[ Pobierz całość w formacie PDF ]

187
- Coś się tu nie zgadza. Do przeskoku w czasie pozostało nam niewiele czasu. Przejmę powożenie
i zawiozę nas do Tempie. - Wysiadł i zamykając drzwi powozu, dodał: - A ty masz zostać w środku,
obojętnie, co się będzie działo.
W tym momencie rozległ się huk. Skuliłam się instynktownie. Choć znałam ten dzwięk tylko z
filmów, od razu wiedziałam, że to musiał być strzał. Usłyszałam cichy krzyk, konie zarżały, dorożka
poderwała się w przód, ale potem, chybocząc, stanęła w miejscu.
- Schyl się! - zawołał Gideon i popchnął mnie na ławkę. Padł drugi strzał. Cisza, która po nim
nastąpiła, była nie do wytrzymania.
- Gideon? - Wyprostowałam się i wyjrzałam na zewnątrz. Za oknem, na łące, Gideon dobył
szpady.
- Powiedziałem ci, nie ruszaj się stamtąd!
Dzięki Bogu, żył jeszcze. Możliwe jednak, że już niedługo. Jak z nicości wyłoniło się naraz dwóch
mężczyzn, obaj ubrani na czarno, trzeci zaś zbliżał się na koniu od strony cieni rzucanych przez
drzewa. W ręku miał srebrzyście połyskujący pistolet.
Gideon bił się z oboma mężczyznami jednocześnie, wszyscy walczyli w milczeniu, nie było
słychać nic poza ich postękiwaniami i brzękiem zwierających się kling. Przez kilka sekund
przyglądałam się zafascynowana, jak zręcznie radzi sobie Gideon. To było jak w filmie, każdy
wypad, każdy cios, każdy skok był wykonany perfekcyjnie, jak gdyby kaskaderzy cyzelowali
choreografię przez wiele dni. Ale gdy jeden z mężczyzn krzyknął i osunął się na kolana, a z jego szyi
trysnęła fontanna krwi, natychmiast oprzytomniałam. To nie był żaden film, to się działo naprawdę. I
nawet jeśli szpady mogły być śmiercionośną bronią (trafiony mężczyzna leżał tymczasem w
drgawkach na ziemi, wydając z siebie straszliwe jęki), to w konfrontacji z pistoletami wydawały mi
się mało skuteczne. Dlaczego Gideon nie nosił przy sobie pistoletu? Przecież zabranie z domu tak
praktycznej broni byłoby dziecinnie proste. No i gdzie podział się woznica, dlaczego nie walczył u
boku Gideona?
- Kim jesteście? Czego chcecie? - zapytał Gideon.
188
- Niczego więcej poza twoim życiem, panie - powiedział ten mężczyzna, który dołączył do nich
ostatni.
- Zatem tego właśnie nie dostaniecie!
- Wezmiemy sobie! Możesz być tego pewien!
I znowu walka rozgrywająca się za oknem powozu wyglądała jak wyćwiczony balet, ale trzeci
mężczyzna, ten ranny, leżał teraz bez życia na ziemi, a pozostali musieli go omijać.
Gideon parował każdy cios, jak gdyby potrafił z góry przewidzieć zamiary przeciwnika, ale tamci
również na pewno od dziecka pobierali lekcje fechtunku. Naraz zobaczyłam, jak szpada przeciwnika
sunie ze świstem w stronę jego ramienia, podczas gdy Gideon zajęty był parowaniem ciosu tego
drugiego.
I tylko delikatny zwrot w bok przeszkodził napastnikowi, który prawdopodobnie uciąłby mu pół
ręki. Usłyszałam dzwięk pękającego drewna, gdy szpada zamiast w Gideona uderzyła w powóz.
To wszystko nie mogło się dziać naprawdę! Kim byli ci ludzie i czego od nas chcieli?
Pospiesznie przesunęłam się na ławce i wyjrzałam przez okno po drugiej stronie powozu. Czy nikt
nie zauważył, co się tutaj dzieje? Czy naprawdę można było w biały dzień zostać napadniętym w
Hyde Parku? Walka zdawała się trwać całą wieczność.
Choć Gideon dobrze sobie radził z napastnikami, nie wyglądało na to, by kiedykolwiek mógł
zdobyć nad nimi przewagę.Tamci dwaj mężczyzni będą go otaczać coraz ciaśniej i wreszcie go
pokonają.
Nie miaiam pojęcia, ile czasu upłynęło od strzału ani ile czasu pozostało jeszcze do naszego
przeskoku w czasie. Prawdopodobnie zbyt dużo, by mieć nadzieję, że na oczach napastników
rozpłyniemy się w powietrzu. Nie mogłam już dłużej wytrzymać w powozie i tak po prostu się
przyglądać, jak ci dwaj zabijają Gideona.
Może udałoby mi się wydostać przez okno i sprowadzić pomoc?
Przez krótką chwilę obawiałam się, czy ogromna suknia zmieści się w tym otworze, ale po
sekundzie stałam już na piaszczystej drodze, próbując zorientować się w naszym położeniu.
Z tamtej strony powozu słychać było tylko jęki, przekleństwa i bezlitosny brzęk metalu
uderzającego o metal.
189
- Poddaj się po prostu, panie - wysapal jeden z tych obcych.
- Przenigdy! - odpowiedział Gideon.
Ostrożnie poszłam naprzód, do koni. O mało się przy tym nie wywróciłam, potknąwszy się o coś
żółtego. Z trudem stłumiłam okrzyk. To był ten człowiek w żółtym żakiecie. Zsunął się z kozła i leżał
na plecach w piasku. Z przerażeniem dostrzegłam, że brakowało mu części twarzy, a jego odzież
była przesiąknięta krwią. Jego szeroko otwarte oko w nieuszkodzonej części twarzy wpatrywało się
w nicość.
To dla niego był przeznaczony strzał, który usłyszałam przedtem. Widok był zbyt straszny, czułam,
jak wszystko przewraca mi się w żołądku. Jeszcze nigdy nie widziałam martwego człowieka. Ileż
bym dała, żeby siedzieć teraz w kinie i móc po prostu odwrócić oczy od ekranu!
Ale to tutaj działo się naprawdę. Ten człowiek nie żył, a tam, po drugiej stronie, Gideonowi groziło
śmiertelne niebezpieczeństwo.
Z otępienia wyrwał mnie brzęk żelaza. Gideon jęknął i to już całkowicie przywróciło mnie do
rzeczywistości.
Zanim zdążyłam się zastanowić, co robię, spostrzegłam szpadę przytroczoną do boku martwego
mężczyzny i szybko ją odpięłam.
Okazała się cięższa, niż myślałam, ale od razu poczułam się lepiej. Wprawdzie nie miałam pojęcia,
jak należy obchodzić się z bronią, ale z całą pewnością szpada była ostra i spiczasta.
Odgłosy walki nie milkły. Zaryzykowałam i wychyliłam się, żeby sprawdzić sytuację.
Zobaczyłam, że tamtym mężczyznom udało się przyprzeć Gideona plecami do powozu. Kilka
kosmyków wysunęło mu się z warkocza i opadło na czoło. W jednym rękawie ziała głęboka dziura,
ale ku swej uldze nigdzie nie dostrzegłam krwi. Na razie więc nie odniósł ran.
Po raz ostatni rozejrzałam się na wszystkie strony, jednak znikąd nie można było oczekiwać
pomocy. Zważyłam szpadę w dłoni i zdecydowanie postąpiłam do przodu. Moje pojawienie się
powinno przynajmniej odwrócić ich uwagę i może dzięki temu Gideon zyska trochę czasu.
W rzeczywistości jednak stało się zupełnie inaczej. Ponieważ obaj mężczyzni walczyli zwróceni
do mnie plecami, nie dostrzegli mnie, natomiast oczy Gideona rozszerzyły się z przerażenia na mój
widok.
190
Przez ułamek sekundy zawahał się i to wystarczyło jednemu z ubranych na czarno mężczyzn, by
jeszcze raz go trafić, niemal dokładnie w tym samym miejscu, w którym rozdarty był rękaw. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •