[ Pobierz całość w formacie PDF ]

było oczywiste. Ponieważ stanowisko wobec polityki poprzednich władz było negatywne,
więc, rzecz prosta, trzeba było restytuować wszystko to, co one zniszczyły.
 Dlaczego akurat  Tygodnik Powszechny , a nie na przykład  Tygodnik Warszawski ?
 Bo  Tygodnik Powszechny był uważany za najbardziej reprezentatywny dla środowisk
inteligencji katolickiej w Polsce.
 A czy nie dlatego, że był ze względów ideowych łatwiejszy do strawienia od  Tygodnika
Warszawskiego ? Czy nie dlatego, że  Tygodnik Powszechny reprezentował postępowy
francuski katolicyzm, zaś  Tygodnik Warszawski klasyczną chadecję, w dodatku z domiesz-
ką endecji? Część redakcji  Tygodnika Warszawskiego umarła przecież w stalinowskich
więzieniach tym bardziej więc ci, którzy przeżyli, powinni uzyskać jakąś satysfakcję.
 Sprawa  Tygodnika Warszawskiego nigdy nie była przedmiotem żadnej dyskusji. Nikt
nie uważał go za organ mogący odpowiadać intencjom sfer katolickich w Polsce.
 A Kościół też się o  Tygodnik Warszawski nie upominał?
 Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek była na ten temat mowa.
 Wróćmy więc do sprawy Prymasa. Jak przebiegała ta misja, którą przyszło Panu spełnić
wraz z Kliszką?
 Wyjechaliśmy z Warszawy rano. Wieczorem zatrzymaliśmy się w Sanoku, w pokoju go-
ścinnym tamtejszego komitetu, bo przecież nie mogliśmy zajechać do Prymasa w nocy. Rano
ruszyliśmy w dalszą drogę do Komańczy. Z samej podróży pamiętam tylko jedną, dość za-
bawną scenkę. Mianowicie, kiedy dojeżdżaliśmy już na miejsce, tuż przed klasztorem zostali-
śmy zatrzymani przez stado krów, które przez raczej mało ruchliwą dróżkę usiłowała przego-
nić młoda zakonnica w podkasanym habicie i z długim batem w ręce. Muszę przyznać, że
bardzo nas ten sielski obrazek poruszył i chyba jakoś specjalnie nastroił na tę rozmowę. Na
miejscu byliśmy gdzieś przed dziesiątą. Klasztor w Komańczy wyglądał jak duża przedwo-
88
jenna letnia willa. W jego architekturze nie było nic specyficznie sakralnego, nic, co mogłoby
nasuwać myśl, że jest to klasztor. Zameldowaliśmy się w furcie, powiedzieliśmy, że przyje-
chaliśmy do Prymasa z misją od Władysława Gomułki. Kazano nam zaczekać w rozmównicy.
Prymas przyszedł po kilku minutach.
 Jak Panów przyjął? Czy witał was jak wybawicieli, czy raczej jak eksponentów reżimu?
 Przyjął nas tak, jak się przyjmuje nieoczekiwanych gości. Był uprzejmy, grzeczny i dość
powściągliwy. Robił na mnie wrażenie człowieka, który wiąże duże nadzieje z tym, co się w
Polsce stało i co ma się stać. Prymas mówił o sprawach Kościoła, o krzywdach, jakich Ko-
ściół doznał, o fałszywych oskarżeniach, aresztowaniach. My stwierdziliśmy, że rozumiemy
żal Prymasa, podzielamy jego ocenę tego, co w stosunkach państwo-Kościół wydarzyło się w
ostatnich latach i mamy nadzieję, że kierownictwu uda się wszystkie te krzywdy, w miarę
możliwości, naprawić. Mam wrażenie, że Prymas był moralnie całkowicie przygotowany na
naszą wizytę. Sprawiał wrażenie człowieka bardzo dobrze poinformowanego i żywo odbiera-
jącego to, co działo się w Polsce w ciągu ostatnich miesięcy.
 Jak długo trwała ta rozmowa?
 Nie pamiętam, ale chyba ze dwie godziny. Potem obaj z Kliszką pojechaliśmy do Sano-
ka, żeby zatelefonować do Gomułki i przekazać mu nasze wrażenia z tej rozmowy. Gomułkę
interesowało głównie, w jakim nastroju jest Prymas. Nie pytał nas o szczegóły rozmowy. To
wtedy nie było ważne. Liczyło się tylko to, czy jest do nas życzliwie usposobiony. Powiedzie-
liśmy, że usposobiony jest zdecydowanie pozytywnie. Gomułkę bardzo to ucieszyło.
 Po rozmowie z Gomułką jeszcze raz pojechaliście Panowie do Komańczy. Po co?
 Wróciliśmy na obiad, na który zostaliśmy zaproszeni. Powiedzieliśmy Prymasowi o roz-
mowie z Gomułką, który spodziewał się, że Kardynał rychło wróci podjąć swoje obowiązki.
 Może dopiero wtedy powiedzieliście Panowie Prymasowi, że jest wolny? Może w pierw-
szej rozmowie tylko sondowaliście jego stanowisko, potem przekazaliście je Gomułce i do-
piero w czasie rozmowy telefonicznej zapadła decyzja o uwolnieniu? A może Gomułka nie
musiał sam przyjąć warunków stawianych przez Prymasa, musiał naradzić się z Biurem Poli-
tycznym? Może dlatego Prymas został jeszcze jeden dzień w Komańczy, a Panowie wrócili-
ście do Warszawy?
 Nie. Decyzja o uwolnieniu zapadła zanim jeszcze wyjechaliśmy z Warszawy i od razu na
początku spotkania zakomunikowaliśmy ją Prymasowi.
 Przyzna Pan, że wygląda to dość dziwnie. 26 pazdziernika rano odwiedziliście Panowie
Prymasa i powiedzieliście mu, że jest wolny. Po południu wyjechaliście do Warszawy, a Pry-
mas został w Komańczy. 27-go Kliszko przyjechał tam jeszcze raz, i dopiero 28-go Prymas
wyruszył do Warszawy. Podejrzewam, że jednak Prymas musiał postawić jakieś warunki.
 Nic podobnego nie było!
 Po co więc ten drugi wyjazd Kliszki?
 Nie wiem, ale mogło chodzić o nadanie uwolnieniu bardziej formalnego charakteru.
Mnie tam już wtedy nie było. Miałem zresztą na głowie za dużo swoich spraw, żeby intereso-
wać się dalszym ciągiem tej historii. To nie była sprawa z mojego resortu. Może oni po prostu
pojechali, żeby zaprosić Prymasa do samochodu i przywiezć go do Warszawy. Gomułka cią-
gle podkreślał, że pożądany jest jak najszybszy powrót Prymasa na Miodową. Chodziło prze-
cież o uspokojenie bardzo wówczas niebezpiecznych nastrojów. Ale tu się już moja rola
skończyła, i boję się, że nic więcej nie będę panu potrafił powiedzieć.
 Dobrze, zostawmy sprawę Prymasa i zajmijmy się  Tygodnikiem Powszechnym ...
 Proszę pana, moje zadanie było jedno  spowodować, żeby centralna władza uznała pra-
wo  Tygodnika do wznowienia i, ewentualnie, przekazywać przez przyjaciół wiadomości do
środowiska  Tygodnika .
 A jak doszło do zaaranżowania przez Pana spotkania  Tygodnika Powszechnego z Go-
89
mułką?
 Zawsze uważałem, że Gomułka powinien osobiście zaangażować się w wyjaśnianie sto-
sunków między Kościołem ą władzą. Zresztą on sam bardzo lubił angażować się w te sprawy,
bo wierzył w swoją siłę przekonywania, a chciał zmobilizować także katolików do czynnego
poparcia jego linii politycznej. Wiadomo już było, że zbliżają się wybory i Gomułka bardzo
się ich bał. Wobec liberalnych nastrojów i rozbudzenia apetytów mogło dojść do niespodzia-
nek przy głosowaniu, a Moskwa czujnym okiem patrzyła, co się w Polsce dzieje. Stąd wzięło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •