[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spojrzeniu ją rozgrzewał. Teraz w jego zielonych oczach wi-
działa jedynie lód.
- Więc mi go zdradz - dodał, zaciskając mocniej palce
na jej ramieniu.
Spojrzała w dół, na jego dłoń, a potem znowu podniosła
wzrok i popatrzyła mu prosto w oczy.
- To boli.
Natychmiast ją puścił i pokręcił głową.
- Przepraszam. Nie chciałem. - Położył się na boku
i sięgnął po jej stanik, który wisiał na lampie. Podał go jej.
- Ale wciąż chcę usłyszeć odpowiedz na moje pytanie. Dla-
czego to zrobiłaś? Dlaczego ode mnie odeszłaś?
Włożyła stanik, zapięła go i nagle poczuła się bardziej naga,
niż parę chwil temu. Nie chciała rozmawiać o przeszłości. Z te-
S
R
go nie mogłoby wyniknąć nic dobrego. A poza tym nie miała
zamiaru zdradzić mu swoich powodów. To jej sprawa.
- Nie chcę o tym rozmawiać, Sam - powiedziała.
Wypatrzyła swoją bluzkę, która leżała zmięta na podłodze,
częściowo ukryta pod fotelem. Wyciągnęła ją. Teraz pozosta-
ło tylko znalezć spodnie i będzie mogła się stąd wynieść.
- Och, czemu nie powiedziałaś od razu - odparował,
a w jego głosie zabrzmiał sarkazm. - Hej, jeśli Michelle nie
chce o czymś gadać, to się o tym nie gada, zrozumiano?
- Nie ma powodu się wyzłośliwiać.
- Bardzo ciÄ™ przepraszam - warknÄ…Å‚. - Ale nigdy nie ro-
zumiałem etykiety obowiązującej człowieka, który właśnie
kochał się namiętnie z eks-narzeczoną.
Mruknęła coś pod nosem, a on zapytał:
- Co?
- Powiedziałam - powtórzyła - że może należałoby się
trzymać starej zasady, która głosi, że jeśli człowiek nie ma do
powiedzenia nic miłego, to niech lepiej w ogóle nic nie mówi.
- Niezła jesteś, wiesz? - powiedział i wstał. Złapał swoje
dżinsy z kanapy, wciągnął je na siebie i zapiął zamek. -
Wdzierasz się z powrotem w moje życie, stawiasz je na gło-
wie, a potem znowu znikasz.
- Sam...
- Kim ty właściwie jesteś? Wpadasz raz na dziesięć lat,
żeby przewrócić wszystko do góry nogami?
- To nie w porządku - powiedziała.
- Może i nie, ale dobrze oddaje sytuację.
Po raz kolejny rozejrzała się po pokoju. Nareszcie! Gdy
S
R
włożyła spodnie, poczuła się nieco pewniej. Odsunęła włosy
z twarzy i powiedziała:
- Dobrze wiesz, że tego nie planowałam.
Minęła długa chwila. Wreszcie Sam westchnął ciężko
i skrzyżował ręce na piersiach. Przyznał w końcu:
- No, tak. Ja też nie.
- Więc może powinniśmy zapisać to na konto dawnych
czasów i zapomnieć.
- A potrafisz? - zapytał.
Nawet z drugiego końca pokoju jego wzrok wwiercał się
w niÄ… intensywnie, badawczo.
- Muszę - odpowiedziała po prostu, po czym złapała to-
rebkę i ruszyła do drzwi.
Sam ani drgnÄ…Å‚.
Stała już w otwartych drzwiach, gdy zatrzymał ją jego głos.
- Michelle.
Spojrzała na niego przez ramię.
- SÅ‚ucham?
- Dzięki za pomoc. Mam na myśli przygotowanie domu.
- Nie ma sprawy - zdołała z siebie wykrztusić, nim gard-
ło zacisnęło się jej od emocji.
Po czym opuściła ten śliczny, mały domek i mężczyznę,
którego zawsze kochała. Ostrożnie zamknęła za sobą drzwi.
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Minęło półtora tygodnia. Sam próbował jakoś zapanować
nad swoim nowym światem. Lecz bez względu na to, jak się
starał, to cholerstwo cały czas chwiało się w posadach.
Zaliczył już dwie nianie, z pięć tysięcy pieluszek, pełną
fiolkę aspiryny i Bóg wie ile załadowanych do pełna pralek.
Doszedł do jednego wniosku.
Jak na ojca, jest świetnym żołnierzem piechoty morskiej.
Za drzwiami znikała właśnie jego ostatnia próba znormali-
zowania sytuacji.
- Te dzieci potrzebują dyscypliny, panie sierżancie - po-
wiedziała niania i poprawiła swój maleńki, czarny kapelusz
na czubku starannie ułożonych, siwych loków. - Bez dyscy-
pliny świat popada w chaos.
Sam spojrzał na nią spod uniesionych brwi i powiedział:
- Chaos? Przecież one nawet jeszcze nie mówią.
Kobieta prychnęła i zasznurowała usta. Samowi stanęła
przed oczami jego nauczycielka z czwartej klasy, pani Henry,
istna hetera. Odniósł nieodparte wrażenie, że jego nauczy-
cielkÄ™ i nianiÄ™ sporo Å‚Ä…czy.
A przecież dopiero co wrócił do domu i zastał obie dziew-
czynki wyjące wniebogłosy, podczas gdy ta  niania" siedzia-
S
R
ła sobie obojętnie w fotelu i czytała książkę. Gdy ją zapytał,
dlaczego się nimi nie zajęła, stara jędza odparła na to apody-
ktycznie, że jeśli się wezmie płaczące dziecko na ręce, to uczy
się je w ten sposób, że może płakać za każdym razem, gdy
czegoÅ› chce.
Nie widział w tym doprawdy nic dziwnego, skoro to je-
dyny dostępny niemowlętom sposób komunikacji. Samowi
zawsze się wydawało, że tego się właśnie od małych dzieci
oczekuje.
- Trzeba trzymać się zasad - dodała kobieta, wyrywając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •