuchnął śmiechem. Od trzech lat nie śmiał się tyle co w ciągu ostatnich
dni, w dodatku przestał mieć wyrzuty sumienia, że śmiejąc się, zdradza Fadiego.
- To prawda, wtapiałby się. Znajomość z tobą, Hano, wiele mi dała - dodał, po-
ważniejąc.
- %7łyję, żeby służyć innym. Chciałabym zostawić po sobie jakiś ślad, nie popaść w
zapomnienie.
Ja cię nigdy nie zapomnę, pomyślał Alim, lecz nie powiedział tego na głos.
- Możesz być o to spokojna - oznajmił leniwie.
- Miły jesteś. - Oczy jej lśniły.
- Dobra, teraz trzymaj się mocno i wytężaj wzrok. Musimy wjechać w te krzaki.
Może po ciemku ludzie Sh'ellaha nie zauważą śladów opon?
- Popatrz! - zawołała nagle. - Tam na lewo! Zasłonięta gałęziami ścieżka, dokład- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •