[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na przez kamień-serce do ekele Nyary. Był zmęczony, lecz sprawa, o której chciał
porozmawiać, nie mogła czekać.
Coś lub ktoś zmieniało tor proto-Bramy. Chwile spędzone ze Zpiewem Ognia
na próbach popchnięcia jej w kierunku nowej Doliny zmieniały się w walkę
o utrzymanie właściwego kursu.
Nie byli do końca pewni, czyje to dzieło, lecz Zmora Sokołów zajmował
pierwsze miejsce na liście podejrzanych. Dzięki bogom, Bramę można było co
jakiś czas zakotwiczać  nikt nie zdołałby utrzymać jej bez przerwy. Usiłowania
przeciągały się już parę dni, choć miały trwać tylko kilka godzin.
W szczególnie ciężkiej sytuacji znalazł się Zpiew Ognia. Ponieważ proto-Bra-
ma związana była z jego osobą, on odpowiadał za nadanie jej poruszeniom kie-
286
runku i utrzymanie go. Choć hertasi biegali wokół, zaopatrując uzdrowiciela we
wszystko, czego potrzebował, nie mogli dać mu jednego: odpoczynku.
Odkąd dowiedzieli się, że Bramę można zakotwiczyć, magowie pracowali na
zmiany trwające po cztery miarki świecy. Jedynie zmiana uzdrowiciela była dwu-
krotnie dłuższa.
Mroczny Wiatr miał wątpliwości, czy zostawianie proto-Bramy bez ochrony
jest rozsądne  nie mieli jednak wyboru. Zpiew Ognia wieczorem wlókł się do
łóżka i zasypiał kamiennym snem. Pozostało mieć nadzieję, że nikt nie mógł wy-
korzystać Bramy bez wiedzy adepta.
Odkąd Bramę zatrzymywano na noc, coś lub ktoś wydawało się jej strzec, albo
Zmora Sokołów nie znalazł sposobu, by ją ruszyć. . .
Mroczny Wiatr zatrzymał się na tym spostrzeżeniu. Strzeże. . . ?
Potrząsnął głową i snuł rozważania dalej. Czy naprawdę dziś rano, gdy wspól-
nie z Elspeth i adeptem pracowali na pierwszej zmianie, widział dwa jaśniejące
sokoły ulatujące cicho w szarą mgłę innego świata? I czy nie stały one  chwilę
wcześniej  na straży przy proto-Bramie?
Właściwie nie miało to znaczenia, chyba tylko dla uzdrowiciela. Zpiew Ognia
na pewno poruszyłaby wiadomość, że Tre valen przeżył, choć w innej postaci.
Młody uzdrowiciel ukrywał swe uczucia pod maską obojętności, ale Mroczny
Wiatr nie dał się zwieść pozorom. Zmierć szamana ciągle go bolała.
Może jednak się pomylił? Może to złudzenie  wszak znajdowali się na gra-
nicy światów, tam, gdzie zmysły zawodziły, a pragnienia rodziły zwodnicze iluzje.
Z pewnością ktoś próbował ukraść moc kamienia, przekształconą w początki
Bramy. Mroczny Wiatr zakładał, że to Zmora Sokołów  przynajmniej póki nie
zdobędą dowodów wskazujących na kogoś innego. W takim razie rada wojenna
będzie musiała zrealizować plany przedyskutowane tuż przed i po zniszczeniu
kamienia.
Mroczny Wiatr nie miał pewności co do zamiarów wroga wobec Bramy.
Przede wszystkim  o co zamierzał ją oprzeć? Przypuszczalnie o coś w rodzaju
kamienia-serca, gdzieś w głębi własnego kraju. Jeśli mu się uda, Zmora Sokołów
uzyska dostęp do czegoś, co może stać się prawdziwą, stałą Bramą  o ile star-
czy mu umiejętności, aby dokończyć dzieła. A chyba starczy  jak podejrzewał
Mroczny Wiatr. Niewielu magów znało potrzebne do tego zaklęcie, z wyjątkiem
adeptów uzdrowicieli  a i z tych nie każdy. Na pewno nikt z k Sheyna, o tym
był przekonany.
Jednakże nawet jeśli Zmora Sokołów nie znał sekretu, opanowanie proto-Bra-
my dawało mu dostęp do dużej porcji mocy magicznej. Co więcej  gdyby Zpiew
Ognia nie zdołał uwolnić się od niej, dostęp do Bramy oznaczał również zawład-
nięcie adeptem. Mroczny Wiatr nie miał ochoty zobaczyć uzdrowiciela, ani kogo-
kolwiek innego, w rękach wroga.
Nawet gdyby Zpiew Ognia zdołał go pokonać w równej walce, albo chociaż
287
zatrzymać do przybycia pomocy. . . Nie wolno dopuścić do takiej ostateczności.
Zmagania ze Zmorą Sokołów nauczyły ich raczej przeceniać przeciwnika niż go
nie doceniać.
 Mógłby zawładnąć Zpiewem Ognia, jak moim ojcem  wtedy dysponował-
by jego mocą. Zniszczyłby wszystko, co jakakolwiek Dolina zdołała osiągnąć 
pomyślał.
Straszliwe przypuszczenie.
 Gdyby miał stałą Bramę  rozmyślał dalej  zyskałby możliwość mijania
naszych osłon i wysyłania swoich bestii wprost do Doliny bez żadnego wysiłku .
Niewesołe perspektywy.
Nadszedł czas, żeby porozmawiać z Nyarą, jedyną osobą znającą dobrze Zmo-
rę Sokołów.
Nyara zawsze lubiła Mroczny Wiatr. Teraz, gdy nacisk ze strony ojca i jej
własnej zmysłowości znikł, odkryła, że zostali po prostu przyjaciółmi. Przez czas
swego pobytu w Dolinie zdążyła zauważyć jego życzliwość, uprzejmość i troskę.
Chronił ją przed nierozważnymi uwagami mieszkańców, dbał, by czuła się swo-
bodnie. Nie oczekiwała takiego traktowania, zwłaszcza w czasie, gdy cały klan
przeżywał trudności.
Razem ze Skifem doskonalili sztukę władania mieczem. Choć Potrzeba da-
ła Nyarze podstawy, jednak dotąd dziewczyna nie miała okazji walczyć z praw-
dziwym przeciwnikiem. Cieszyła się, bo ćwiczenia zwalniały ją z konieczności
ciągłych rozmyślań. Nie chciała zastanawiać się, co zrobi, gdy nadejdzie dla nich
obojga czas opuszczenia Doliny. Chciałaby pojechać ze Skifem, ale bała się. Teraz
jednak całą jej uwagę pochłonęły ciosy i uniki.
Mroczny Wiatr musiał stać obok przez dłuższą chwilę, zanim go spostrzegli.
Pierwsza zauważyła go Nyara i dała hasło do przerwy; wtedy dopiero mag pod-
szedł bliżej.
 Dobrze sobie radzicie  rzekł cicho.  Nie miałem zamiaru wam prze-
szkadzać, lecz musimy się zastanowić nad twoim oj. . . nad Zmorą Sokołów.
Nyara otarła rękawem pot z czoła i kiwnęła głową.  Znalazłeś mapy, o któ-
rych wspominałeś?  spytała. Dziwne; jeszcze niedawno sama myśl o ojcu do-
prowadzała ją niemal do histerii. Nadal się bała  tylko głupiec nie bałby się jej
ojca  ale mogła sobie poradzić ze strachem.
 Są w moim ekele  odparł Mroczny Wiatr.  Pójdziecie ze mną?
Nadrzewny domek nie leżał daleko. Wkrótce wszyscy troje wyjęli ze skórza-
nych kuferków zestaw starych map Shin a in i pochylili się nad nimi. Znalezli
miejsce, w którym Mroczny Wiatr po raz pierwszy spotkał Nyarę; mag przypo-
mniał szczegóły terenu, bo Nyara nie przywykła do posługiwania się mapami.
Przyglądała się im uważnie.
288
 Nie bardzo umiem czytać takie rzeczy  rzekła przepraszająco  ale uwa-
żam, że to najbardziej prawdopodobne miejsce na zamek ojca.
Mroczny Wiatr skinął głową i zaznaczył punkt. Zwinął mapy w gruby rulon.
 W tym właśnie kierunku ktoś ciągnie proto-Bramę, co potwierdza moje przy-
puszczenie  rzekł.  Potwierdza także moje domysły co do osoby stojącej za
tymi machinacjami. Zpiew Ognia próbuje wyśledzić złodzieja, ale według mnie
nie ma wątpliwości co do motywów, jakimi się kieruje. Jeżeli to Zmora Sokołów,
istnieje tylko jedna odpowiedz. Chce tego, do czego zawsze dążył: potęgi.
 Przyszła Brama to dla niego pokusa nie do odparcia  zgodziła się Nyara.
Jej oczy powiększyły się nagle; coś jej przyszło do głowy.  Wiecie, to raczej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •