[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na prawym skrzydle, za Sapie\yńskimi, Pietrek Piels*. stał na swym miejscu w
Giedroyciowej chorągwi. Jaśko Do-brocieski tu\ za nim opowiadał mu półgłosem:
 Cosikiej powiem Pietrkowi  (gdy nikt nie słyszał, ga-! dali do siebie
poufale jak w Czarnym Potoku).  Jeno niechj aby Pietrek, na Boga, komu nie
powie... Ino ruszym, pan Ogiński! ma zebrać pachołków i ciurów, rynsztunek im
dać i hany, w ten las zaprowadzić...
 Po co?  zdziwił się usarz.
 Wiem to ja? Pan hetman sekretnie mówili. Jeno niech Pietrek nie gada...
Machnął ręką obojętnie, cały pochłonięty nastąpić mającą bitwą. W gorzeli
oczekiwania dr\ał jak pies przed polowaniem. Bywał ju\ w boju  ba! ba! pewno z
kopę razy  lecz nie czuł jeszcze nigdy takiej jak dzisiaj ochoty, stę\onego a\
do bólu naprę\enia wszystkich sił. Zdało mu się, \e stał się nagle jednym z
kopią, co iście nie w boru wzrosła, jeno z niego, z krwi i kości  przedłu\eniem
jest \ywym ramienia. Czuł niby na własnej skórze pieszczotę proporca,
tulącego się miękko do drzewca,, stalową twardziznę grotu, co drgał w takt
uderzeń serca. Podobnie ostro, dokładnie czuł dotknięcie łapek muchy chodzącej'
po czyi konia, spędzał jej lepką natrętność nerwowym odruchem skóry,
dr\eniem niecierpliwym, szybkim  jednym będąc ze swym wierzchowcem, jedną
siłą i ochotą, ścigłą, nie-' rozdzielną, sprawną. Spojrzawszy wokół, widział
twarze towarzyszy, równie jak jego napięte i radosne zarazem, stergłe a lot-'
ne. Głos trąbki polatywał nad szeregami, płosząc mewy, które znad morza niosły
Strona 83
Kossak Zofia - Złota wolność
siÄ™ z piskiem, ciekawe.
 Kaj\e to zacny Pindarus?  roześmiał się naraz stojący obok Jędrek.  Ma
okazję, niechby stanął pośrodku doliny, poema swoje śpiewając... Obaczym, jaki
stąd będzie rezultat...
 Oho, dobrze się przytaił, ani go uwidzisz...
Zamilkli czekając nadal niecierpliwie. Zalegając przeciwległe wzgórza wojska
szwedzkie stały ciągle nieruchomo, błyskając w słońce lasem je\ących się pik.
Wpatrzony w nie ze swego stanowiska, hetman z\ymał się i sarkał niechętnie.
 Dwie doby mo\em tak stać, jeśli się pludry nie ruszą!  mówił do pana Aksaka.
 Jazdą ich w tych garbach nie wymacasz... Muszą nam wynijść w dolinę!... Jedz
waść do Woyny, niechaj harcowników pchnie.
Kilkudziesięciu rycerzy wykwitło barwnie na szarym r\ysku doliny. Wnet Mansfeld
wysłał naprzeciw co najprzedniejszych rajtarów, mistrzów w mierzeniu z długich,
pięknie zdobnych pistoletów. Na szerokim, pustym błoniu poczęły się harce,
gonitwy  uciecha i zazdrość patrzących się wojsk.
Lecz uwagę chorągwi Dąbrowy oderwał od pola widok nowego oddziału, który
wychylił się z lasu nad rzeką. Jezdzcy wznosili kapelusze krzycząc.
Odpowiedziano radośnie, po-znawszy. To ksią\ę Kettler kurlandzki, rzetelny
rycerz, prawy lennik Rzeczypospolitej szedł na pomoc z tym, co miał: trzystu
końmi dobrej jazdy. Stanęli stropieni na brzegu, rozglądając się za przeprawą.
Prom dawno zrąbali Szwedzi  o brodzie ani zamarzyć!...
 Gott mit uns\  zakrzyknął ksią\ę i skoczył pierwszy do wody. Za nim cały
oddział. Rzeka spieniła się, zakolebała, wstrzymała, z chlustem skoczyła na
brzegi Płynęli dzielnie, choć prąd mocno ich unosił. Wśród grzmotu wiwatów
wylądowali szczęśliwie wszyscy prócz kilkunastu, za którymi Dąbrowa pchnął co
rychlej ludzi z linami na pomoc. Ksią\ę, ociekając wodą, meldował się
hetmanowi. Postawiono jego oddział w centrum, na poparcie Woyny. Zgęstniały
miny Woynowym. Uśmiechali się do Kurlandczyków, gadając przyjaznie na migi i
manierkami (bo woda grzana nie była) częstując.
Na polu trwały wcią\ harce. Słońce wzniosło się wysoko. Oschnięte z mgły babie
lato polatywało czepiając się hełmów. Południe było za pasem, a Szwedzi ciągle
nie schodzili w pole. Ostatkiem wymowy rozwa\ny Mansfeld upraszał rwącego się
króla, by nie atakował pierwszy, by obronnej pozycji samochcąc nie porzucał.
Karol gryzł wargi z niecierpliwości, lecz buchał. Do czasu...
132
133
Bo któ\ by zdzier\ył, gdy ponad polem świsnęły naraz piszczałki, harcownicy
polscy skupili się jak przepiórki i pęden\ uszli ku swoim. Równocześnie czołowe
chorągwie hetmańskie zawróciły uchodząc na wzgórze.
 Nie mówiłem, \e Polacy uciekają!  woła z tryumfem król.  Za nimi! Naprzód!
Za nimi!
 Wasza Królewska Mość  krzyczy Mansfeld z rozpaczą  to podstęp! Chodkiewicz
uchodzący z pola? Jeszcze się to niej zdarzyło!
Daremne przestrogi, bo król dał ju\ znak. Zawrzasły chrapliwie trąby. Z
krzykiem:  Jehowa!"  olbrzymie cielsko armii szwedzkiej wywala się w dół.
Zrodkiem, niby płaz chrzęszczący,! sunie korpus Lindersonowej i
Ltineburskiej piechoty, w je-J denaście czworoboków ustawionej...  Jehowa!" 
grzmi nadl doliną. Walą z poszumem i chrzęstem w niepokalanym pojj rządku. Od
lewego skrzydła zaje\d\a Brandt ze swymi rajtaryB w głębokie kornety
ustawionymi, od prawego Mansfeld, a ty-« siÄ…c rajtarów gwardii podÄ…\a z tyÅ‚u, w
odwodzie. Królewski sztandar z koroną i szumnym słowem: Sum! Sum!  kołysze się
ponad nimi.
Karol Sudermański przelatuje przed szeregami swoimi radośnie.
 Przepadło to wojsko!  woła ukazując ręką cofając się szyki hetmańskie. 
Wepchniem ich do Dzwiny! Dóbr; nasza!
 Lepiej zawdy cieszyć się po zwycięstwie nizli przed  mruczy niechętnie
ksiÄ…\Ä™ Liineburski.
Karola ogarnia złość. Przed chwilą Mansfeld krakał coś podobnie.
 Tchórzów mam, nie wodzów! Baby!  woła w pasji. Bez słowa ksią\ę Liineburski
ciska o ziemię kapelusz z cudnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •