[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kujące miejsce, skąd dzwoni rozmówca, więc Rosemary od samego początku
wiedziała, że jestem z Indiany. Musieli tylko sprawdzić, skąd dokładnie dzwonię, no i
złapać mnie na gorącym uczynku.
Tak więc, voila, jak mówi mama. W ten sposób do mnie trafili.
Pozostawało pytanie, co mianowicie, skoro już mnie mieli, zamierzali ze mną
zrobić? Na tyle, na ile orientowałam się w tych sprawach, nie złamałam przepisów -
no, może z wyjątkiem napaści na agenta federalnego, ale agentowi specjalnemu
Daviesowi przestało już chyba tak bardzo zależeć na poruszaniu tej kwestii.
Całe to zamieszanie - pojawienie się agentów FBI, ojca uczennicy i adwokata
na dokładkę w gabinecie pedagoga - wywabiło z pokoju dyrektora szkoły, pana
Feeneya. Pan Feeney rzadko opuszczał biuro, tylko czasami, podczas apelu, żeby
przypomnieć nam o niebezpieczeństwach jazdy po pijanemu. Teraz zaproponował
przejście do swojej prywatnej sali konferencyjnej, gdzie zasiedliśmy w siódemkę - ja,
mój tata, tata Ruth, dwaj agenci specjalni, pan Goodhart i pan Feeney - a ja
powtórzyłam historię, którą niedawno opowiedziałam panu Goodhartowi.
Wyraz ich twarzy, kiedy skończyłam, określiłabym jako... hm, sceptyczny.
Historia była nie z tej ziemi. No bo jak to możliwe? Jakim cudem codziennie rano
budziłam się z informacjami o obcych dzieciach? To pewnie ten piorun... Ale
dlaczego?
Nikt nie potrafił odpowiedzieć na te pytania. Podejrzewam, że zagadka
pozostanie nierozwiązana po wsze czasy.
Ale, jak się okazało, agent specjalny Johnson naprawdę chciał ją rozwiązać.
To znaczy tę zagadkę. Zadał mi masę pytań. Niektóre dziwaczne. Na przykład czy
doznałam kiedykolwiek krwawienia z dłoni czy stóp.
- Uhm, nie - odparłam i spojrzałam na niego, jakby był niespełna rozumu.
- Jeśli to prawda... - zaczął, kiedy sądziłam, że wyczerpał już cały zasób
dziwacznych pytań.
- Jeśli to prawda? - przerwał tata. Mój tata nie należy do najbardziej
opanowanych ludzi na świecie. To nie znaczy, że ciągle się wścieka. Raczej rzadko
mu się to zdarza. Ale jeśli już się zdarzy, miejcie się na baczności. Pewnego razu na
basenie jakiś facet przezywał Douglasa downem - Douglas miał wtedy jedenaście czy
dwanaście lat. Facet miał jakieś dwadzieścia, dwadzieścia parę i chyba sam nie był za
bystry. Ale to dla taty nie była okoliczność łagodząca. Prasnął tamtego, a potem
przytrzymał mu twarz pod wodą, aż ratownik musiał interweniować. To było super.
- Jeśli? - powtórzył tata. - Wątpi pan w słowa mojej córki? Agent specjalny
Johnson prawdopodobnie nie znał historii faceta z basenu, ale i tak się przestraszył.
Widać było, że mój ojciec jest naprawdę ze mnie dumny. Nie tylko dlatego, że tym
razem nie mazałam się, opowiadając, co mi się zdarzyło, ale również dlatego, że jak
się tak bliżej zastanowić, zrobiłam coś rzeczywiście dobrego i pożytecznego.
Pomogłam odnalezć gromadkę zaginionych dzieci. Fakt, jedno z nich nie żyło, ale
nigdy by tego nie odkryli, gdyby nie ja. Biorąc pod uwagę, że jedno z jego dzieci było
schizofrenikiem, a drugie, nawet jeśli dostało się do Harvardu, odmieńcem, no cóż,
przypuszczam, że tata musiał być ukontentowany, że przynajmniej jedno z jego dzieci
wyróżniło się w sposób pozytywny.
Agent specjalny Johnson podniósł rękę i powiedział:
- Nie, proszę pana. Proszę mnie zle nie zrozumieć. Wierzę bez zastrzeżeń
pannie Mastriani. Chcę tylko podkreślić, że jeśli tak jest rzeczywiście, to jest ona
bardzo szczególną młodą damą i zasługuje na specjalne potraktowanie.
Myślałam, że mówi o paradzie w Nowym Jorku, takiej jak ta, którą uczczono
drużynę Yankesów, kiedy wygrali mistrzostwa w baseballu. Czemu nie, mogłabym
się nawet przejechać na otwartej platformie, pod warunkiem że rozwinęłaby jakąś
przyzwoitą prędkość.
Tata jednak z punktu zaczął podejrzewać, że chodzi o coś innego.
- O jakie traktowanie panu chodzi? - zapytał podejrzliwie.
- Cóż, zwykle w takich wypadkach... przede wszystkim pragnę państwa
zapewnić, że my, w FBI, ogromnie cenimy osoby obdarzone zdolnościami
pozazmysłowymi, jak panna Mastriani. Faktem jest, że niejednokrotnie zwracamy się
do takich osób po poradę, kiedy śledztwo utyka w martwym punkcie.
- Nie wątpię. Co to ma wspólnego z Jess? - W głosie taty ponownie
zabrzmiała podejrzliwość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •