[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Springer ustawiła się naprzeciw Xaxxy w typowej pozycji do ataku - ugięte kolana,
uniesione ręce. Xaxxa równie\ przykucnął, odsuwając się od niej po przekątnej, otwartymi
dłońmi zakreślając koła w powietrzu.
Napięcie doszło szczytu.
Potem Springer rzuciła się w kierunku Xaxxy, machając rękami w jakimś
superskomplikowanym kung-fu. Wówczas jednak rozległo się wiiioołłłfff! i Xaxxa
prześliznął się bokiem po dwustopowej szerokości pasie czystej energii.
Następnie złocisty pas zakręcił wyjąc i z wysokim piskiem przemknął przez pokój,
zwijając się po drodze w korkociąg, Xaxxa zaś przemknął po nim z wielką szybkością jak na
desce surfingowej, rozpędzonej do dwustu mil na godzinę. Na szczycie pętli zawisł głową w
dół, po czym w ułamku sekundy runął na Springer, doprowadzając pas energii do jej pleców.
Musnął ją w symulowanym ciosie, zanim jeszcze zdołała się obrócić.
Xaxxa pozwolił zniknąć smudze energii i stanął nieruchomo. Uniósł wizjer i
uśmiechnął się.
- To jest coś! - stwierdził Kasyx. Był wyraznie pod wra\eniem.
Tebulot był rozgoryczony i bliski zawiści.
- A ja mam targać ze sobą tę cholerną maszynerię i patrzeć spokojnie, jak on sobie
biega!
Springer dotknęła czoła ka\dego z nich.
- Ka\dy z Wojowników Nocy ma jakiś zakres obowiązków. Jest was niewielu, lecz
jesteście jednością.
- No dobrze - powiedział Kasyx. - Czy nie czas ju\ wyruszyć po Samenę?
- Tak - odparła Springer.
- Do czyjego snu? - spytał Kasyx, patrząc znacząco na Springer.
- Twojej byłej \ony. Niestety. Ze wszystkich pracowników Scrippsa ona daje
najwyrazniejsze odbicie. Czuła się wieczorem bardzo zmęczona, poło\yła się ju\ o wpół do
dziesiątej i teraz śpi twardo.
- Idziemy do snu jego \ony? - spytał Xaxxa. Springer przytaknęła.
- Powiedziałaś, \e będziemy chodzić do snów zarówno czarnych, jak i białych.
Dlaczego pierwszy sen, do którego zajrzę, ma być snem białej?
- Będziesz się świetnie bawił - uspokoił go Tebulot. - Biali śnią zwykle o białych,
nadarzy ci się niejedna okazja, \eby stuknąć jakiegoś palanta.
- Próbujesz być dowcipny - warknął Xaxxa.
- A ty co? - podjął zaczepkę Tebulot. - Zawrót, pętla, fikołek i zamiast łba mam stołek?
Gdyby cię to interesowało, to ta broń strzela tak\e do tyłu.
- Dupa z rączką - odgryzł się Xaxxa.
- Na miłość boską, Xaxxo, przestań zachowywać się jak błazen! - zawołał Kasyx.
- Błazen?! - głos Xaxxy wszedł na wysokie rejestry. - A ten co tu robi?
- To profesor filozofii - wyjaśnił Tebulot. - To znaczy, za dnia. W nocy to Kasyx, twój
stra\nik energii, którego potrzebujesz, tak jak potrzebujesz mnie, a ja ciebie. Ruszajmy po
Samenę.
Xaxxa umilkł. Tebulot zdał sobie sprawę, \e tak naprawdę, nowo przybyły wszedł w
rolę agresywnego czarnucha, poniewa\ był po prostu zdenerwowany, podniecony, niepewny
sytuacji i swej pozycji, podobnie jak on wczoraj. Sporo mu zresztą zostało z tego wczoraj .
Dostrzegł siłę i wytrzymałość Xaxxy połączone z poczuciem humoru. Te cechy mogły uczynić
go kimś, na kim mo\na polegać w kryzysowej sytuacji.
Cała trójka Wojowników Nocy zebrała się w środku pokoju i złapała za ręce. Na twarzy
Xaxxy nie było ani cienia urazy, gdy łączył swe dłonie z dłońmi Kasyxa i Tebulota, jedynie
ciekawość, ekscytacja i trochę starannie ukrywanego strachu. Unieśli się, przeniknęli przez
sufit, przez krokwie strychu, przez gonty... i wlecieli w noc. Na wysokości ponad stu stóp
zwrócili się na południe. Tym razem Springer nie musiała ich prowadzić do domu śniącego.
Kasyx znał adres a\ za dobrze.
- Nie mogę oprzeć się wra\eniu, \e to nie jest prawdziwe - wyszeptał Xaxxa.
- Podobnie jak ja - rzekł Tebulot.
- Coś jak Piotruś Pan, nie? To prawdziwy lot. Szkoda, \e nie mogę zabrać mojego
Pentaxa. Ale bym teraz zrobił zdjęcia!
Lecieli nad łukiem wybrze\a do La Jolla usadowionej tu\ nad zatoką. Skręcili w głąb
lądu, gdy tylko dotarli do brzegów zatoki, przemieszczając się teraz nad rozświetlonymi
balkonami i wytwornymi restauracjami Prospect Street. Nad Pearl Street opuścili się spiralą a\
do niewielkiego, schludnego, pobielanego domu z hiszpańskimi łukami. Volkswagen rabbit
Andrei stał dokładnie na środku wymiecionego czysto podjazdu.
Przeniknąwszy przez dachówki, dostali się w końcu do głównej sypialni. Andrea le\ała
na wznak na podwójnym, hiszpańskim, rzezbionym ło\u, z włosami na wałkach i owiniętą
wokół ud jasnozieloną nocną koszulą. Obok niej le\ało na stoliku tanie wydanie Zwiata
planktonu Hardy'ego, tu\ obok stał pucharek mro\onego kremu i mały budzik Cartier, który
kiedyś nale\ał do Henry'ego. W pokoju unosił się zapach perfum Estee Lauder , który przy-
prawił Henry'ego o lekki wstrząs. Podobnie zresztą jak widok Andrei w stroju nocnym. Od
czasu ich rozwodu widywał ją zawsze kompletnie ubraną, wytworną i elegancką, prawie
urzędową. Ujrzeć ją teraz w czasie snu to było a\ nadto, by obudzić nieprzyjemne wspomnienia
z czterech lat ich mał\eństwa.
- Twoja eks? - wyszeptał Xaxxa. - Niezle się prezentuje, jeśli wybaczysz mi taką
uwagę.
Kasyx spojrzał na niego z zainteresowaniem. Sam te\ ostatecznie nie miał złego zdania
o jej prezencji. Jednak spojrzenie na jej urodę zniekształcone zostało rozgoryczeniem i
perypetiami z rozwodem, tak \e gdyby ktoś poprosił go o namalowanie portretu Andrei,
powstałaby maszkara gorsza od Yaomauitla.
- Ruszajmy do jej snu. Co z tobą, Xaxxo? Jesteś gotowy?
- Wypijaj swoją czarę goryczy - mruknął Xaxxa. Kasyx uniósł obie ręce i wyrysował w
mroku pokoju dr\ący, niebieski ośmiokąt światła. Potem wsunął weń dłonie i rozciągnął jak
kurtynę na boki. Z wolna pojawiała się jasno oświetlona scena, \aden jednak promyk nie wpadł
do pokoju. Skinął na Tebulota i Xaxxę, by stanęli tu\ obok niego, po czym uniósł ośmiokąt nad
głową. Zciskali sobie ręce, gdy blask opadł na nich, a oni sami przenieśli się niespiesznie do snu
Andrei.
- O rany - westchnął Xaxxa.
W chwili gdy ośmiokąt dotknął podłogi, poczuli, \e znajdują się na pylistym, gorącym i
wystawionym na promienie słońca placu, najwyrazniej gdzieś w północnej Afryce, w jakimś
mieście. Mógł to być Marakesz, mógł to być Tanger. Mozaikowa fontanna rozpryskiwała
krople wody w pra\ącym wietrze, kołyszącym wierzchołkami palm nad białymi dachami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Pokrewne
- Home
- Glen Cook Black Company 01 Black Company
- Feehan, Christine Magic Sisters 01 Magic in the Wind
- Saul John Kronika Blackstone 01 Oko za oko.Lalka
- Anna BrzeziĹska WilĹźyĹska dolina 01 OpowieĹci z WilĹźyĹskiej Doliny
- Jim Butcher Akta Harry'ego Dresdena 01 Front burzowy
- Kroniki brata Cadfaela 01 Tajemnica ĹwiÄtych relikwii Ellis Peters
- Connor Kerry Harlequin Romans i Sensacja 01 Ucieczka w mrok
- 0902. Radley Tessa RĂłd SaxonĂłw 01 Dotrzymane obietnice
- Smith, EE Doc Family D'Alembert 01 The Imperial Stars
- Christyne Butler [Destiny 01] The Cowboy's Second Chance (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anndan.keep.pl