[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie miał sygnału z koła przedniego.
W polu widzenia pojawiło się lotnisko, połyskujący w słońcu pas
startowy i wieża, która zawsze sygnalizowała mu, że jest blisko domu.
Z przyzwyczajenia i nie czując jeszcze niepokoju, sprawdził zbiornik
z paliwem. Był opróżniony do połowy.
Wskazniki w tego typu samolotach nie należały do dokładnych,
lecz tak czy inaczej miał jeszcze paliwa na kilka godzin lotu.
Zerknął na panel i zobaczył, że zielone światełko nadal się nie
świeci. Sięgnął pod tablicę rozdzielczą, znalazł właściwy kabel i
poruszył nim. Bez rezultatu. Westchnął ciężko i spojrzał na Sarę.
- Aach! - jęknęła przez zaciśnięte zęby. -O Boże!
- Saro, już prawie jesteśmy w domu.
- Pospiesz się -wydusiła z trudem. W jej oczach dostrzegł niemal
zwierzęcy strach. Musiała bardzo cierpieć. Po raz pierwszy się z tym
zdradziła. Pewnie dlatego, że byli już prawie na miejscu.
Spokojnie, powiedział sobie w duchu. Przednie koło samo się nie
wysunie, bo coś nawaliło w hydromechanice. Jednak są jeszcze inne
sposoby - rączka, która uruchomi zbiornik z dwutlenkiem węgla i
wypchnie koło. Nigdy nie próbował tej metody, lecz przecież nie bez
powodu ją zainstalowano. Niepokoił się o Sarę, toteż palce mu się
trzęsły. Wiedział, że ten sposób daje najlepsze efekty przy minimalnej
prędkości, pociągnął więc drążek sterowniczy do siebie, zwalniając
obniżanie się samolotu.
- Tato, powinieneś natychmiast lądować - powiedziała
zaniepokojona Snow. -Sara zle się czuje.
- Wiem o tym -warknął.
W odpowiedzi Snow wybuchnęła płaczem. Sara milczała, lecz na
jej twarzy malowała się udręka. Will usiłował się skoncentrować.
Zwolnił tyle, ile mógł, lecz zdenerwowany umysł wydał błędną
decyzję i za wcześnie pociągnął za rączkę. Zbiornik wystrzelił, jednak
nic z tego nie wynikło. Zielone światło nadal się nie zapaliło.
- Cholera -mruknął.
- Co się stało? -spytała Snow.
206
Nie odpowiedział. Zatoczył koło nad lotniskiem, usiłując się
skupić. Dłonie miał mokre od potu. Sara i Snow domyśliły się, że coś
jest nie tak. Snow zarzuciła go gradem pytań, lecz w końcu umilkła.
W samolocie zapanowała cisza. Słychać było tylko szum silników.
Ponownie wywołał wieżę.
- Brielmann Field, tu Tango 2132. Mamy kłopoty z przednim
podwoziem. Nie zapala się zielone światło.
- Przeleć obok wieży, Will. Rzucimy na to okiem. Poczuł ulgę, że
nie jest sam. Odpowiadał przecież za życie dwóch osób, córki i
kobiety, którą kochał. Przechylił samolot na prawe skrzydło i zawrócił
nad lotnisko. Dostrzegł swój hangar i samochód stojący na parkingu.
Zaraz też pojawiła się wieża, a w niej jego przyjaciele, Ralph i Curtis.
Zobaczył stojącego w oknie Curtisa.
- Dwa koła masz wysunięte, Will - przekazał mu przez radio. -
Przednie zwisa luzno i nie jest do końca wysunięte.
- Co to znaczy? -spytała Snow.
- Dzięki, Curtis - powiedział Will.
- Tato, co powiedział Curtis?
Uparcie milczał.
Wskaznik paliwa pokazywał, że zostało ćwierć baku, strzałka
szybko opadała. W tego typu samolotach wskazniki zawsze
szwankowały. Dlatego Will nigdy im nie dowierzał. Piper Aztec był
dobrym samolotem, lecz wskazniki nie należały do najlepszych.
Musiał zużyć prawie całe paliwo. Bez przedniego koła będą mieli
twarde lądowanie, pojawi się mnóstwo iskier i grozba pożaru. Ze
względu na Sarę pragnął jak najszybciej wylądować, jednak żeby
ocalić jej życie, musiał jeszcze poczekać.
Każda turbulencja szarpała kręgosłup. Sara straciła czucie w
nogach, lecz najbardziej dotkliwy był ból w krzyżu. Nigdy nie
przypuszczała, że można tak cierpieć. Teraz pragnęła jedynie, by jej
męczarnie się skończyły. Zdawała sobie sprawę z tego, że może nie
przeżyć lądowania, że żadne z nich może go nie przeżyć. Will zrobił
wielką pętlę w kierunku północnym i teraz znowu się zbliżali.
- Przygotujcie się -powiedział.
- Och, tato - jęknęła Snow.
Zbliżali się do pasa startowego. Sara widziała wszędzie migające
207
światła: samochodów policyjnych, wozów strażackich, karetek.
Pulsowały na niebiesko i czerwono. Lądowisko pokrywał śnieg, a nad
pasem startowym unosiła się mgła.
- Dobra. Teraz pochylcie się tak nisko, jak tylko możecie i
schowajcie głowy - polecił Will.
- Tato, Doktor Darrow! - krzyknęła Snow. - Wyrwał mi się i nie
wiem, gdzie jest.
- Zostaw go -rozkazał.
Sara domyśliła się, że siedząca z tyłu Snow gorączkowo szuka
kota. Will uderzył dłonią w siedzenie, by zwrócić jej uwagę.
- Zostaw go, Susan. Spuść głowę i obejmij ją ramionami,
słyszysz?
- Tak.
- Uderzymy mocno w ziemię -powiedział, cedząc słowa i patrząc
przed siebie. - Ale nic się nam nie stanie. Jeśli wszystko pójdzie
dobrze, będziemy musieli jak najszybciej wysiąść z samolotu. Jasne?
- Boję się! -jęknęła Snow.
- Za chwilę będzie po wszystkim -powiedział przez zaciśnięte
zęby.
- Tato... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •