[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wodospadów, dojechali do Townsend. Przy tablicy z nazwą miasteczka stała inna, reklamująca
aukcję dzieł sztuki. Gdyby jechała sama, natychmiast by się zatrzymała. Uwielbiała aukcje
sztuki. Luke nie. Dlątego kompletnie ją zaskoczył, gdy, kierując się znakami, skręcił z głównej
drogi i zajechał przed szkołę usytuowaną na zboczu wzgórza.
- Przypomniałem sobie, \e bardzo lubisz takie imprezy usprawiedliwił się, widząc jej zdumienie.
Hillary wyskoczyła z samochodu, zanim Luke wyłączył silnik. Szkolną salę gimnastyczną
zamieniono w galerię. Hillary była w siódmym niebie. Kupiła małą fotografię sadu z rozkwi-
tającymi jabłoniami, a potem wyszukała akwarelę z bukietem kwiatów. Luke nie poganiał jej,
kiedy krą\yła po sali, uparcie wracając do jednego obrazu. Przedstawiał pla\ę z kępką morskiej
trawy na pierwszym planie i oceanem w tle. Luke z pewnością nie uwa\ał się za konesera sztuki,
ale jemu ten obraz te\ się podobał. I wyczytał ze spojrzenia Hillary, \e bardzo chciałaby go mieć.
- Kupisz jeszcze ten?
- Strasznie mnie kusi, ale wydałam ju\ wystarczająco du\o pieniędzy. Piękny jest, prawda? -
Mo\e być.
- Mo\e być? Popatrz na tę kępkę trawy. Prawie czuje się bryzę, która ją porusza. A te kolory!
- JeÅ›li tak· mówisz ... - wzruszyÅ‚ ramionami.
_ Mo\emy ju\ jechać. - Wydawało jej się, \e Luke jest znudzony, chocia\ było t;niło z jego
strony, \e w ogóle chciał się zatrzymać.
Kiedy wsiadała do pikapa, Luke odszedł, obiecując, \e zaraz wróci. Po paru minutach pojawił
się, niosąc pod pachą coś, co nie mogło być niczym innym ni\ owiniętym w papier obrazem ...
- Zapomniałaś o czymś. - Otworzył drzwi i wsunął obraz za siedzenie.
- Nie musiałeś tego robić - powiedziała zmieszana Hillary, mając nadzieję, \e Luke nie odczytał
jej zachwytu jako próby wyłudzenia od niego kupionego obrazu.
- Musiałem. Uwa\aj go za prezent ślubny.
- Nie wiem, co powiedzieć.
- Mogłabyś spróbować "Dziękuję, Luke".
- Dziękuję, Luke.
- To mo\e jeszcze spróbujesz mnie pocałować.
- Dobrze. - Nachyliła się i obdarzyła go niewinnym pocałunkiem w policzek.
- Miałem na myśli inny pocałunek ...
- Wiem, co miałeś na myśli. I je\eli tylko dlatego kupiłeś ten obraz ...
- Nie musisz się tak od razu je\yć - przerwał jej. - Nigdy bym na to nie wpadł, \eby próbować
kupić twoje uczucia.
- To dobrze.
~ Po co płacić za coś, co mo\na mieć za darmo? - dodał z przekornym uśmiechem. Hillary
myślała o tym podczas reszty podró\y. W gruncie rzeczy nie miała pojęcia, jak sobie radzić z
Lukiem. Trudno jej było utrzymać dystans - ku jego widocznemu zadowoleniu. Znała go na tyl~
dobrze, \eby to rozumieć. Uwielbiał sytuacje, w których musiał się sprawdzać, a ona nigdy
przedtem nie była dla niego wyzwaniem. Teraz tak.
Problem polegał na tym, \e nie zamierzała sta~ się zdobyczą Luke'a. Ju\ raz przewrócił jej \ycie
do góry nogami. Gdyby dziesięć dni temu ktoś jej powiedział, \e będzie dzisiaj \oną Luke' a,
uznałaby go za wariata. A przecie\ jest panią McCallister i teraz nerwowo obraca złotą obrączkę,
którą wczoraj mą\ wsunął jej na palec.
_ Luke ... właściwie dlaczego się po prostu nie zaręczyliśmy, \eby za\egnać tę wojnę? Mo\esz
mi jeszcze raz wyjaśnić, dlaczego musieliśmy brać ślub?
_ Zaręczyny nie związałyby nas dostatecznie mocno.
Poza tym musiał być \onaty, bo tego sobie \yczył Angus Robertson. Ale Luke nie mógł
powiedzieć tego Hillary. Swoją drogą, jakiś instynkt kazał mu się związać z tą kobietą najmoc-
niej i najszybciej, jak to mo\liwe. Luke starał się nie kierować uczuciami, ale ufał instynktowi.
Był pewny, \e postąpił właściwie.
_ Tak, z całą pewnością musieliśmy wziąć ślub. Nasi ojcowie robiliby wszystko, \eby zerwać
zaręczyny.
_ A sądzisz, \e nie będą próbowali rozbić naszego mał\eństwa? - naciskała Hillary.
- Nie posuną się a\ do tego - oznajmił Luke.
- JesteÅ› pewien?
_ ZnowU się zamartwiasz - odpowiedział Luke z wyrzutem. _ Nic na to nie poradzę.
Zastanawiam się, jak powiedzieć tacie, \e wzięliśmy ślub.
- Pozwól, \e ja się tym zajmę.
_ Jasne. Powiesz mu, \e po prostu zabierasz mnie od niego? - spytała kpiąco Hillary.
_ Mogłabyś choć odrobinę mi zaufać? Nie bój się, wymyślę coś dostatecznie błyskotliwego i
szczerego, \eby uspokoić twojego ojca.
Szkoda, pomyślała Hillary, \e Luke nie potrafił wymyślić czegoś dostatecznie błyskotliwego i
szczerego, \eby ją uspokoić.
Zajechali przed dom ojca Hillary dopiero wieczorem. Gdy szli do drzwi frontowych, Hillary,
rozkoszując się zapachem kwiatów z ogrodu, zastanawiała się, jakie czeka ich powitanie.
Postanowiła ostrzec Luke'a. Kiedy weszli do imponującego, dwupiętrowego foyer, zapytała go,
co zrobi, jeśli zostanie obsypany pocałunkami.
- Przez ciebie? Będę zachwycony.
- Nie przeze mnie.
- Chyba nie przez twojego ojca? - Luke odruchowo cofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok. - Nie spodziewam siÄ™
takiego powitania. - Nie, nie przez mojego tatÄ™. Przez Killera.
Ledwie zdą\yła wypowiedzieć te słowa, Luke ujrzał ogromnego dobermana. W jednej sekundzie
przemknęło mu przed oczami całe jego \ycie, a chwilę potem te oczy były lizane mokrym psim
jęzorem!
- Siadaj, ty wielki dzieciaku! - Hillary z czułością skarciła sukę. - Ona ma łagodną duszę
uwięzioną w ciele groznego obronnego psa - wyjaśniła Luke'owi. - Przygarnęłam ją dwa lata
temu. Poprzedni właściciele postanowili się jej pozbyć, bo nie potrafiła być agresywna, a oni nie
mieli cierpliwości, \eby ją wytresować.
- I do tej pory nikt tego nie zrobił - zauwa\ył Luke.
- To prawda. Kochamy jÄ… takÄ…, jaka jest, prawda, Killer?
Luke mógłby przysiąc, \e pies uśmiechnął się w. odpowiedzi. - To nie my ją tak nazwaliśmy -
dodała Hillary.
- Domyślam się. Kto to słyszał, \eby trzydziestokilową łagodną sukę nazwać Killer?
- Ja - oznajmił chłodno ojciec Hillary, stojący w drzwiach swojego gabinetu. - Co ty tu, u diabła
robisz, McCallister?
- Wzięliśmy z Hillary ślub - wyrwało się Luke'owi, zanim zdą\ył się zastanowić nad
odpowiedziÄ….
ROZDZIAA PIATY
_ Myślałam, \e powiemy mu o tym w inny sposób! - syknęła cicho Hillary.
_ Nie spodziewałem się, \e zaatakuje mnie doberman - bronił się Luke. - To mnie zbiło z tropu.
_ Będziemy mieli szczęście, jeśli tata nie wyrzuci cię zaraz za drzwi!
_ Co tu się dzieje? - zapytał Charles Grant srogim głosem.
_ Nie denerwuj się, tato. Pozwól, \e ci wyjaśnię.
_ Nie, to ja wszystko wyjaśnię - wtrącił się Luke.
_ Przecie\ właśnie pokpiłeś sprawę - upierała się Hillary. _ Niech jedno z was natychmiast
powie mi, o co chodzi.
_ Charles ostrzegł ich wzrokiem, \e nie ma nastroju do \artów.
_ A więc wygląda to tak, proszę pana. Szaleję za pańską córką. Od dawna. Jak pan sobie
przypomina, byliśmy kiedyś razem. Doszło wtedy do nieporozumienia, ale to nale\y dziś.do
przeszłości.
Tak sądzisz, pomyślała Hillary. To "nieporozumienie" nigdy nie zostało wyjaśnione. Z uporem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •