[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiadomi o stanie rzeczy. Ona sama kilka lat wcze niej straci a swego drugiego m a i w rok po mierci taty razem z dwojgiem swoich dzieci,
Michaelem i Veronik , wróci a do Finlandii, eby si mn zaopiekowa . Tak wi c mam przyrodnie rodze stwo.
- Aha, rozumiem.
- Michael, który jest ode mnie siedem lat m odszy, okaza si z czasem b ogos awie stwem dla firmy, która ju by a prawie stracona dla rodziny.
Oficjalnie w cicielem by em ja, ale przecie sam nic nie mog em zrobi . Nigdy zreszt nie mia em specjalnych uzdolnie technicznych i nawet gdybym
widzia , to i tak pod moim kierownictwem firma d ugo by chyba nie przetrwa a. W tej sytuacji przepisa em wszystko na Michaela i Edn z t tylko
h
h
X
a
X
a
-
-
n
n
F
F
g
g
D
D
e
e
P
P
w
w
Click to buy NOW!
Click to buy NOW!
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
d
d
k
k
o
o
c
c
c
c
a
a
r
r
u
u
t
t
-
-
C C
klauzul , e zapewni mi wszystko, co trzeba, bym wygodnie . A do tego nie trzeba wiele.
ce wznios o si ju do znacznie na niebie i wieci o przez okna du ego pokoju. Ptaki w sosnowym lesie piewa y coraz g niej. Irsa marzy a o
tym, by móc chocia stopy wsun pod jego ko dr .
Uszcz liwiona stwierdzi a, e opowiadanie bardzo dobrze zrobi o Rustanowi. Domy la a si , e nie mia wiele okazji rozmawia o swoich sprawach.
 Rustan nie ma adnych przyjació  , powiedzia a gospodyni. Irsa zaczyna a wierzy , e tak by o naprawd .
- Edna jest mi a - powiedzia , a Irsa rozkoszowa a si obserwowaniem jego twarzy. Taka by a pe na wyrazu, zmienia a si nieustannie. - Zbyt mi a
nawet. D awi mnie swoj troskliwo ci . Chce odp aci to, e zostawi a mnie, kiedy by em ma y, tak mówi. Twierdzi, e tak naprawd nie mog a si z tym
pogodzi , posz a za g osem serca, ale nigdy nie przesta a owa , e nie ma mnie. Edna zawsze wyra a si bardzo literacko. Och, Irsa, ja nienawidz
tej jej troskliwo ci! Bezustannie si nade mn rozczula.  Mój biedny ch opczyk, ile ty musisz cierpie ! Mój Bo e, taki krzy d wiga przez ca e ycie! i
tak dalej. Michael jest na ogó all right, taki bardziej rubaszny, co to klepnie w plecy i zapyta:  No i jak tam dzisiaj z tob , stary draniu? Krzyczy zawsze
zbyt g no, kiedy si do mnie zwraca, i nigdy nie wie, jak si odnosi do niewidomego. Natomiast Veronika...
Zmarszczy brwi, a na jego twarzy pojawi si wyraz jakby niech ci.
- Veronika te jest przesadnie troskliwa. Wprost uprzedza wszystkie moje pragnienia, zawsze przynosi rzeczy, które z powodzeniem móg bym sobie
wzi sam, i odbiera mi tym sposobem wszelk pewno siebie, wszelk samodzielno . Ale ona...
Rustan zadr .
- Co si sta o?
Skrzywi si .
- Nie, nic. Nie chc o tym mówi .
To oczywi cie wzbudzi o ciekawo Irsy, ale opanowa a si .
- W ka dym razie wszyscy oni chodz dooko a mnie niemal na palcach, co sprawia, e ka dy przejaw troskliwo ci budzi we mnie w ciek . A mimo
to...
- Tak?
- Nie, nie wiem. Ale jest w domu co , co mnie przera a. Nie rozumiem, co to jest, mo e to uczucie, e yj w pustce? e nie wiem, jak wiat wokó
mnie wygl da ani co si dzieje w tej otaczaj cej mnie ciszy? Nigdy w ciwie nie przyzwyczai em si do lepoty. Wci mam takie chwile, kiedy ogarnia
mnie kompletna bezsilno .
- To akurat jestem w stanie zrozumie . Ale powiedz mi, sk d si wzi w tym wszystkim Viljo Halonen?
- Jest zatrudniony w fabrycznym laboratorium, a jednocze nie funkcjonuje jako lekarz przy l ejszych przypadkach. On jeszcze nie uko czy studiów
medycznych, wi c chorych z powa niejszymi dolegliwo ciami odsy a do lekarza miejskiego. Dobrze mi si z nim rozmawia i to w nie Viljo
zainteresowa si moim wzrokiem, porozumia si ze Szpitalem Karoli skim i za atwi dla mnie operacj . Ale naprawd nie mog zrozumie , co si teraz
sta o? Tak daleko od Sztokholmu!
- Mam pewn teori - oznajmi a Irsa. - Gdybym tylko mog a po yczy sobie kawa ek twojej ko dry, eby okry stopy, bo ju si teraz zrobi y ca kiem
sine.
- Oczywi cie! Siadaj w poprzek ka i wsu nogi pod ko dr .
Tak zrobi a, usiad a wygodnie, opieraj c si o drewnian cian . Rustan drgn , kiedy stopami dotkn a jego go ych nóg. Nada siedzia na pos aniu,
uj teraz jej stopy i rozciera obie jednocze nie.
- No to mów, s ucham.
- Wi c tak - zacz a Irsa, po czym zrobi a ma przerw . Zastanawia a si chwil i wreszcie podj a opowiadanie. - Operacja zosta a od ona, a
Hans Lauritsson musia z jakiego powodu przyjecha tutaj i postanowi ci ze sob zabra . Jego interesy wydaj si jakie m tne, mog o chodzi o
szmugiel albo co w tym rodzaju. Ci dwaj ludzie czekali na niego, jak by o umówione, ko o Kruczego lebu. Co si mi dzy nimi sta o i oni zdecydowali
si go zamordowa . Hans w panice zacz wo ciebie i wtedy tamci zrozumieli, e jest kto jeszcze, e nie by sam. e istnieje wiadek i musz si
nim zaj . Nie mogli przecie wiedzie , e jeste niewidomy i niczego nie widzia .
- Mhm - b kn Rustan sceptycznie. - My , e oni wiedz , i jestem niewidomy. I my te , e wiedz , i wci jestem gdzie w okolicy, b kam
si , nie mog c da sobie rady.
- Mo liwe. Masz racj . Hans Lauritsson im powiedzia .
- No a moja fotografia? Dlaczego on j mia przy sobie i dlaczego j ukry przed mierci ?
- Dosta j , oczywi cie. Po to, by ci rozpozna , kiedy po ciebie przyjecha , sam mówi , e nie by o nikogo z rodziny, kiedy si pojawi . A schowa
, bo mo e nie chcia ci wci ga w te swoje nieczyste interesy.
Rustan kiwa g ow .
- Tak, on by wobec mnie bardzo mi y i taki troskliwy przez ca y czas... Irsa!
- Tak?
Czu a jego r ce na swoich stopach, bardzo jej si podoba o, e tak delikatnie pie ci jej kostki. Widzia a, e jego bardzo adna twarz jest napi ta, ale
nie powiedzia nic wi cej.
- Jak my si st d wydostaniemy? - spyta po chwili.
- Sprowadz samochód. Zajmie mi to jakie dwie godziny. A potem wyjedziemy st d najszybciej jak to mo liwe.
Cie niepokoju przemkn po jego twarzy. Irsa zrozumia a, o co chodzi. Dwie samotne godziny tutaj, to dla niego zbyt wiele. I jeszcze ci dwaj tropi cy
go po lesie.
- Je eli uwa asz, e dojdziesz ze mn do g ównej drogi, to mo emy i razem, a potem pojedziemy autobusem - zaproponowa a ze miechem.
Rustan o ywi si .
- Czy dojd ? - wykrzykn z ulg . - S uchaj, czy mog aby mi wy wiadczy przys ug ? Ale naprawd szczerze.
- Jasne.
Skrzywi si w niepewnym u miechu.
- Mo e to g upie, ale zawsze dr czy a mnie my l, jak wygl daj moje oczy. Rodzina zapewnia mnie, e ca kiem normalnie, ale oni by tak twierdzili,
nawet gdybym wygl da jak troll. Prosz ci wi c, eby by a absolutnie szczera. Bo je li nieprzyjemnie jest na mnie patrze , to móg bym nosi ciemne
okulary.
- Ani mi si wa ukrywa takich oczu za ciemnymi okularami! - zawo a spontanicznie. - Nie, Rustan, nikt nie zdo a zauwa w nich adnej wady.
Mo e tylko to, e nie zawsze zwracasz wzrok we w ciw stron .
Uspokojony pokiwa g ow .
- To dobrze.
Teraz jego r ce g adzi y jej ydki. Irsa udawa a, e niczego nie zauwa a.
- Moim zdaniem radzisz sobie ze swoim inwalidztwem bardzo dobrze - powiedzia a.
- Oj, oj! Powinna by widzie mnie w domu! Zw aszcza na pocz tku, zanim zrezygnowa em. Wtedy nienawidzi em ca ego wiata, oskar em Boga o
niesprawiedliwo i w ogóle by em okropny. Teraz ju zaakceptowa em swoj sytuacj i jest troch lepiej. eby tylko w domu tak si nade mn nie
rozczulali!
- Nigdy nie zrezygnowa ani niczego nie zaakceptowa , Rustan. W dalszym ci gu walczysz!
- W gruncie rzeczy masz racj . Irsa! Chyba powinni my ju wsta .
Ona pospiesznie zeskoczy a na pod og .
- Nic podobnego! Jest dopiero czwarta rano. Lepiej jeszcze troch pospa . My , e tobie jest to bardzo potrzebne, a i mnie te si przyda.
- Nie wierz , ebym teraz móg zasn - burkn i odwróci si do ciany. Irsa bez s owa posz a do siebie.
Poranne s ce nie wieci o d ugo. Tak jak poprzedniego dnia niebo zasnu y g ste chmury, a kiedy ko o po udnia Irsa i Rustan nareszcie si obudzili,
deszcz la tak, jakby kto otworzy wielki kran i zapomnia go zamkn . cie ka do jeziora zmieni a si w potok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •