[ Pobierz całość w formacie PDF ]

roześmiać, czy obruszyć, zdmuchnęła włosy z czoła i oparła się na łokciu.
- Nie jestem zmęczona.
- Nie trzeba być zmęczonym, żeby leżeć. - Zagarnął ją pod siebie. -
To się nazywa relaks.
- Nie powiedziałabym, żeby to miało wiele wspólnego z relaksem.
- Nie? - Taką właśnie chciał ją widzieć. W świetle poranka, z
potarganymi włosami, ze skórą ciepłą od snu, ociężałą po całej nocy
kochania się i ciągle nienasyconą. - W takim razie relaks też odłożymy na
pózniej. - Zanim ją pocałował, zobaczył jeszcze delikatny uśmiech na jej
twarzy.
- Szkoda, że straciliśmy cały tydzień. - Nie otwierając oczu, Hunter
palcami przeczesał włosy Lee.
- Straciliśmy? - Lee pozwoliła sobie na uśmiech. Skoro on nie
widzi...
- Gdybyśmy od razu tak zaczęli, spałbym znacznie lepiej.
- Naprawdę? - Lee zrobiła poważną minę i uniosła głowę. - Miałeś
kłopoty ze snem?
Hunter powoli otworzył oczy.
- Rzadko wstaję o świcie, chyba że muszę pisać.
- Tak? - W głosie Lee słychać było nieznośne samozadowolenie.
- Używasz tych perfum specjalnie, żeby doprowadzać mnie do szału.
- Do szału? - Położyła łokcie płasko na jego piersi. - To bardzo
subtelny zapach.
- Subtelny! Jakby zdzielić kogoś młotem w splot słoneczny.
Z trudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
- To ty uparłeś się, żebyśmy spali w jednym namiocie.
- Ja się upierałem? - Spojrzał na nią z rozbawieniem. -
Powiedziałem ci, że nie będę miał nic przeciwko temu, żebyś spała na
dworze.
- Wiedziałeś doskonale, że się nie zdecyduję.
- Owszem, ale nie przypuszczałem, że tak długo będziesz mi się
opierać.
Poderwała głowę.
- Opierać? - powtórzyła. - Chcesz powiedzieć, że zaplanowałeś to,
niczym scenę w powieści?
Hunter wyszczerzył zęby w uśmiechu. Chryste... nie pamiętał, kiedy
czuł się tak czystym, tak... pełnym człowiekiem.
- Zadziałało.
- Typowe - stwierdziła Lee. Nie potrafiła się obrazić, ale na wszelki
wypadek zrobiła taką minę. - Nie rozumiem, jak mogliśmy pomieścić się
w trójkę w tej ciasnocie: ja, ty i twoje rozdęte ego.
- I twój upór. To już czworo.
Lee usiadła gwałtownie, uniosła wysoko brwi.
- A ty oczekiwałeś, że - wykonała dłonią szeroki gest - padnę ci do
nóg?
Hunter rozważał przez moment taką możliwość.
- To mogłoby być miłe, ale w swoim scenariuszu przewidziałem
kilka przeszkód po drodze.
- Coś podobnego. - Ciekawe, czy ten bałwan zdaje sobie sprawę, że z
każdym słowem pogrąża się coraz bardziej. - Na pewno napotkamy
jeszcze niejedną. - Wyciągnęła z plecaka czysty podkoszulek. - Zaczynając
od teraz.
Już miała go włożyć, ale Hunter chwycił za kraj i pociągnął. Lee
wylądowała na jego piersi. Kiedy wreszcie oderwał usta od jej ust,
spojrzała na niego spod przymkniętych powiek.
- Wydaje ci się, że jesteś okropnie przebiegły, tak?
- Aha. - Pocałował ją jeszcze raz. - Zróbmy śniadanie.
Udało się jej nie zaśmiać, ale oczy ją zdradziły.
- Aajdak.
- W porządku. Głodny jestem. - Obciągnął podkoszulek Lee i sam
zaczął się ubierać.
- Teraz, kiedy już osiągnąłeś swój cel, moglibyśmy się przenieść do
jakiegoś miłego hotelu. - Leżąc, usiłowała wciągnąć dżinsy.
Hunter wyjął z plecaka parę czystych skarpetek.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że masz problemy z
przystosowaniem się.
- Może nie problemy, raczej fantazje na temat wanny z gorącą wodą
i łóżka z miękkim materacem. Cudowne fantazje. - Ostrożnie dotknęła
okolic krzyża.
- %7łycie pod namiotem wymaga pewnego hartu ducha i
wytrzymałości - rzucił Hunter lekko. - Rozumiem, że masz dosyć.
- Nic takiego nie mówiłam - obruszyła się. Pomyślała z rezygnacją,
że cokolwiek by powiedziała, będzie na przegranej pozycji. - Dobrniemy
do końca tych cholernych dwóch tygodni - mruknęła i wyczołgała się z
namiotu.
Nie mogła zaprzeczyć, że powietrze było tu cudowne, a niebo takie,
jakiego nigdzie indziej nie widziała. Nie wróciłaby teraz za nic do Los
Angeles. Chodziło jej tylko o najbardziej podstawowe udogodnienia,
których człowieka nie można pozbawiać, jak gorąca kąpiel i spanie w
wygodnym łóżku, w pachnącej, czystej pościeli. Coś, co większość ludzi
uważa za oczywiste. Tylko że Hunter Brown nie był większością ludzi.
- Cudownie, prawda? - Objął ją od tyłu w pasie i przytulił do siebie.
Chciał, żeby widziała to, co on widzi, czuła to, co on czuje. Może nawet
pragnął tego aż za bardzo.
- Tak pięknie, że aż nierealnie. - Westchnęła, nie bardzo wiedząc
dlaczego. Czy Los Angeles wyda się jej bardziej realne, kiedy ten tydzień
dobiegnie końca? W każdym razie potrafiła się poruszać wśród wie-
żowców i tłumów ludzi, tamten świat rozumiała. Tutaj czuła się mała, a
jej kariera zdawała się zupełnie nieistotna.
Odwróciła się gwałtownie do Huntera i przywarła do niego całym
ciałem.
- Z trudem przychodzi mi to przyznać, ale cieszę się, że tu
przyjechałam. Umieram z głodu - dodała po chwili z uśmiechem. - Dzisiaj
ty gotujesz.
- I dzięki Bogu.
Po chwili bekon skwierczał już w rynience na ogniu.
- Przywiozłeś ze sobą tyle jajek. Jak je przechowujesz, że jeszcze się
nie zepsuły?
Ponieważ patrzyła mu na dłonie, nie zauważyła uśmiechu, który
przemknął przez jego twarz.
- To jedna z wielu tajemnic życia. Podaj mi lepiej talerz.
- Już... Popatrz. - Zapatrzyła się na dwa króliki, które przycupnęły
na skraju polany, najwyrazniej zaciekawione intruzami. - Są takie śliczne,
że chciałoby się ich dotknąć.
- Gdyby ci się udało do nich zbliżyć, przekonałabyś się, żegnają
ostre zęby. - Hunter sam musiał sięgnąć po talerz.
- Te, o których myślę, nie mają.
- Króliczki, wiewióreczki i inne miłe futrzaki. Owszem, śliczne,
kiedy patrzeć na nie z daleka, ale diabelnie kłopotliwe. Pamiętam, jak
kilka lat temu pokłóciłem się z Sarą na ten temat.
- Sara? - Lee machinalnie wzięła talerz podany przez Huntera, ale
nawet tego nie zauważyła.
Nie przypuszczał, że potrafi do tego stopnia się zapomnieć. Jak
mógł rzucić w rozmowie imię Sary?
- Ktoś bardzo mi drogi - powiedział, nakładając resztę jajek na
talerz. Przypomniał sobie wymądrzania się córki na temat drzemiących
namiętności i zakochiwania się. Uśmiechnął się mimo woli - Zdaje się, że
bardzo chciałaby cię poznać.
Lee poczuła lodowaty ucisk w sercu. Nie mówili o zobowiązaniach,
o związku. Oboje są dorośli. Jest odpowiedzialna za swoje uczucia i ich
konsekwencje.
- Tak? - Nie czuła smaku tego, co je. Jej wzrok padł na pierścień na
palcu Huntera. Nie obrączka, ale... Musi zapytać. Musi wiedzieć, zanim
sprawy zajdą za daleko.
- Ten pierścień, który nosisz - zaczęła nie zdradzającym emocji
głosem - jest bardzo niezwykły. Nigdy nie widziałam podobnego.
- Raczej nie mogłaś. Moja siostra go zrobiła.
- Siostra? - Jeśli to ona ma na imię Sara...
- Bonnie rodzi dzieci i robi biżuterię - ciągnął Hunter. - Nie jestem
pewien, które z tych zajęć jest dla niej ważniejsze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •