[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uderzającego w dach motelu.
 Jak by to powiedzieć... nie jest taki radosny, jak zazwyczaj.
 Nawet Colin czasem się męczy  powiedział Doyle, mrugając do chłopca.
Colin skinął ponuro głową. Wiedział, o co pyta jego siostra i co Alex próbuje przed
nią ukryć. Kiedy sam z nią rozmawiał, starał się zachowywać naturalnie. Ale ta charak-
terystyczna dla niego gadatliwość nie mogła stłumić lęku, nad którym Colin starał się
panować od wczesnego ranka, od chwili pojawienia się furgonetki.
 Tylko tyle?  spytała Courtney.  Jest po prostu zmęczony?
 A cóż by innego?
 No...
 Obydwaj jesteśmy zmęczeni podróżą  przerwał Doyle. Wiedział, że Courtney
coś wyczuwa. Czasami miała jakiś szósty zmysł.  To prawda, że jak się jedzie przez
cały kraj, to jest dużo do oglądania  ale większość jest dokładnie taka sama, jak to, co
widziało się dziesięć minut wcześniej, i jeszcze wcześniej.  Zmienił temat, zanim zażą-
dała szczegółów.  Przywiezli już jakieś meble?
 O tak!  powiedziała.  Sypialnię.
 No i?
 Wygląda dokładnie tak jak w salonie meblowym. A materac jest twardy, ale sprę-
żysty.
Specjalnie przybrał podejrzliwy ton.
67
 Jak się o tym przekonałaś  skoro twój mąż jest dopiero gdzieś w połowie
drogi?
 Skakałam po nim przez jakieś pięć minut  powiedziała, chichocząc cicho.
 Próba, rozumiesz?
Roześmiał się, wyobrażając sobie szczupłą, długowłosą dziewczynę o dziecięcej twa-
rzy, szalejącą na łóżku, jak na trampolinie.
 I wiesz co, Alex?
 Co?
 Byłam naga, gdy przeprowadzałam tę próbę. Co ty na to?
Przestał się śmiać.
 Wspaniale.  Głos uwiązł mu w gardle.
Czuł, że jego uśmiech musi być idiotyczny, pomimo obecności Colina, który słuchał
i patrzył.
 Dlaczego tak mnie torturujesz?
 Nie mogę opędzić się od myśli, że spotkałeś na drodze jakąś niezłą dziewczynę
i zwiałeś z nią. Nie chcę, byś mnie zapomniał.
 Nie mógłbym  powiedział, mając na myśli coś więcej niż seks.  Nie mógłbym
zapomnieć.
 Lubię mieć pewność. Aha, słuchaj, wydaje mi się, że znalazłam pracę.
 Tak szybko?
 Zaczyna się ukazywać nowy magazyn i potrzebują fotografa na cały etat. %7ładna
tam nudna robota w redakcji. Fotografia w najczystszej postaci. Umówiłam się z nimi
na jutro, pokażę im teczkę z moimi zdjęciami.
 Brzmi wspaniale.
 Colin też na tym skorzysta  powiedziała.  To nie jest praca biurowa. Będę bie-
gać po całym mieście i robić zdjęcia. Czeka go pracowite lato.
Rozmawiali jeszcze tylko przez parę minut, po czym pożegnali się. Gdy Doyle odło-
żył słuchawkę, bębnienie deszczu zdawało się raptownie nasilać.
Pózniej, gdy leżeli w głęboko zaciemnionym pokoju w swoich łóżkach, czekając na
sen, Colin westchnął i powiedział:
 No i co, domyśliła się, że coś jest nie tak, prawda?
 Tak.
 Nie można oszukać Courtney?
 W każdym razie niezbyt długo  odparł Doyle, wpatrując się w nieoświetlony
sufit i myśląc o swojej żonie.
Ciemność zdawała się pęcznieć i kurczyć, i znów pęcznieć, pulsując jak żywa i otu-
lając ich niczym koc.
 Naprawdę sądzisz, że go zgubiliśmy?
68
 Pewnie.
 Przedtem też tak myśleliśmy.
 Tym razem możemy być pewni.
 Mam nadzieję, że się nie mylisz  powiedział Colin.  Ten facet jest naprawdę
szalony, kimkolwiek jest.
Po chwili uspokajająca muzyka wiosennego deszczu ukołysała do snu najpierw
chłopca, a potem Doyle a.
Deszcz wciąż lał, gdy Colin obudził Alexa. Stał przy łóżku Doyle a, szarpiąc go za
ramię i szepcząc nagląco.
 Alex! Alex! Obudz się. Alex!
Doyle usiadł na łóżku, osłabiony i nieco otumaniony. W ustach czuł niesmak. Mrugał
bezustannie, starając się coś zobaczyć, dopóki nie zorientował się, że jest środek nocy
i że w pokoju panuje smolista ciemność.
 Alex, nie śpisz już?
 Co się stało?
 Ktoś jest przy drzwiach  powiedział chłopiec.
Alex wpatrywał się w miejsce, z którego dochodził głos Colina, ale nie mógł dostrzec
chłopca.
 Przy drzwiach?  spytał głupio, wciąż zbyt zaspany, by zrozumieć co się dzieje.
 Obudził mnie  wyszeptał Colin.  Słyszę go od jakichś trzech czy czterech
minut. Chyba próbuje otworzyć drzwi.
10
Przy akompaniamencie deszczu, Alex posłyszał odgłosy manipulowania przy zamku,
docierające zza drzwi. W ciepłej, przytulnej, nieprzeniknionej ciemności dzwięk drutu
przesuwanego tam i z powrotem w zamku wydawał się znacznie głośniejszy, niż był
w rzeczywistości. Strach, który odczuwał Doyle, działał jak wzmacniacz.
 Słyszysz go?  spytał Colin.
Jego głos zmienił się raptownie przed drugim słowem, przybierając wysoki ton.
Doyle wyciągnął rękę, odszukał w ciemności chłopca i położył dłoń na jego chudym
ramieniu.
 Słyszę go, Colin  wyszeptał, mając nadzieję, że jego własny głos nie zmienił się.
 Nie bój się. Nikt tu nie wejdzie. Nikt cię nie skrzywdzi.
 Ale to musi być on.
Doyle spojrzał na swój zegarek, który stanowił jedyne zródło światła w tym małym
pokoju. Na tarczy zamigotały cyfry, wyrazne i jasne: siedem po trzeciej rano. O tej go-
dzinie nikt nie miał żadnego sensownego powodu, by włamywać się do pokoju, który...
Co mu w ogóle przychodziło do głowy? Nie było sensownego powodu, by robić taką
rzecz o jakiejkolwiek godzinie, dniem czy nocą.
 Alex, co zrobimy, jeśli dostanie się do środka?
 Szszsz  uciszył go Doyle, odrzucając nogami pościel i ześlizgując się z łóżka.
 Co zrobimy, jeśli się dostanie?
 Nie dostanie się.
Doyle zbliżył się do drzwi, czując za plecami Colina. Nachylił się, by przystawić ucho
do zamka. Metal tarł o metal, brzęczał, uderzał, znowu tarł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •