[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jest pan przyjęty?  zapytał mąż, był znacznie bardziej ożywiony
niż przedtem, także żona z uśmiechem spoglądała zza jego ramienia. Gdy
Karl odpowiedział, że właśnie został przyjęty i idzie się przedstawić, mąż
rzekł:
 Wobec tego gratuluję. My także zostaliśmy przyjęci. Zdaje się,
że to jest dobre przedsiębiorstwo, co prawda nie można się od razu we
wszystkim zorientować, ale tak jest wszędzie.  Powiedzieli sobie jeszcze
nawzajem:  Do widzenia  i Karl wszedł na trybunę. Szedł powoli, gdyż
zdawało mu się, że mała platforma na górze jest przepełniona ludzmi,
a nie chciał się przepychać. Przystanął nawet i rzucił okiem na wielkie
pole wyścigowe, które we wszystkich kierunkach sięgało aż do odległych
lasów. Ogarnęła go chęć zobaczenia choć raz wyścigów konnych, w
Ameryce nie miał jeszcze sposobności po temu. W Europie, kiedy byl
jeszcze dzieckiem, zabrano go raz na wyścigi, nie mógł sobie jednak
przypomnieć nic poza tym, że matka ciągnęła go przez tłum ludzi, którzy
nie chcieli się rozstąpić. Nie widział więc właściwie nigdy wyścigów.
Jakaś maszyneria za nim zaczęła terkotać, obejrzał się i zobaczył, że na
aparacie, na którym podczas wyścigów ogłasza się nazwiska zwycięzców,
ukazuje się teraz następujący napis:  Kupiec Kalla z żoną i dzieckiem . W
ten sposób więc podawano kancelariom nazwiska przyjętych.
Właśnie kilku panów z ożywieniem z sobą rozmawiających, z
ołówkami i notesami w rękach, zbiegło po schodach, Karl przycisnął się
do poręczy, żeby ich przepuścić, a ponieważ teraz na górze zrobiło się
luzniej, poszedł tam. W jednym kącie platformy opatrzonej drewnianymi
poręczami  całość wyglądała jak płaski dach spiczastej wieży  siedział,
wyciągnąwszy ramiona na poręczach, pan, który miał założoną ukośnie
przez pierś szeroką, białą jedwabną wstęgą z napisem:  Przywódca
dziesiątej grupy werbunkowej Teatru z Oklahomy . Obok niego na małym
stoliczku stał używany też zapewne na wyścigach aparat telefoniczny,
przez który przywódca dowiadywał się widocznie wszystkich potrzebnych
danych o kandydatach jeszcze przed ich przedstawieniem się, gdyż teraz
nie stawiał Karlowi żadnych pytań, lecz powiedział do pana stojącego
obok niego przy poręczy ze skrzyżowanymi nogami i brodą wspartą na
dłoni:
 Negro, uczeń europejskiej szkoły średniej.  I jak gdyby tym samym
załatwił już pochylonego w głębokim ukłonie Karla, spojrzał w dół
schodów, czy jeszcze ktoś nadchodzi. Ale ponieważ nikt nie nadchodził,
przysłuchiwał się od czasu do czasu rozmowie, którą drugi pan prowadził
z Karlem, przeważnie jednak patrzył na pole wyścigowe i stukał palcami
o poręcz. Te delikatne, a jednak silne, długie i szybko poruszające się
palce przyciągały chwilami uwagę Karla, jakkolwiek drugi pan zajmował
go w dostatecznym stopniu.
 Został pan bez pracy?  spytał ów pan przede wszystkim. To pytanie,
tak jak prawie wszystkie pytania, które zadawał, było bardzo proste,
zupełnie naturalne, a odpowiedzi nie badał za pomocą dodatkowych
pytań; mimo to, obserwując sposób, w jaki je Karl wypowiadał z szeroko
otwartymi oczami, jak sprawdzał ich efekt, pochylając górną część
ciała, jak przyjmował odpowiedzi z głową opuszczoną na piersi, a od
czasu do czasu głośno je powtarzał, ów pan umiał nadać odpowiedziom
Karla szczególne znaczenie, którego się wprawdzie nie rozumiało, lecz
którego domyślanie się wywoływało ostrożność i onieśmielenie. Często
Karla kusiło, aby daną już odpowiedz odwołać i zastąpić inną, która
znalazłaby może więcej uznania, lecz za każdym razem powstrzymywał
się od tego, gdyż wiedział, jak złe wrażenie musiałaby wywrzeć tego
rodzaju chwiejność, a ponadto, jak nieobliczalny jest przeważnie skutek
odpowiedzi. Zresztą jego przyjęcie zdawało się już być postanowione i ta
świadomość dawała mu oparcie.
Na pytanie, czy został bez pracy, odpowiedział po prostu:
 Tak.
 Gdzie pan był ostatnio zatrudniony?  spytał potem ów pan. Karl
chciał już odpowiedzieć, gdy pan podniósł palec wskazujący i raz jeszcze
powiedział:  Ostatnio!
Karl zrozumiał właściwie już pierwsze pytanie, mimo woli więc ruchem
głowy odrzucił ostatnią uwagę jako rozpraszającą go i odpowiedział:
 W biurze.
To jeszcze była prawda, ale gdyby pan zażądał bliższej informacji
o rodzaju owego biura, wtedy Karl musiałby skłamać. Lecz pan tego
nie uczynił, natomiast zadał pytanie, na które niezmiernie łatwo było
odpowiedzieć zgodnie z prawdą:
 Czy był pan zadowolony z tej pracy?
 Nie!  zawołał Karl, niemal wpadając mu w słowo. Spojrzawszy
w bok, zauważył, że przywódca lekko się uśmiechnął. Karl pożałował
nieprzemyślanego sposobu, w jaki odpowiedział, lecz zbyt go kusiło,
żeby wykrzyknąć to:  Nie! , gdyż przez cały czas swojej ostatniej służby
najbardziej życzył sobie tego, żeby wszedł kiedyś jakiś obcy pracodawca
i zadał mu to pytanie. Ale jego odpowiedz mogła przynieść jeszcze jedną
szkodę, gdyż pan mógł teraz spytać, dlaczego Karl nie był zadowolony.
Zamiast tego jednak spytał:
 Jaką pracę uważa pan za odpowiednią dla siebie?
To pytanie kryło, być może, naprawdę jakąś pułapkę, bo po cóż je
zadano, skoro Karl został już przyjęty jako aktor? Lecz mimo że zdawał
sobie z tego sprawę, nie mógł przemóc się i oświadczyć, że czuje się
szczególnie powołany do zawodu aktorskiego. Uchylił się zatem od
odpowiedzi i ryzykując, że wyda się uparty, rzekł:
 Przeczytałem w mieście plakat, a ponieważ było na nim napisane, że
każdy jest potrzebny, więc się zgłosiłem.
 To wiemy  powiedział pan i zamilkł, co wyraznie świadczyło, że
obstaje przy swym poprzednim pytaniu.
 Zostałem przyjęty jako aktor  powiedział Karl z wahaniem, żeby
dać owemu panu do zrozumienia trudność, jaką sprawiała mu odpowiedz
na jego ostatnie pytanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •