[ Pobierz całość w formacie PDF ]

On to usiłuje uśmiercić ten las.
--- I nie ma żadnej nadziei?
Nadleśniczy wzruszył ramionami jakby w nagłym przypływie złości.
 Nadzieja jeszcze jest  rzekł jakoś bezbarwnie  choć tak nikła jak nitka pajęcza.
Użyliśmy wszelkich sposobów, opyliliśmy z samolotów już po raz trzeci. Teraz wóz albo
przewóz: drzewa odżyją lub pod siekierami zamienią się w drewno.
 Aha, tu go boli!  Karol odnotował błyskawicznie pamięci.  Rzeczywiście można
stracić nerwy. Widok z tego okna jest straszny..."
Skłonił się, zamierzając opuścić gabinet.
 Chwileczkę, chwileczkę, druhu!  nadleśniczy wrócił się szybko.  Zdaje się, że
przeprowadzacie s i ę dziś do Rudawki?
--- Tak.
--- Aadna wieś. Otoczona mieszanymi, gęstymi lasami...
--- Urwał i nie dokończył. Na pewno chciał coś jeszcze powiedzieć.
--- Może ma pan dla nas jakieś zlecenie?  podpowiedział Karol usłużnie.
--- Nie... Drobiazg... Ile tam dni zamierzacie pozostać?
--- Dwa albo trzy.
Nadleśniczy, wpatrujący się dotąd w jakiś dokument rozłożony na biurku, oderwał
nareszcie od niego oczy i podniósł głowę. Był znowu chłodny jak zwykle.
 Jeśli tylko tyle  rzekł obojętnie  możemy poczekać. Nic poważnego... Proszę więc
pamiętać: jutro o dziewiątej rozpoczynamy egzamin.
Z nadleśnictwa Karol udał się do położonego o kilometr dalej pocztowego urzędu. Co
kilka dni wysyłał szczegółowy raport do druha Kowalskiego, a że ostatnie godziny obfitowały w
wyjątkowo interesujące wypadki, postanowił spisać je na gorąco. Usiadł więc w poczekalni i
zaczął wyciągać z mapnika notatnik.  Co on właściwie miał na myśli wspominając o Rudawce?
 zastanowił się nagle.  %7łe jest otoczona gęstymi lasami, to przecież wiemy. Ale dlaczego tak
wyraznie podkreślił to słowo? I dlaczego urwał w połowie zdania?..."
Wyjął pióro z kieszeni, rozłożył notatnik i pochylił się nad stołem.  Mieszanymi, gęstymi
lasami...  wrócił znowu myślą do ostatniej rozmowy.  Ten człowiek nie lubi nadmiaru słów.
A tu powiedział i gęstymi, i mieszanymi. Jak na niego, stanowczo za dużo. Czyżby miały one
jakieś szczególne znaczenie?..."
Do pustej do tej pory poczekalni ktoś wszedł. Karol uniósł nieznacznie głowę. Ku swemu
wielkiemu zdziwieniu zobaczył Kurta. Ten także go dostrzegł natychmiast, lecz zamiast
powitania zacisnął tylko szczęki i wyprostował się hardo. W oczach rozbłysła nietajona
nienawiść.
Kołacz weselny
Kiedy Karol odjechał do nadleśnictwa, Michał raz jeszcze przejrzał swój niedokończony
rękopis, pokiwał nad nim głową z rozrzewnieniem, westchnął ciężko i wreszcie z gestem
rozpaczy podarł go na drobne kawałki.
 Kiep z niego  rzekł do Stefana, pełniącego dziś wartę.  Z tamtym podaniem
nadleśniczy wyleje go na pysk i wszystko przepadnie. A gdybym ja to zawiózł, już bym
dopilnował, aby przeszło przez dziennik. Musiałby go przeczytać. A gdyby się nad nim nie roz-
czulił, zażądałbym przesłania go do Opola. Tam ludzie mają miększe serca. Użaliliby się,
zapłakali nad moim losem i musieliby dopuścić do egzaminu!...
Gaworząc tak to do siebie, to do wartownika, równocześnie zwijał z wielką wprawą
obozowisko. Plecaki ustawił z boku, pod sznur, jak harcerzy na zbiórce, powyciągał gumowe
poduszki i materace, wypuścił z nich powietrze, zebrał naczynia, wreszcie zrolował koce.
 Niech sobie chłopaki trochę dzisiaj odpoczną  westchnął uradowany, że robota idzie
nadzwyczaj szybko i sprawnie.  Przeżyli sporo. Trzeba mieć takie nerw y jak my  mrugnął
okiem porozumiewawczo do Stefana  aby nic sobie z tego nie robić... Ale i ty także nie
próżnuj!  pognał go zaraz ostro.
Skończyli z tamtym, z kolei zabrali się do namiotów. Zwalili pierwszy, gdy naraz Michał
uniósł raptownie głowę.
 Oho  wykrzyknął wesoło  otrzymujemy posiłki! Spójrz, jak pędzi do nas jakaś
dzierlatka!
Rzeczywiście na skraju wsi ukazał się rower, a na im postać dziewczęca. Zboczyła
właśnie z drogi na ścieżkę prowadzącą do harcerskiego obozu. Michał, obserwując ją bacznie,
zatarł ręce z jakiejś wewnętrznej uciechy.
 Poznajesz?  uradował się głośno. Stefan skinął głową z wrodzoną Mazurowi
powagą.
--- Poznaję  potwierdził.  To ta dziewczyna spod Grunwaldu. Urbankówna.
--- Oczywiście ona!  rozpromienił się Michał.  Zaczynam wierzyć, że ten zle zaczęty
dzień doskonale się skończy. Musimy przecież odnieść wreszcie jakieś zwycięstwo!
Nie zdążył wyjaśnić, na czym ma ono polegać, dziewczyna bowiem była tuż, a w chwilę
pózniej zeskoczyła zręcznie na ziemię. Michał usłużnie odstawił rower, pozdrowił i mocno
uścisnął jej rękę.
 No, nareszcie!  zaczął raznie wywijać językiem.  My tu martwimy się, płaczemy z
rozpaczy, wysyłamy Karola do Wilkowa, a panna Zosia nic, tylko szykuje się do wyjazdu. Kurt i
Kurt! Rozumiem, chłopak niebrzydki. Ale czy to między nami brak takich? A czy nie ma
piękniejszych? Proszę choćby popatrzeć na mnie!
Wyprostował się dumnie, z wdziękiem przechylił głowę, ujął się pod boki, wyprężył
pierś. Istotnie było mu z tym wszystkim do twarzy. Dziewczyna, zaskoczona początkowo tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •