[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drzwiach taksówki patrząc nieruchomym wzrokiem; zapewne patrzył tak przez cały ten czas,
gdy ona pudrowała nos, i czekał - ale na co? A może się wahał usiłując podjąć decyzję i ciągle
myślał, myślał jakieś nadzwyczajne myśli - nie była w stanie pojąć jakie.
- Dobranoc, Lenino - powtórzył; jego usta wykrzywił osobliwy grymas, próba
przywołania uśmiechu.
- Ależ John - Myślałam, że ty... Czy ty nie...?
Zamknął drzwi i pochylił się ku pilotowi wydając mu jakieś polecenie. Taksówka
wzbiła się w górę.
Spoglądając przez okno w podłodze Dzikus widział zwróconą ku górze twarz Aeniny,
bladą w jasnym świetle lamp. Jej otwarte usta coś wołały. Oglądana z góry w
perspektywicznym skrócie postać oddalała się szybko; malejący kwadrat dachu zdawał się
pogrążać w otchłani mroku.
W pięć minut pózniej był już w swoim pokoju. Ze schowka wyjął nadgryziony przez
myszy tom, z nabożną czcią odwracał wyplamione i zmięte stronice; zaczął czytać Otella.
Otello, jak sobie przypomniał, jest jak ów bohater Trzech tygodni w helikopterze: też Murzyn.
Otarłszy oczy Lenina podążyła przez dach ku windzie. Zjeżdżając na dwudzieste
siódme piętro wyjęła fiolkę somy. Jeden gram, zadecydowała, nie wystarczy; jej przykrość
jest więcej niż jednogramowa. Ale jeśli wezmie dwa, może nie obudzić się na czas jutro rano.
Wybrała wyjście pośrednie wytrząsając na stuloną lewą dłoń trzy tabletki półgramowe.
ROZDZIAA DWUNASTY
Bernard musiał wołać stojąc pod zamkniętymi drzwiami; Dzikus nie chciał otworzyć.
- Ależ wszyscy już są, czekają na ciebie!
- A niech czekają - dobiegi zza drzwi stłumiony głos.
- John, przecież dobrze wiesz - (jakże trudno jest mówić przekonywająco, gdy trzeba
tak natężać głos!) - że zaprosiłem ich, aby mogli poznać ciebie.
- Powinieneś był najpierw mnie zapytać, czy mam ochotę ich poznać.
- No John, przecież zawsze przychodziłeś.
- Dlatego właśnie już więcej nie chcę.
- Zrób to dla mnie - Bernard darł się przymilnym tonem. - Nie chcesz zrobić tego dla
mnie?
- Nie.
- Mówisz serio?
- Tak.
- To co ja mam robić? - z rozpaczą zawołał Bernard.
- A idz do diabla - odkrzyknął zirytowany głos.
- Ależ dzisiaj przybył tu archiśpiewa1ś~ wspólnotowy z Canterbury. - Bernard
nieomal płakał.
- Ai yaa tákua! - Tylko w jÄ™zyku ZuHi Dzikus byÅ‚ w stanie należycie wyrazić swój
stosunek do archiÅ›piewaka wspólnotowego. - Háni! - dodaÅ‚ po chwili; potem jeszcze (z jakąż
gwaÅ‚townoÅ›ciÄ… w gÅ‚osie) zadrwiÅ‚: - Sons %1Å‚so tse-ná - i splunÄ…Å‚ na podÅ‚ogÄ™, tak jak mógÅ‚by to
zrobić Pop%1ł.
W końcu pokonany Bernard musiał wycofać się do swojego mieszkania i powiadomić
niecierpliwe towarzystwo, że Dzikus nie pokaże się tego wieczoru. Wieść przyjęto z
oburzeniem. Mężczyzni byli wściekli, że niepotrzebnie okazywali względy tej płotce o
niesmacznej reputacji i heretyckich poglądach. Im kto wyższą zajmował pozycję społeczną,
tym głębszą czuł urazę.
- Tak sobie ze mnie zakpić - powiedział archiśpiewak. - Ze mnie!
Co do kobiet, to z oburzeniem uznały, że je wykorzystano - że je wykorzystał ten
paskudny karzełek, któremu omyłkowo dodano alkoholu do butli - ten stwór o posturze
gammy-minus. To obelga, tak mówili, i to coraz głośniej. Dyrektorka szkoły w Eton była w
tym szczególnie aktywna.
Tylko Lenina milczała. Blada, z nietypową dla niej melancholią w błękitnych oczach,
siedziała w kącie pokoju, odgrodzona od nich emocjami, które nie były ich udziałem.
Przyszła na przyjęcie przepełniona dziwnym uczuciem lęku i zarazem uniesienia.  Za kilka
minut - powiedziała sobie wchodząc do pokoju - ujrzę go, porozmawiam z nim, powiem mu
(zdecydowała się na to), że mi się podoba, i to bardziej niż ktokolwiek, kogo dotychczas
znałam. A potem może on powie...
Co powie? Krew napłynęła jej do twarzy.
 Dlaczego wczoraj po czuciofilmie był taki dziwny? Taki osobliwy. A jednak jestem
pewna, że bardzo mu się podobam. Jestem pewna...
To właśnie w tym momencie Bernard podał ową wiadomość; Dzikus nie przyjdzie na
przyjęcie.
Lenina poczuła nagle wszystkie sensacje doznawane zwykle na początku leczenia
surogatem gwałtownych namiętności - poczucie straszliwej pustki, lęk zapierający dech w
piersi, nudności. Zdawało jej się, że praca serca ustała.
 To pewnie dlatego, że mu się nie podobam , powiedziała sobie. I od razu ta
możliwość stała się ustaloną prawdą: John odmówił przyjścia, ponieważ ona mu się nie
podoba. Nie podoba mu siÄ™...
- Tego doprawdy już zbyt wiele - mówiła dyrektorka szkoły z Eton do dyrektora sieci
krematoriów i systemu odzyskiwania fosforu. - Kiedy pomyślę, że ja...
- Tak - rozległ się głos Fanny Crowne - to o alkoholu to całkowita prawda. Mój
znajomy znał kogoś, kto pracował wówczas w składzie embrionów. Tamta osoba powiedziała
to mojemu przyjacielowi, a on powiedział mnie...
- Fatalne, fatalne - powiedział Henryk Foster, starając się okazać współczucie
archiśpiewakowi. - Być może zainteresuje pana, że nasz były dyrektor zamierzał przenieść go
do Islandii.
Przekłuwany każdym wypowiadanym słowem nadęty balon pewności siebie Bernarda
uchodził teraz tysiącem otwartych ran. Blady, zmieszany, pognębiony i do głębi wstrząśnięty
krążył pośród swych gości bąkając nieskładne przeprosiny, zapewniając, że następnym razem
Dzikus na pewno się pojawi, nalegając, by usiedli i częstowali się karotenowymi kanapkami,
witaminÄ… A pâté, surogatem szampana. Zajadali posÅ‚usznie, gospodarza jednak ignorujÄ…c; pili,
ale odnosili się doń niegrzecznie lub wymieniali między sobą uwagi na jego temat - głośno,
obrazliwie, tak jakby go tam w ogóle nie było.
- Cóż, moi przyjaciele - wyrzekł archiśpiewak wspólnotowy z Canterbury swym
pięknym, dzwięcznym głosem, który służył mu do prowadzenia obchodów Dnia Forda - cóż,
moi przyjaciele, czas już chyba na mnie... - Wstał, odstawił szklankę, strzepnął z purpurowej,
wiskozowej sukni okruchy wystawnego posiłku i podążył ku drzwiom.
Bernard rzucił się zastępować mu drogę.
- Czy pan archiśpiewak naprawdę musi...? Jeszcze bardzo wcześnie. Miałem nadzieję,
że pan...
O tak, cóż on miał za nadzieje, gdy Lenina powiedziała mu w zaufaniu, że
archiśpiewak wspólnotowy przyjąłby zaproszenie, gdyby mu je wysłano.  Wiesz, on jest
naprawdę uroczy . I pokazała Bernardowi mały zloty wisiorek w kształcie T do zamka
błyskawicznego, podarowany jej przez archiśpiewaka na pamiątkę weekendu spędzonego
przez nią w diecezjalnej śpiewalni. Obecni będą archiśpiewak z Canterbury oraz pan Dzikus.
Bernard ogłaszał swój triumf na każdej z kart zaproszeniowych. A tu Dzikus ten właśnie, ten
wÅ‚aÅ›nie wieczór wybraÅ‚ na to, by zamykać siÄ™ w pokoju i woÅ‚ać Háni!, a nawet (dobrze, że
Bernard nie rozumiaÅ‚ jÄ™zyka ZuHi) Sons %1Å‚so tse-ná! Chwila, która miaÅ‚a być ukoronowaniem
całej kariery Bernarda, obróciła się w moment jego największego upokorzenia.
- Miałem taką nadzieję... - powtarzał bełkotliwie, spoglądając na wielkiego dygnitarza
zmieszanym, błagalnym wzrokiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •