[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spojrzałem na ciemny trójkąt niedaleko wierzchołka kopuły. Niedługo to
naprawią, ale na razie ten wycinek czasoprzestrzeni przestał istnieć,
ukazując głęboką wyrwę w naszym zbiorowym marzeniu.
Sierżant Falconer pokazała swoją legitymację funkcjonariuszowi
wpuszczającemu pojazdy ratowników. Pośród wycia syren policjant w
żółtej kurtce skierował nas prosto na podziemny parking.
 Wygląda na to, że bombę podłożono w samochodzie  powiedziała
do mnie sierżant.  Trzy funty semteksu. Jeszcze jeden szaleniec na
wolności.
 Czy są zabici albo ranni?
 Nie. Dzięki Bogu, nie...
Ulga z powodu tej wiadomości tylko w niewielkim stopniu uspokoiła
panią sierżant. Kosmyki blond włosów wysunęły się z jej warkocza. Z
jakiegoś powodu nawet najmniejsza skaza na perfekcyjnym wizerunku
sprawiała, że sierżant Falconer wyglądała na wykończoną nerwowo i
niepewną. Nie mogąc doczekać się wjazdu na parking, sięgnęła do
kierownicy, próbując zmienić pas ruchu. Silnik zgasł. Siedząca obok niej
zdenerwowana policjantka zapaliła go na nowo, podczas gdy sierżant
Falconer zabębniła pięściami o deskę rozdzielczą.
Kiedy w końcu ruszyliśmy, odwróciłem się, by spojrzeć na plac wokół
Metro-Centre, okupowany w tej chwili przez ogromny tłum  plac św.
Piotra sprzedaży detalicznej. Wszyscy patrzyli w górę na kłęby dymu
unoszące się ponad dachem. Z przodu ujrzałem Toma Carradine'a,
młodego kierownika działu PR, który jeszcze na pogrzebie mojego ojca
zapraszał mnie do centrum. Biegał we wszystkie strony, za wszelką cenę
usiłując coś zobaczyć, zbyt zrozpaczony, by robić cokolwiek innego.
Przypominał skaczącego po korcie tenisistę, który próbuje zapobiec
przegranej spowodowanej przez niewidzialnego przeciwnika z
niewidzialną piłeczką. Myśl, że ktoś może nie lubić Metro-Centre i
pragnąć jego zniszczenia, najwyrazniej nie mieściła mu się w głowie.
Wjechaliśmy na podziemny parking i podążyliśmy za policyjnymi
znakami do ramp wyładunkowych, by w końcu zaparkować pomiędzy
dwoma ciężarówkami. Pracowników z nocnej zmiany właśnie
przesłuchiwała ekipa dochodzeniowa. Taśmociąg towarowy nie przesuwał
się, zatrzymany w momencie wybuchu. Trzyczęściowe garnitury w
plastikowych pokrowcach, konsole do gier i ekspresy do kawy leżały obok
siebie w bezładnym skupisku. Nad wszystkim unosiły się wonie benzyny i
spalonej gumy oraz kwaśny pył.
Reflektory rozświetlały mrok, a policyjne taśmy odgradzały puste
zatoczki parkingowe, przeszukiwane przez techników policyjnych. W
betonowym suficie zauważyłem trójkątną dziurę, prowadzącą do
przebieralni klubu fitness znajdującego się obok atrium.
 Wszyscy klienci poszli na mecz  wyjaśniła sierżant Fal coner  więc
parking zamknęli na noc. To prawdziwy cud, że nikt nie został ranny.
Patrzyłem na techników przedzierających się przez gruz.
 Niewiele tam można znalezć. Czego szukają?
"  Resztek zapalnika. Mechanizmu zegarowego. Tkanek... Sierżant
Falconer wpatrzyła się we mnie z niepokojem. To nie jest
odpowiednie miejsce dla pana. Najlepiej będzie, jeśli pojedzie pan do
domu.
 Ma pani rację.
Moja obecność uwierała ją i wyraznie nie miałaby nic przeciwko temu,
by się mnie pozbyć. Ale dlaczego w takim razie mnie tutaj sprowadziła?
Pozostawało to dla mnie zagadką, podobnie jak motywy, którymi kierował
się doktor Maxted, zawożąc mnie do swojego zakładu dla umysłowo
chorych.
Próbowałem przypomnieć sobie, gdzie zaparkowałem samochód,
podziemny garaż był jednak nie do poznania. Na dodatek rano krążyłem
po nim przez kilka minut, usiłując znalezć wolne miejsce, a potem,
podczas przepychanki ze zbirami, którzy napadli na Duncana Christiego,
zgubiłem kwit z numerem stanowiska.
Kiedy wybuchł zbiornik z paliwem, kilkanaście samochodów zajęło się
ogniem, zanim włączyła się instalacja tryskaczowa. Pokryte pianą
poczerniałe pojazdy były właściwie wrakami, bez szyb i drzwi, ze
strzępami opon zwisającymi z kół.
Pośrodku znajdował się samochód, w którym podłożono bombę,
dogorywający w agonii rozszerzonych paneli, odkrytych sprężyn siedzeń,
rozbebeszonego silnika i wału napędowego. Cały dach zniknął. Technicy
w białych kitlach, pochyleni nad szczątkami, grzebali w zwęglonych
resztkach tablicy rozdzielczej.
Podejrzewałem, że zamachowiec ukradł auto, przyjechał nim do Metro-
Centre i zostawił bombę w bagażniku, dokładnie nad bakiem. Zarówno
przednie, jak i tylne tablice rejestracyjne wyparowały w kuli ognia, ale
duży silnik osłabił zniszczenia przedniej części pojazdu. Metalowy
znaczek Guards Polo Club wciąż trzymał się przedniego zderzaka.
Ten znaczek znajdował się na zderzaku mojego jensena, którego
kupiłem od młodej wdowy po poruczniku grenadierów kilka miesięcy po
jego śmierci na wojnie w Iraku. Zostawiłem tę plakietkę, oddając w ten
sposób hołd nieżyjącemu żołnierzowi. Miałem nadzieję, że przyciągnie
wzrok jego byłych towarzyszy broni.
Osłoniłem oczy przed ostrym światłem reflektorów policyjnych. Ze
wszystkich pojazdów stojących na parkingu Metro-Centre, zamachowiec
wybrał właśnie mojego starego, choć wciąż lśniącego i okazałego
jensena...
Wyjąłem kluczyki i popatrzyłem na stary breloczek, wszystko, co
pozostało z eleganckiego krążownika szos z minionej epoki motoryzacji.
Dotarło do mnie, że to kierowca, a nie samochód, stanowił prawdziwy cel
ataku i cudem uniknąłem śmierci. Godzina spędzona w zamknięciu w
apartamencie Maxteda prawdopodobnie uratowała mi życie. Gdybym
wyszedł z Northfield Hospital razem z psychiatrą i pojechał taksówką do
Metro-Centre, pewnie byłbym w drodze do mieszkania ojca, kiedy
wybuchłaby bomba.
Podszedłem do techników policyjnych wyjmujących kawałki
postrzępionej tapicerki z podłogi auta. W ciągu kilku dni, o ile nie godzin,
numery silnika i podwozia doprowadzą policjantów do wdowy po
grenadierze, a potem do mnie.
Czy to nie zrodzi w ich umysłach podejrzenia, że jestem
zamachowcem? Mój ojciec zginął w Metro-Centre. Podłożenie bomby na
parkingu policja może uznać za akt zemsty. Technicy odwrócili się, żeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •